Kat-tun’s life
Rozdział siódmy,
czyli o tym, że przyjaciół poznaje się po tym czy pamiętali o twoich
urodzinach.
Pewna osoba twierdziła, że czwarty
lipca powinien być wyjątkowym dniem dla całego świata z dwóch powodów. Pierwszy
powód był taki, że był to dzień uzyskania niepodległości przez Stany
Zjednoczone Ameryki Północnej. Drugi powód natomiast, tak samo ważny lub nawet
ważniejszy od tego pierwszego, był również rocznicą, tyle że urodzin i to nie
byle kogo, bo Jina Akanishiego. Twierdził tak największy fan wyżej
wymienionego, albowiem on sam. Często jednak miał wrażenie, że nie wszyscy się
z nim zgadzają.
Zdarzyło się, że czwartego lipca 2009 roku też miał takie wrażenie. Nie
kazał sobie przecież budować ołtarzy ani nic takiego, ale to co się działo go
przerażało. A co się działo? Odpowiedź była krótka. Nic. I to go właśnie
przerażało. Od początku dnia, mimo że były to jego dwudzieste piąte urodziny,
życzenia złożyli mu tylko trzej juniorzy, z czego jeden dał mu mały prezent.
Sądził, że ma więcej przyjaciół niż trójka małych chłopców chcących osiągnąć to
co jemu się udało. Szkoda tylko, że już teraz nie pamiętał ani ich imion ani
twarzy.
Kamenashi, Taguchi, Tanaka, Ueda,
Nakamaru – wszyscy zachowywali się dzisiaj jak zwykle. Mieli dzisiaj próbę
tańca, a więc trochę potańczyli, powygłupiali się i tyle. Później szybkie
pożegnanie i wszyscy rozeszli się jak gdyby nigdy nic. Akanishi przeżywał to
jak jakiś koszmar, bo przecież to nie mogło się dziać naprawdę. A jednak się
działo.
Wyszedł z budynku i skierował się w
stronę domu, jednak po chwili się zatrzymał. Po co tam pójdzie? By w samotności
coś sobie przygotować, a później zjeść. To w sumie jeszcze miało sens, ale co
dalej? W końcu zdecydował się pójść do restauracji.
Jedno spojrzenie po wejściu do środka
wystarczyło, by wiedział, że wszystkie stoliki są zajęte. Wolał jednak wejść w
głąb pomieszczenia i się upewnić. Miał jednak rację i nie znalazł stolika przy
którym nikt by nie siedział. Chciał więc pójść do innej restauracji, by tam
poszukać, gdy przez przypadek kogoś szturchnął. Odwrócił się, by przeprosić.
- Przep… Ach, to ty. – powiedział
zamiast tego.
Osobą, którą szturchnął był Masuda
Takahisa z NEWS. Żaden z nich nie ucieszył się z tego spotkania, ale Akanishi
postanowił wykorzystać to do poprawienia sobie humoru. Spytał więc:
- Wolne?
Masuda kiwnął tylko głową. Jin usiadł
naprzeciwko, a gdy przyszedł kelner, złożył zamówienie. Po odejściu pracownika
restauracji zaczął rozmowę.
- Co tak dzisiaj samotnie? Czyżby
przyjaciele cię wystawili i dlatego nie jesteś tu z nimi?
- Skądże. – odpowiedział Takahisa –
Przyszli ze mną.
- Przyszli? – Akanishi rozejrzał się
dookoła, po czym zrobił przerażoną minę i zawołał – Zjadłeś ich?!
Kilka osób spojrzało się w ich stronę.
Masuda, mimo że po tych słowach poczuł się dziwnie, starał się być nadal
życzliwym.
- Niee. Nie mogli czekać aż skończę
jeść, więc zapłacili i wyszli wcześniej.
- Nie mają czasu dla przyjaciela.
Skandal. Powinieneś mieć więcej przyjaciół, jak na przykład ja, to nie jadałbyś
wtedy sam.
- Tak? To czemu dzisiaj przyszedłeś
sam? – po raz pierwszy w czasie tej rozmowy to Masuda zadał pytanie.
Jin nie wiedział, co ma odpowiedzieć. W
końcu powiedział zmieniając temat.
- Miałeś kiedyś urodziny i nikt o
tym nie pamiętał?
Obydwoje byli zaskoczeni, że takie
pytanie padło. Akanishi próbował je jakoś odkręcić.
- To znaczy… Yyy… - nie miał żadnego
pomysłu, co powinien powiedzieć.
- Skąd wiesz, że mam dzisiaj
urodziny? – spytał zbity z tropu Massu.
Jin chwilę zastanawiał się nad tym co
usłyszał.
- Masz dzisiaj urodziny? – zapytał w
końcu – Ja też. – wyrwało mu się mimowolnie.
- Dzisiaj? – chciał upewnić się
Masuda.
- Tak. – nawet Akanishi wiedział, że
wypowiedzianych słów nie da się cofnąć, choć czasem o tym zapominał. Teraz
natomiast spodziewał się jakiejś złośliwej uwagi.
- No to… wszystkiego najlepszego. –
usłyszał zamiast tego.
- Yyy… No… Dzięki. – wyjąkał Jin w
odpowiedzi – Nawzajem.
- Dziękuję. To pierwsze życzenia
jakie dzisiaj usłyszałem.
Nagle Jin poczuł przypływ sympatii do
siedzącego naprzeciwko niego chłopca. Wprawdzie nie lubił spokojnych i
poważnych osób, ale do tej sytuacji te cechy idealnie pasowały. Czy można się
śmiać i wygłupiać, gdy zapominają o tobie przyjaciele? Kiedyś myślał, że na
wygłupy i śmiech czas jest zawsze. Teraz już wiedział, że w takich sytuacjach
uśmiechać mógłby się tylko Taguchi.
- Mi złożyły życzenia… trzy
dzieciaki. Nawet dostałem prezent. Zobacz… długopis. – powiedział, pokazując mu
wspomnianą rzecz.
- Nie powinieneś mówić tego tak
złośliwie. – stwierdził Masuda, biorąc od niego długopis, by go obejrzeć.
- Czemu? – zdziwił się Akanishi –
Przecież ich nawet nie znam.
- No, właśnie. Oni przecież też
pewnie do tej pory nie znali cię osobiście. A mimo wszystko uważają cię za
kogoś wyjątkowego i dlatego dali ci prezent. A tak a propos, czytałeś co tu
jest napisane?
Jin wziął od Takahisy długopis i
przyjrzał mu się uważnie. Rzeczywiście. Na powierzchni długopisu ładnymi,
czytelnymi znakami był wyryty napis:
- Prawdziwi przyjaciele są zawsze
obecni, choć oddaleni. – przeczytał na głos.
Zapadła cisza. Obydwoje pomyśleli teraz
o swoich „prawdziwych” przyjaciołach, którzy właśnie zapomnieli o ich
urodzinach.
W końcu ciszę przerwał Akanishi.
- Nic dziwnego, że nie mogłem
zapamiętać imion tych juniorów, skoro ten co dał mi ten długopis nazywał się
Cyceron.
- ? ? ?
- No spójrz. Podpisał się. – pokazał
Masudzie wyryty napis pod zdaniem o przyjaciołach na co Takahisa zaczął się
śmiać. – Nie powinieneś śmiać się z czyichś dziwnych imion. – skarcił go Jin.
- Nie śmieje się z tego, że imię
jest dziwne, ponieważ ono musi być dziwne. W końcu to imię filozofa greckiego
czy tam rzymskiego.
- Hę? – zdziwił się Akanishi – To my
mamy w agencji zagranicznych filozofów?
Masuda musiał długo się zastanowić, co
odpowiedzieć, albo raczej, jak odpowiedzieć, by Jin zrozumiał. W końcu
powiedział:
- Cyceron był filozofem żyjącym
przed wiekami, a dokładnie w starożytności. Wiele wypowiedzi jego, jak i innych
filozofów zachowały się do dzisiaj, a chłopiec, który dał ci ten prezent, po
prostu jedną z nich zacytował.
- Aaa… - zrozumiał wreszcie Akanishi
– A nie mógł sam czegoś wymyśleć?
- Pewnie i mógł, tyle że niekiedy to
co chcemy wyrazić już zostało, kiedyś wypowiedziane, więc czemu nie można by z
tego skorzystać.
- Może… - powiedział Jin, chowając
prezent.
W tym momencie Takahisa wstał i zaczął
szykować się do wyjścia.
- Idziesz już? – zapytał Akanishi,
sam nie wierząc w to co mów. W sumie smutno mu się zrobiło, że tamten
najwyraźniej musiał już iść.
- Tak. Muszę jeszcze przećwiczyć
kroki. My latem też mamy koncerty. – Masuda zapłacił kelnerowi, po czym spytał
się jeszcze Jina – A ty? Co będziesz dzisiaj robić?
- Nie wiem, ale chyba odpocznę. Nie
będę się przemęczał we własne urodziny.
- No to miłego odpoczynku i na
razie.
- Dzięki. A tobie miłego ćwicze… -
zaczął Jin, ale nie dokończył, spojrzawszy na drzwi wejściowe lokalu.
Od razu przypomniał sobie, dlaczego nie
lubił Masudy. Powód tej niechęci wszedł właśnie do restauracji, szczerząc zęby
w uśmiechu, co Akanishiego, nie wiedząc czemu, bardzo zirytowało. Razem z
uśmiechającym się osobnikiem, weszły jeszcze dwie osoby i cała trójka podeszła
do Masudy.
- A nie mówiłem, że jeszcze tu
będzie. – powiedział z dumą najwyższy z nich, Keiichiro Koyama.
- Zaczynam żałować, że tak szybko go
znaleźliśmy. Teraz będziesz się tym chwalił przez najbliższy miesiąc. –
skomentował słowa kolegi, Kato Shigeaki.
- E, tam Najważniejsze, że jest z
nami. Chodź, musimy ci coś pokazać. – odezwał się do Takahisy, trzeci z nich
Yuya Tegoshi, pokazując przy tym całe swoje uzębienie.
- Gdzie chcecie iść? – zdziwił się
Masuda.
- Jak to gdzie? – Koyama był jeszcze
bardziej zdziwiony, że tamten się nie domyślił – Na birthday party! No, chodź,
czekają na ciebie.
- Czekają? – Massu chciał wiedzieć wszystko
dokładnie, zanim gdziekolwiek pójdzie. – Kogo wy znowu zaprosiliście?
- Niewielu. Oprócz nas i ciebie… -
zaczął wymieniać Shige - …są jeszcze Kusano i Uchi, którzy właśnie rozkręcają
imprezę, dwóch z Kanjani∞, jeden z Kis-my-ft2, kilku tancerzy z różnych
zespołów, których lubisz albo oni bardzo lubią ciebie. No i Yamapi i Ryo też
przyjdą tylko, że trochę później, bo… - nie dokończył, bo właśnie kogoś
zauważył – Dzień dobry, Akanishi-san. No i smacznego. – powiedział zamiast
tego.
Shige, podobnie jak Masuda, starał się
być uprzejmy niezależnie od sytuacji.
- Dzień dobry, Shigeaki-san i
oczywiście dziękuję. A tak w ogóle, to cześć wam wszystkim. – uprzejmość z jaką
to powiedział, zamurowała wszystkich oprócz Massu, który zdążył się już dzisiaj
do tego przyzwyczaić.
Pierwszy ocknął się Koyama.
- Cześć. Wybacz, nie zauważyliśmy
cię.
- Właśnie, nie zauważyliśmy. –
zgodził się chłodno Tegoshi – Takahi~… Musimy już iść. – po czym pierwszy
wyszedł z restauracji. Zaraz za nim, wysyłając przepraszające spojrzenie i
mówiąc krótkie „No to na razie”, wyszedł Koyama.
Masuda nakładając bluzę, głęboko się nad
czymś zastanawiał, po czym zdecydował zaryzykować i zapytać.
- Akanishi-san… Skoro i tak nie masz
dzisiaj żadnych planów, to może wpadniesz na moje urodziny?
Jin nie krył zdziwienia, w zupełnym przeciwieństwie do Kato, który za wszelką
cenę chciał ukryć przerażenie.
- Nie. – pokręcił przecząco głową
zapytany – Nie chciałbym dzisiaj się z kimś pokłócić.
- Rozumiem. No to tyle i na razie.
- Na razie chłopaki. I miłej zabawy.
- Do widzenia. – odpowiedział
Shigeaki, Massu kiwnął jeszcze głową w stronę Akanishiego, po czym obaj wyszli.
Jin został sam (nie licząc oczywiście
obcych ludzi będących w restauracji). Dokończył jednak tylko jeść, po czym
zapłacił i wyszedł. Kiedy Masuda poszedł świętować swoje urodziny była już
prawie dziewiętnasta, a zanim Akanishi dotarł na ulicę, przy której znajdowało
się jego mieszkanie było już po dwudziestej. Mimo że było to lato, a dni były
długie, w niektórych domach świeciło się światło. Nie byłoby w tym nic
dziwnego, gdyby nie fakt, że w jego mieszkaniu również było jasno.
Zaniepokojony Jin przyspieszył kroku.
Pewnie by i pobiegł, ale miał wrażenie, że zapomniał już, jak to się robi. Gdy
przechodził koło budynku, gdzie mieszkał wydawało mu się, że słyszy muzykę, ale
gdy znalazł się już prawie przed samymi drzwiami swojego mieszkania, słyszał
już tylko odgłos swoich kroków.
Pociągnął za klamkę. Było zamknięte.
Zaczął więc szukać kluczy. Nie zdążył ich jednak znaleźć, gdy drzwi same się
uchyliły. Wszedł więc to pierwszego pomieszczenia, czyli korytarza. Było tam
dość ciemno, bo nie było okien, a drzwi do innych pomieszczeń były pozamykane.
Jedyne światło wpadało przez otwarte drzwi z klatki schodowej. Jednak i ono
przestało cokolwiek oświecać, gdy drzwi tak samo jak się otwarły, tak się same
zamknęły. I tak zapadła całkowita ciemność.
Jin pierwsze co zrobił to rzucił się na
drzwi wyjściowe, chcąc je z powrotem otworzyć. Gdy okazały się zamknięte na
klucz, zaczął szukać zamka. Nagle ktoś oświecił światło w korytarzu.
- Nie tak lepiej? – usłyszał
Akanishi.
Nadal przestraszony odwrócił się do
miejsca, gdzie słyszał głos, po to tylko, by spojrzeć w obiektyw aparatu, robiącego
mu właśnie zdjęcie Tanaki. Strach natychmiast zamienił się we wściekłość, a
Koki nie czekał na to w jaki sposób się ona w Akanishim objawi, tylko czmychnął
do salonu. Jin oczywiście poszedł za nim.
Gdy wszedł do salonu zaczął się
zastanawiać czy na pewno jest w odpowiednim mieszkaniu. W salonie było pełno
ludzi, którzy tak jak pomieszczenie byli przyozdobieni w jakieś dziecinne
urodzinowe ozdoby. Nie zdążył się jednak wszystkiemu dobrze przyjrzeć, bo
podszedł do niego Nakamaru.
- Gdzie się tak długo włóczyłeś? Już
mieliśmy zaczynać bez ciebie.
-
To mogliście zaczynać. Tylko wtedy nie w moim mieszkaniu. A właśnie… Czemu to
jest w moim mieszkaniu?
Zapadła całkowita cisza. Wszyscy
patrzyli to na Akanishiego, to na organizatorów tego całego przyjęcia, czyli
resztę KAT-TUN.
- Sam mówiłeś dokładnie rok temu, że
chcesz, by następne urodziny były zorganizowane w twoim domu. Więc my się do
tego zastosowaliśmy, skoro nas o to prosiłeś. – Nakamaru widząc w pytaniu przyjaciela
oskarżenie, zaczął bronić siebie i kolegów.
- Nic takiego nie mówiłem. – Jin
zrobił oburzoną minę.
- Mówiłeś. – utrzymywał przy swoim
Yuichi.
- Nie.
- Tak.
- No mówię, że nie mówiłem.
- Mówiłeś. – w tym momencie Nakamaru
wyjął zapisaną kartkę papieru – Dałeś nam wtedy kartkę z wypisanymi osobami,
które chcesz zobaczyć na tej imprezie. Wprawdzie jest trochę brudna, bo za dużo
wypiłeś i trochę ci się zwróci…
- No dobra. Mówiłem. – przerwał mu
Akanishi i powiedział coś, co gdyby nie fakt, że mówił dzisiaj wiele innych
dziwnych rzeczy, pewnie by go zaskoczyło – Przepraszam. Wiem, że na pewno
bardzo się staraliście, a ja nawet nie potrafię wam za to podziękować…
Dziękuję. – i uścisnął z całej siły stojącego najbliżej Yuichiego. Zaraz po tym
z nad ramienia Nakamaru dał się słyszeć szloch. Nie trzeba było po tym długo
czekać, gdy Yuichi również się rozpłakał, bo przypomniał sobie, jak będąc małym
dzieckiem, wziął na siebie winę siostry, która stłukła szybę i bardzo bała się
kary rodziców. Ale żadnej kary nie dostali, tylko mama uściskała go, tak jak to
zrobił właśnie Akanishi.
Kame na próżno próbował powstrzymać
cisnące się pod powiekami łzy i tak za chwilę płakał razem z Uedą. Inni wzięli
z nich przykład i wszyscy parami szlochali sobie w ramiona. Wyjątkiem był Koki,
który nie mógł sobie znaleźć kogoś, kto posłużyłby mu swoim ramieniem. On też
postanowił zakończyć to całe płakanie.
- No to kto chce dostać największy
kawałek tortu? – zapytał, trzymając przed sobą przedmiot pytania.
Zadziałało. Już tylko Kamenashi płakał
dalej, reszta natomiast rzuciła się niczym stado wygłodniałych (bo też i tacy
byli) hien na tort. Po dwóch minutach po całym torcie zostało już tylko
wspomnienie.
- Co teraz jest w planie? – zapytał
Jin
- Jak to w planie?- zdziwił się
Nakamaru.
- No przecież w zeszłe urodziny
ułożyłem cały plan tych urodzin.
- No to nie pamiętasz, skoro sam to
ułożyłeś? – wtrącił się Tanaka.
- Nie. Ale wy przecież macie tą
kartkę, gdzie wszystko zostało zapisane.
Tanaka i Nakamaru spojrzeli na siebie
nawzajem.
- Tak naprawdę to… - zaczął Yuichi,
ale przerwał mu Koki.
- Ty naprawdę uwierzyłeś, że kartka,
którą wyjął wtedy Yuichi, to ta którą napisałeś rok temu? Przecież po tym co
zrobiłeś, nie nadawała się do niczego.
- Jak to do niczego? – zdziwił się
Akanishi, po czym zwrócił się do Nakamaru – Pokaż mi tę kartkę, tą oszukaną.
- No tak. Ty nic nie pamiętasz. No
ale mógłbyś nam oszczędzić konieczności opisywania tego. Uwierz nam na słowo.
To było straszne. – Koki na chwilę przerwał, po czym kontynuował, po tym jak
Jin rozłożył kartkę podaną mu przez Nakamaru – To tylko lista zakupów. A
urodziny staraliśmy się zorganizować na podstawie tego co pamiętaliśmy. Tyle,
że wiesz; niektórzy z nas pamiętali tyle co ty o tym, co się stało z tą kartką.
Dlatego nie wszystko chciało nam wyjść. Na przykład rok temu ułożyłeś osobny
plan, co zrobić, by Yamashita i Nishikido zamiast na urodziny Masudy Takahisy,
który obchodzi je tego samego dnia, przyszli na twoje. No, ale jak widzisz,
poradziliśmy ostatecznie i bez tego, chociaż było trudno. I fakt, że
powiedzieli, że nie mogą zostać na całej imprezie, ale zawsze coś.
Akanishi słuchając Kokiego przypomniał
sobie, to co mówił dzisiaj Shigeaki: „No i Yamapi i Ryo też przyjdą, tylko że
trochę później, bo…”. Czy jakby wtedy go nie zauważył to ten dokończyłby: „…bo
cię olali stary i wybrali imprezę u tego stukniętego Akanishiego”? Wprawdzie
trudno byłoby sobie wyobrazić, by Shige powiedział to w ten sposób, ale Jinowi
chodziło i sens zdania.
Akanishiego z zamyślenia wyrwał głos
Tanaki.
- Dobrze się czujesz? Dziwnie
wyglądasz.
- Bo właśnie myślałem nad… -
przerwał, widząc jak Koki na słowo „myślałem” udaje, że mdleje, przewracając
się w stronę Yuichiego, który całkiem realistycznie zaczął go cucić. Akanishi
postanowił to jednak zignorować i kontynuował – Myślałem nad tym, jaka jest
rola lidera zespołu. I co należy jeszcze do jego obowiązków, a co już nie.
- Nas o to nie pytaj. Idź do Uedy
albo Kamenashiego. Albo jeszcze lepiej do Nishikido albo Yamashity. Możesz też
zawsze pójść zapytać się o to do Fujigayi. I kogo my tu jeszcze mamy… Hmm…
Chyba więcej liderów nie mamy. A nas możesz co najwyżej zapytać, jak to jest
być najzwyklejszym członkiem zespołu i co do nas należy, a co już nie, jeśli
tego jeszcze nie wiesz.
- To o zwykłych członkach też mi się
przyda… Idę porozmawiać z Yamashitą i Nishikido.
Już po odejściu Akanishiego, Tanaka
zwrócił się do Nakamaru:
- Co on chce? Liderem zostać? Mało
kłopotów sprawia jako członek zespołu? – na co Yuichi wzruszył tylko ramionami
w geście niewiedzy.
* * *
U Masudy impreza trwała w najlepsze.
Uchi i Kusano już od pół godziny sprawdzali, kto jest w stanie więcej wypić,
Koyama i Shige zabawiali gości jakimś skeczem kabaretowym, który sami
stworzyli, reszta natomiast albo to oglądała, albo rozmawiała między sobą,
popijając alkohol. Takahisa tymczasem siedział na podłodze, z głową Tegoshiego
na swoim ramieniu. Patrząc na spokojną twarz przyjaciela cieszył się, że
Akanishiemu nie przyszło do głowy, by przyjąć zaproszenie, tym bardziej, że
przyjęcie zorganizowano w mieszkaniu Yuyi i nie byłoby to fair względem
gospodarza.
Nagle przed budynkiem, w którym odbywała
się impreza, z piskiem opon zatrzymał się samochód. Koyama wyjrzał przed okno.
- Czy to nie przypadkiem samochód
Jina Akanishiego? – zastanawiał się głośno po przyjrzeniu się marce samochodu.
Wszyscy doszli do okien. Masuda patrząc
na samochód, który rzeczywiście należał do Akanishiego, obiecał sobie nigdy
więcej nie zapraszać nikogo przed omówieniem tego z Tegoshim. Chociaż w głębi duszy
wolał, by ta dwójka jeszcze dzisiaj się pogodziła.
Jednak Akanishi nie wyszedł z samochodu,
mimo że w nim był. Wyszły natomiast trzy osoby, które od razu weszły do
budynku, a po chwili dzwonili do drzwi.
- Już wrócili? – zdziwił się Kato,
rozpoznając w dwóch osobach Yamashitę i Nishikido – Myślałem, że KAT-TUN
wynegocjował z nimi czas do północy.
Wszyscy tak myśleli, ale w drzwiach
rzeczywiście stali Tomohisa i Ryo.
- Co tak stoicie? – powiedział Keiichiro,
gdy ci jeszcze nie weszli – Wchodźcie. O, Nakamaru-kun. Wchodź, nie krępuj się.
– zaprosił nieoczekiwanego gościa. Ten jednak zdecydowanie odmówił.
- Nie, nie. Ja tylko chciałem ich
odprowadzić do drzwi. To znaczy, nie tak do końca chciałem, ale bynajmniej
muszę już iść. Przekaż Masudzie-kun najserdeczniejsze życzenia… Dobranoc,
Koyama-kun. Dobranoc Yamashita-kun i Nishikido-kun. Nie zapomnijcie, jakby was
pytał Akanishi, że odprowadziłem was pod same drzwi. No! No to dobranoc. – i już
chciał wyjść z budynku, gdy Koyama złapał go za ramię i siłą wciągnął do
mieszkania Tegoshiego.
- Nie tak szybko. Skoro już tu przyszedłeś,
to nie wyjdziesz tak łatwo. Kato, ukrój trzy kawałki tortu dla nowych gości!
- Ale Akanishi na mnie czeka i…
- To sobie poczeka. Masz, to twój
kawałek i masz go zjeść. – ciągnął dalej Koyama, dając mu na talerzyku podany
przez Shige tort.
- Ale ja nie mam nawet prezentu…
Zresztą później komuś przeze mnie może zabraknąć tortu, a ja jestem
nieproszonym gościem i w ogóle…
- Jedz i nie marudź. Zabraknąć
tortu, też mi coś. Tutaj to trudne do zrealizowania. Urodziny, gdzie brakuje
tortu to nie urodziny. Dlatego zamówiliśmy cztery torty dla gości i jeszcze
jeden specjalny dla Masudy, by w szczególności jemu tortu nie zabrakło. Co do
prezentu to da się załatwić. – powiedział do Nakamaru, po czym zwrócił sie do
osób zebranych w salonie – Słuchajcie. Nakamaru-kun chce teraz ze specjalną
dedykacją dla Massu z beat-boxingować znane nam wszystkim „Happy Birthday to
you”. Wprawdzie nie mamy mikrofonu, ale jestem pewny, że sobie poradzi. Zaczynaj!
Chcąc, nie chcąc Yuichi zrobił to, co
zapowiedział Keiichiro. Ale najważniejsze było, że jego interpretacja piosenki
spodobała się Masudzie i dlatego z beat-boxingował jeszcze jedną piosenkę.
- Ta druga już ci tak dobrze nie
wyszła. – skomentował Koyama, odprowadzając Nakamaru do drzwi, ponieważ
Yuichiemu naprawdę już zależało, by wyjść.
- To nie ja. To Akanishi bawi się
klaksonem. Zresztą nic dziwnego. – tłumaczył się Nakamaru, a na dowód tego, że
to co mówił było prawdą, na zewnątrz znowu odezwał się klakson.
- Aaa… Ale nie zjadłeś tortu… Nie martw
się. Massu zapakował ci ten kawałek, więc zjesz go sobie później. O ile
Akanishi go nie dorwie… A właśnie. Czemu tak nagle odwiózł Yamapiego i Ryo?
- Powiem ci jak będziemy nagrywali
następny odcinek Shounen Clubu. Teraz naprawdę muszę iść. – dźwięki dochodzące
z zewnątrz były coraz częstsze.
Masuda przyszedł z zapakowanym kawałkiem
ciasta (i z Tegoshim), który wręczył Nakamaru. Yuichi następnie został
uściskany na pożegnanie przez Yuyę, jako gospodarza, poklepany po plecach przez
Koyamę i wreszcie mógł wrócić na Jinową imprezę.
* * *
Po przyjeździe z urodzin Masudy,
Nakamaru do końca zabawy zaszył się w kącie salonu i stamtąd obserwował rozwój
wypadków. Było już po dwudziestej trzeciej, gdy podszedł do niego Ueda z dwoma
szklankami soku, chcąc pogadać.
- Albo mi się zdaje, albo Akanishi
dzisiaj się dziwnie zachowuje. – zaczął Tatsuya.
- Nie wydaje ci się. Zachowuje się
dziwnie… Pamiętasz jak bardzo chciał, by Yamashita i Nishikido byli na jego
urodzinach. Mówił wtedy, że „trzeba nie przebierać w środkach, byle tylko
osiągnąć cel”. A dzisiaj? „Nie powinniście ich zmuszać, by na siłę tutaj
przychodzili. Powinni sami zdecydować, na których urodzinach wolą być.” A my
przecież wcale ich nie zmuszaliśmy. Wyglądało to bardziej tak, jakby tylko
czekali na taką propozycję.
- Dokładnie. Albo ten dziwny toast,
który dzisiaj wzniósł: „Filozof Ceceron rzekł kiedyś – „Prawdziwi przyjaciele
są zawsze obecni, choć oddaleni”. Dzisiaj, kiedy myślałem, że wszyscy
przyjaciele zapomnieli o moich urodzinach, te słowa wcale nie dodawały mi
otuchy. Ostatecznie jednak okazały się one prawdą. Wznieśmy, więc toast za
naszych przyjaciół, którzy zawsze są z nami, nawet gdy są daleko od nas.” Nawet
jeśli przekręcił nazwisko Cycerona, to i tak jestem pod wrażeniem.
- Nie tylko ty. O! Akanishi chyba
coś od ciebie chce. – powiedział Nakamaru zauważywszy, że Jin przyzywa Uedę
ruchem ręki.
Ueda odszedł, a chwilę później koło
Yuichiego usiadł Kamenashi.
- Co taki smutny? – Nakamaru od razu
spostrzegł smutek na twarzy przyjaciela – Nie bawisz się dobrze?
- Nie o to chodzi. Myślałem o tym,
jak długo jesteśmy zespołem i jakie wiążą nas więzi.
- Rozumiem. – stwierdził Yuichi,
choć nie rozumiał w ogóle – I to, że jesteśmy zespołem jest takie smutne?
- Nieee… Tylko spójrz. Jestem
przyjacielem Akanhishiego. Organizowałem to przyjęcie. To czemu nie dostałem
nawet kawałka tortu?
- Bo się zagapiłeś i nie stanąłeś do
walki o niego? – dla Nakamaru odpowiedź była prosta, ale było mu też trochę żal
przyjaciela – Naprawdę ci tak bardzo zależało na tym kawałku tortu? Przecież on
nawet nie był dobry.
- A skąd mam wiedzieć czy był dobry,
czy nie. Nie miałem okazji go spróbować.
Yuichi tylko westchnął, po czym wyszedł
na chwilę do kuchni, by wrócić z kawałkiem tortu z urodzin Masudy. Po torcie
urodzinowym Jina, który wybrano niestety biorąc pod uwagę tylko wygląd nie miał
już dzisiaj ochoty na nic słodkiego.
- Masz. Zjedz to. – powiedział podając
Kamenashiemu talerzyk z kawałkiem tortu.
- Dzięki. Ale na pewno nie chcesz tego
zjeść?
- Nie. Częstuj się.
- Ale ten tort wygląda trochę
inaczej niż ten co zamówiliśmy. – zauważył Kazuya.
- Inaczej? Z głodu już ci się w
głowie miesza. – Nakamaru nie miał ochoty tłumaczyć mu, skąd ma ten kawałek
tortu.
- No dobra. No to jem. – i Kamenashi
zabrał się do jedzenia. Po dwóch łyżeczkach dodał – Pyszne. Nie wiem, co ty od
niego chcesz. Mówiłem, że ten tort będzie najlepszy.
„No, rzeczywiście” przypomniał sobie Yuichi „To on wybrał ten
tort. Jakie miał szczęście, że nie musiał go jeść. A ja jakiego pecha, że
oddałem mu dobry kawałek tortu.
Przepraszam, ale w tym momencie:
OdpowiedzUsuń"Nic dziwnego, że nie mogłem zapamiętać imion tych juniorów, skoro ten co dał mi ten długopis nazywał się Cyceron." - musiałam przestać na chwilę czytać i opanować śmiech. xDDD Bosh, cały Bakanishi, no cały Bakanishi i nic więcej! xD
Ale w sumie nie wiem czemu, ale całe te urodziny wydały mi się jakieś takie melancholijne... No bo niby wszyscy pamiętali o urodzinach wszystkich, w tym przypadku Jina i Massu, ale jakoś tak mam wrażenie, że ani Massu, ani Jin nie potrafili się z nich do końca cieszyć. No sama nie wiem... No i Kame, taki smutny Kame bez tortu. Eh, ten to ma w tym ff problemy. xDD
Ale ładnie Massu się zachował, zapraszając Jina na urodziny, chodzi o sam gest. <3 A Kei za to dziwnie. xDD Jak Maru mówi, że musi iść, no to chyba musi, skoro Jin czeka, no ale...
No właśnie. Jina nie kumam normalnie. Czemu odesłał Yamashitę i Nishikido? Chyba tylko dlatego, żeby być fair względem Massu. xD Ehh... ale ten Cyceron i tak mi utkwił w pamięci... xD
Bardzo dziękuję Ci za podzielenie się tym fikiem, bo niestety o japońskich bandach nie ma dużo w sieci do czytania. W ogóle to było takie fajne i zabawne, liczę, że kiedyś jeszcze o nich napiszesz~ <333