wtorek, 12 listopada 2013

KAT-TUN's Life - Rozdział siódmy

Ostatnia część z serii ficków o KAT-TUN *brawa*. Tym razem inspiracją była mniemana kłótnia w restauracji pomiędzy Akanishim a Tegoshim, teraz już kilka lat temu, ale wtedy była to dość rozpowszechniona plotka. Drugą inspiracją był fakt, że Akanishi i Masuda mają urodziny tego samego dnia. Więc jak można się domyślić, ten fick jest też nieco NEWSowy xD I jako, że to ostatni rozdział, chciałabym go zadedykować dwóm osobom, które wiem, że ten fanfick czytały, czyli Harumi i Alex. Dziękuję Wam za wsparcie, uwagi i świadomość, że mimo wszystko nie piszę tego tak bardzo tylko dla siebie ;p Jesteście kochane <3




Kat-tun’s life

Rozdział siódmy, czyli o tym, że przyjaciół poznaje się po tym czy pamiętali o twoich urodzinach.

        Pewna osoba twierdziła, że czwarty lipca powinien być wyjątkowym dniem dla całego świata z dwóch powodów. Pierwszy powód był taki, że był to dzień uzyskania niepodległości przez Stany Zjednoczone Ameryki Północnej. Drugi powód natomiast, tak samo ważny lub nawet ważniejszy od tego pierwszego, był również rocznicą, tyle że urodzin i to nie byle kogo, bo Jina Akanishiego. Twierdził tak największy fan wyżej wymienionego, albowiem on sam. Często jednak miał wrażenie, że nie wszyscy się z nim zgadzają.
       Zdarzyło się, że czwartego lipca 2009 roku też miał takie wrażenie. Nie kazał sobie przecież budować ołtarzy ani nic takiego, ale to co się działo go przerażało. A co się działo? Odpowiedź była krótka. Nic. I to go właśnie przerażało. Od początku dnia, mimo że były to jego dwudzieste piąte urodziny, życzenia złożyli mu tylko trzej juniorzy, z czego jeden dał mu mały prezent. Sądził, że ma więcej przyjaciół niż trójka małych chłopców chcących osiągnąć to co jemu się udało. Szkoda tylko, że już teraz nie pamiętał ani ich imion ani twarzy.
       Kamenashi, Taguchi, Tanaka, Ueda, Nakamaru – wszyscy zachowywali się dzisiaj jak zwykle. Mieli dzisiaj próbę tańca, a więc trochę potańczyli, powygłupiali się i tyle. Później szybkie pożegnanie i wszyscy rozeszli się jak gdyby nigdy nic. Akanishi przeżywał to jak jakiś koszmar, bo przecież to nie mogło się dziać naprawdę. A jednak się działo.
       Wyszedł z budynku i skierował się w stronę domu, jednak po chwili się zatrzymał. Po co tam pójdzie? By w samotności coś sobie przygotować, a później zjeść. To w sumie jeszcze miało sens, ale co dalej? W końcu zdecydował się pójść do restauracji.
       Jedno spojrzenie po wejściu do środka wystarczyło, by wiedział, że wszystkie stoliki są zajęte. Wolał jednak wejść w głąb pomieszczenia i się upewnić. Miał jednak rację i nie znalazł stolika przy którym nikt by nie siedział. Chciał więc pójść do innej restauracji, by tam poszukać, gdy przez przypadek kogoś szturchnął. Odwrócił się, by przeprosić.
            - Przep… Ach, to ty. – powiedział zamiast tego.
       Osobą, którą szturchnął był Masuda Takahisa z NEWS. Żaden z nich nie ucieszył się z tego spotkania, ale Akanishi postanowił wykorzystać to do poprawienia sobie humoru. Spytał więc:
            - Wolne?
       Masuda kiwnął tylko głową. Jin usiadł naprzeciwko, a gdy przyszedł kelner, złożył zamówienie. Po odejściu pracownika restauracji zaczął rozmowę.
            - Co tak dzisiaj samotnie? Czyżby przyjaciele cię wystawili i dlatego nie jesteś tu z nimi?
            - Skądże. – odpowiedział Takahisa – Przyszli ze mną.
            - Przyszli? – Akanishi rozejrzał się dookoła, po czym zrobił przerażoną minę i zawołał – Zjadłeś ich?!
       Kilka osób spojrzało się w ich stronę. Masuda, mimo że po tych słowach poczuł się dziwnie, starał się być nadal życzliwym.
            - Niee. Nie mogli czekać aż skończę jeść, więc zapłacili i wyszli wcześniej.
            - Nie mają czasu dla przyjaciela. Skandal. Powinieneś mieć więcej przyjaciół, jak na przykład ja, to nie jadałbyś wtedy sam.
            - Tak? To czemu dzisiaj przyszedłeś sam? – po raz pierwszy w czasie tej rozmowy to Masuda zadał pytanie.
       Jin nie wiedział, co ma odpowiedzieć. W końcu powiedział zmieniając temat.
            - Miałeś kiedyś urodziny i nikt o tym nie pamiętał?
       Obydwoje byli zaskoczeni, że takie pytanie padło. Akanishi próbował je jakoś odkręcić.
            - To znaczy… Yyy… - nie miał żadnego pomysłu, co powinien powiedzieć.
            - Skąd wiesz, że mam dzisiaj urodziny? – spytał zbity z tropu Massu.
       Jin chwilę zastanawiał się nad tym co usłyszał.
            - Masz dzisiaj urodziny? – zapytał w końcu – Ja też. – wyrwało mu się mimowolnie.
            - Dzisiaj? – chciał upewnić się Masuda.
            - Tak. – nawet Akanishi wiedział, że wypowiedzianych słów nie da się cofnąć, choć czasem o tym zapominał. Teraz natomiast spodziewał się jakiejś złośliwej uwagi.
            - No to… wszystkiego najlepszego. – usłyszał zamiast tego.
            - Yyy… No… Dzięki. – wyjąkał Jin w odpowiedzi – Nawzajem.
            - Dziękuję. To pierwsze życzenia jakie dzisiaj usłyszałem.
       Nagle Jin poczuł przypływ sympatii do siedzącego naprzeciwko niego chłopca. Wprawdzie nie lubił spokojnych i poważnych osób, ale do tej sytuacji te cechy idealnie pasowały. Czy można się śmiać i wygłupiać, gdy zapominają o tobie przyjaciele? Kiedyś myślał, że na wygłupy i śmiech czas jest zawsze. Teraz już wiedział, że w takich sytuacjach uśmiechać mógłby się tylko Taguchi.
            - Mi złożyły życzenia… trzy dzieciaki. Nawet dostałem prezent. Zobacz… długopis. – powiedział, pokazując mu wspomnianą rzecz.
            - Nie powinieneś mówić tego tak złośliwie. – stwierdził Masuda, biorąc od niego długopis, by go obejrzeć.
            - Czemu? – zdziwił się Akanishi – Przecież ich nawet nie znam.
            - No, właśnie. Oni przecież też pewnie do tej pory nie znali cię osobiście. A mimo wszystko uważają cię za kogoś wyjątkowego i dlatego dali ci prezent. A tak a propos, czytałeś co tu jest napisane?
       Jin wziął od Takahisy długopis i przyjrzał mu się uważnie. Rzeczywiście. Na powierzchni długopisu ładnymi, czytelnymi znakami był wyryty napis:
            - Prawdziwi przyjaciele są zawsze obecni, choć oddaleni. – przeczytał na głos.
       Zapadła cisza. Obydwoje pomyśleli teraz o swoich „prawdziwych” przyjaciołach, którzy właśnie zapomnieli o ich urodzinach.
       W końcu ciszę przerwał Akanishi.
            - Nic dziwnego, że nie mogłem zapamiętać imion tych juniorów, skoro ten co dał mi ten długopis nazywał się Cyceron.
            - ? ? ?
            - No spójrz. Podpisał się. – pokazał Masudzie wyryty napis pod zdaniem o przyjaciołach na co Takahisa zaczął się śmiać. – Nie powinieneś śmiać się z czyichś dziwnych imion. – skarcił go Jin.
            - Nie śmieje się z tego, że imię jest dziwne, ponieważ ono musi być dziwne. W końcu to imię filozofa greckiego czy tam rzymskiego.
            - Hę? – zdziwił się Akanishi – To my mamy w agencji zagranicznych filozofów?
       Masuda musiał długo się zastanowić, co odpowiedzieć, albo raczej, jak odpowiedzieć, by Jin zrozumiał. W końcu powiedział:
            - Cyceron był filozofem żyjącym przed wiekami, a dokładnie w starożytności. Wiele wypowiedzi jego, jak i innych filozofów zachowały się do dzisiaj, a chłopiec, który dał ci ten prezent, po prostu jedną z nich zacytował.
            - Aaa… - zrozumiał wreszcie Akanishi – A nie mógł sam czegoś wymyśleć?
            - Pewnie i mógł, tyle że niekiedy to co chcemy wyrazić już zostało, kiedyś wypowiedziane, więc czemu nie można by z tego skorzystać.
            - Może… - powiedział Jin, chowając prezent.
       W tym momencie Takahisa wstał i zaczął szykować się do wyjścia.
            - Idziesz już? – zapytał Akanishi, sam nie wierząc w to co mów. W sumie smutno mu się zrobiło, że tamten najwyraźniej musiał już iść.
            - Tak. Muszę jeszcze przećwiczyć kroki. My latem też mamy koncerty. – Masuda zapłacił kelnerowi, po czym spytał się jeszcze Jina – A ty? Co będziesz dzisiaj robić?
            - Nie wiem, ale chyba odpocznę. Nie będę się przemęczał we własne urodziny.
            - No to miłego odpoczynku i na razie.
            - Dzięki. A tobie miłego ćwicze… - zaczął Jin, ale nie dokończył, spojrzawszy na drzwi wejściowe lokalu.
       Od razu przypomniał sobie, dlaczego nie lubił Masudy. Powód tej niechęci wszedł właśnie do restauracji, szczerząc zęby w uśmiechu, co Akanishiego, nie wiedząc czemu, bardzo zirytowało. Razem z uśmiechającym się osobnikiem, weszły jeszcze dwie osoby i cała trójka podeszła do Masudy.
            - A nie mówiłem, że jeszcze tu będzie. – powiedział z dumą najwyższy z nich, Keiichiro Koyama.
            - Zaczynam żałować, że tak szybko go znaleźliśmy. Teraz będziesz się tym chwalił przez najbliższy miesiąc. – skomentował słowa kolegi, Kato Shigeaki.
            - E, tam Najważniejsze, że jest z nami. Chodź, musimy ci coś pokazać. – odezwał się do Takahisy, trzeci z nich Yuya Tegoshi, pokazując przy tym całe swoje uzębienie.
            - Gdzie chcecie iść? – zdziwił się Masuda.
            - Jak to gdzie? – Koyama był jeszcze bardziej zdziwiony, że tamten się nie domyślił – Na birthday party! No, chodź, czekają na ciebie.
            - Czekają? – Massu chciał wiedzieć wszystko dokładnie, zanim gdziekolwiek pójdzie. – Kogo wy znowu zaprosiliście?
            - Niewielu. Oprócz nas i ciebie… - zaczął wymieniać Shige - …są jeszcze Kusano i Uchi, którzy właśnie rozkręcają imprezę, dwóch z Kanjani∞, jeden z Kis-my-ft2, kilku tancerzy z różnych zespołów, których lubisz albo oni bardzo lubią ciebie. No i Yamapi i Ryo też przyjdą tylko, że trochę później, bo… - nie dokończył, bo właśnie kogoś zauważył – Dzień dobry, Akanishi-san. No i smacznego. – powiedział zamiast tego.
       Shige, podobnie jak Masuda, starał się być uprzejmy niezależnie od sytuacji.
            - Dzień dobry, Shigeaki-san i oczywiście dziękuję. A tak w ogóle, to cześć wam wszystkim. – uprzejmość z jaką to powiedział, zamurowała wszystkich oprócz Massu, który zdążył się już dzisiaj do tego przyzwyczaić.
       Pierwszy ocknął się Koyama.
            - Cześć. Wybacz, nie zauważyliśmy cię.
            - Właśnie, nie zauważyliśmy. – zgodził się chłodno Tegoshi – Takahi~… Musimy już iść. – po czym pierwszy wyszedł z restauracji. Zaraz za nim, wysyłając przepraszające spojrzenie i mówiąc krótkie „No to na razie”, wyszedł Koyama.
       Masuda nakładając bluzę, głęboko się nad czymś zastanawiał, po czym zdecydował zaryzykować i zapytać.
            - Akanishi-san… Skoro i tak nie masz dzisiaj żadnych planów, to może wpadniesz na moje urodziny?
       Jin nie krył zdziwienia, w zupełnym  przeciwieństwie do Kato, który za wszelką cenę chciał ukryć przerażenie.
            - Nie. – pokręcił przecząco głową zapytany – Nie chciałbym dzisiaj się z kimś pokłócić.
            - Rozumiem. No to tyle i na razie.
            - Na razie chłopaki. I miłej zabawy.
            - Do widzenia. – odpowiedział Shigeaki, Massu kiwnął jeszcze głową w stronę Akanishiego, po czym obaj wyszli.
       Jin został sam (nie licząc oczywiście obcych ludzi będących w restauracji). Dokończył jednak tylko jeść, po czym zapłacił i wyszedł. Kiedy Masuda poszedł świętować swoje urodziny była już prawie dziewiętnasta, a zanim Akanishi dotarł na ulicę, przy której znajdowało się jego mieszkanie było już po dwudziestej. Mimo że było to lato, a dni były długie, w niektórych domach świeciło się światło. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że w jego mieszkaniu również było jasno.
       Zaniepokojony Jin przyspieszył kroku. Pewnie by i pobiegł, ale miał wrażenie, że zapomniał już, jak to się robi. Gdy przechodził koło budynku, gdzie mieszkał wydawało mu się, że słyszy muzykę, ale gdy znalazł się już prawie przed samymi drzwiami swojego mieszkania, słyszał już tylko odgłos swoich kroków.
       Pociągnął za klamkę. Było zamknięte. Zaczął więc szukać kluczy. Nie zdążył ich jednak znaleźć, gdy drzwi same się uchyliły. Wszedł więc to pierwszego pomieszczenia, czyli korytarza. Było tam dość ciemno, bo nie było okien, a drzwi do innych pomieszczeń były pozamykane. Jedyne światło wpadało przez otwarte drzwi z klatki schodowej. Jednak i ono przestało cokolwiek oświecać, gdy drzwi tak samo jak się otwarły, tak się same zamknęły. I tak zapadła całkowita ciemność.
       Jin pierwsze co zrobił to rzucił się na drzwi wyjściowe, chcąc je z powrotem otworzyć. Gdy okazały się zamknięte na klucz, zaczął szukać zamka. Nagle ktoś oświecił światło w korytarzu.
            - Nie tak lepiej? – usłyszał Akanishi.
       Nadal przestraszony odwrócił się do miejsca, gdzie słyszał głos, po to tylko, by spojrzeć w obiektyw aparatu, robiącego mu właśnie zdjęcie Tanaki. Strach natychmiast zamienił się we wściekłość, a Koki nie czekał na to w jaki sposób się ona w Akanishim objawi, tylko czmychnął do salonu. Jin oczywiście poszedł za nim.
       Gdy wszedł do salonu zaczął się zastanawiać czy na pewno jest w odpowiednim mieszkaniu. W salonie było pełno ludzi, którzy tak jak pomieszczenie byli przyozdobieni w jakieś dziecinne urodzinowe ozdoby. Nie zdążył się jednak wszystkiemu dobrze przyjrzeć, bo podszedł do niego Nakamaru.
            - Gdzie się tak długo włóczyłeś? Już mieliśmy zaczynać bez ciebie.
            - To mogliście zaczynać. Tylko wtedy nie w moim mieszkaniu. A właśnie… Czemu to jest w moim mieszkaniu?
       Zapadła całkowita cisza. Wszyscy patrzyli to na Akanishiego, to na organizatorów tego całego przyjęcia, czyli resztę KAT-TUN.
            - Sam mówiłeś dokładnie rok temu, że chcesz, by następne urodziny były zorganizowane w twoim domu. Więc my się do tego zastosowaliśmy, skoro nas o to prosiłeś. – Nakamaru widząc w pytaniu przyjaciela oskarżenie, zaczął bronić siebie i kolegów.
            - Nic takiego nie mówiłem. – Jin zrobił oburzoną minę.
            - Mówiłeś. – utrzymywał przy swoim Yuichi.
            - Nie.
            - Tak.
            - No mówię, że nie mówiłem.
            - Mówiłeś. – w tym momencie Nakamaru wyjął zapisaną kartkę papieru – Dałeś nam wtedy kartkę z wypisanymi osobami, które chcesz zobaczyć na tej imprezie. Wprawdzie jest trochę brudna, bo za dużo wypiłeś i trochę ci się zwróci…
            - No dobra. Mówiłem. – przerwał mu Akanishi i powiedział coś, co gdyby nie fakt, że mówił dzisiaj wiele innych dziwnych rzeczy, pewnie by go zaskoczyło – Przepraszam. Wiem, że na pewno bardzo się staraliście, a ja nawet nie potrafię wam za to podziękować… Dziękuję. – i uścisnął z całej siły stojącego najbliżej Yuichiego. Zaraz po tym z nad ramienia Nakamaru dał się słyszeć szloch. Nie trzeba było po tym długo czekać, gdy Yuichi również się rozpłakał, bo przypomniał sobie, jak będąc małym dzieckiem, wziął na siebie winę siostry, która stłukła szybę i bardzo bała się kary rodziców. Ale żadnej kary nie dostali, tylko mama uściskała go, tak jak to zrobił właśnie Akanishi.
       Kame na próżno próbował powstrzymać cisnące się pod powiekami łzy i tak za chwilę płakał razem z Uedą. Inni wzięli z nich przykład i wszyscy parami szlochali sobie w ramiona. Wyjątkiem był Koki, który nie mógł sobie znaleźć kogoś, kto posłużyłby mu swoim ramieniem. On też postanowił zakończyć to całe płakanie.
            - No to kto chce dostać największy kawałek tortu? – zapytał, trzymając przed sobą przedmiot pytania.
       Zadziałało. Już tylko Kamenashi płakał dalej, reszta natomiast rzuciła się niczym stado wygłodniałych (bo też i tacy byli) hien na tort. Po dwóch minutach po całym torcie zostało już tylko wspomnienie.
            - Co teraz jest w planie? – zapytał Jin
            - Jak to w planie?- zdziwił się Nakamaru.
            - No przecież w zeszłe urodziny ułożyłem cały plan tych urodzin.
            - No to nie pamiętasz, skoro sam to ułożyłeś? – wtrącił się Tanaka.
            - Nie. Ale wy przecież macie tą kartkę, gdzie wszystko zostało zapisane.
       Tanaka i Nakamaru spojrzeli na siebie nawzajem.
            - Tak naprawdę to… - zaczął Yuichi, ale przerwał mu Koki.
            - Ty naprawdę uwierzyłeś, że kartka, którą wyjął wtedy Yuichi, to ta którą napisałeś rok temu? Przecież po tym co zrobiłeś, nie nadawała się do niczego.
            - Jak to do niczego? – zdziwił się Akanishi, po czym zwrócił się do Nakamaru – Pokaż mi tę kartkę, tą oszukaną.
            - No tak. Ty nic nie pamiętasz. No ale mógłbyś nam oszczędzić konieczności opisywania tego. Uwierz nam na słowo. To było straszne. – Koki na chwilę przerwał, po czym kontynuował, po tym jak Jin rozłożył kartkę podaną mu przez Nakamaru – To tylko lista zakupów. A urodziny staraliśmy się zorganizować na podstawie tego co pamiętaliśmy. Tyle, że wiesz; niektórzy z nas pamiętali tyle co ty o tym, co się stało z tą kartką. Dlatego nie wszystko chciało nam wyjść. Na przykład rok temu ułożyłeś osobny plan, co zrobić, by Yamashita i Nishikido zamiast na urodziny Masudy Takahisy, który obchodzi je tego samego dnia, przyszli na twoje. No, ale jak widzisz, poradziliśmy ostatecznie i bez tego, chociaż było trudno. I fakt, że powiedzieli, że nie mogą zostać na całej imprezie, ale zawsze coś.
       Akanishi słuchając Kokiego przypomniał sobie, to co mówił dzisiaj Shigeaki: „No i Yamapi i Ryo też przyjdą, tylko że trochę później, bo…”. Czy jakby wtedy go nie zauważył to ten dokończyłby: „…bo cię olali stary i wybrali imprezę u tego stukniętego Akanishiego”? Wprawdzie trudno byłoby sobie wyobrazić, by Shige powiedział to w ten sposób, ale Jinowi chodziło i sens zdania.
       Akanishiego z zamyślenia wyrwał głos Tanaki.
            - Dobrze się czujesz? Dziwnie wyglądasz.
            - Bo właśnie myślałem nad… - przerwał, widząc jak Koki na słowo „myślałem” udaje, że mdleje, przewracając się w stronę Yuichiego, który całkiem realistycznie zaczął go cucić. Akanishi postanowił to jednak zignorować i kontynuował – Myślałem nad tym, jaka jest rola lidera zespołu. I co należy jeszcze do jego obowiązków, a co już nie.
            - Nas o to nie pytaj. Idź do Uedy albo Kamenashiego. Albo jeszcze lepiej do Nishikido albo Yamashity. Możesz też zawsze pójść zapytać się o to do Fujigayi. I kogo my tu jeszcze mamy… Hmm… Chyba więcej liderów nie mamy. A nas możesz co najwyżej zapytać, jak to jest być najzwyklejszym członkiem zespołu i co do nas należy, a co już nie, jeśli tego jeszcze nie wiesz.
            - To o zwykłych członkach też mi się przyda… Idę porozmawiać z Yamashitą i Nishikido.
       Już po odejściu Akanishiego, Tanaka zwrócił się do Nakamaru:
            - Co on chce? Liderem zostać? Mało kłopotów sprawia jako członek zespołu? – na co Yuichi wzruszył tylko ramionami w geście niewiedzy.

* * *

       U Masudy impreza trwała w najlepsze. Uchi i Kusano już od pół godziny sprawdzali, kto jest w stanie więcej wypić, Koyama i Shige zabawiali gości jakimś skeczem kabaretowym, który sami stworzyli, reszta natomiast albo to oglądała, albo rozmawiała między sobą, popijając alkohol. Takahisa tymczasem siedział na podłodze, z głową Tegoshiego na swoim ramieniu. Patrząc na spokojną twarz przyjaciela cieszył się, że Akanishiemu nie przyszło do głowy, by przyjąć zaproszenie, tym bardziej, że przyjęcie zorganizowano w mieszkaniu Yuyi i nie byłoby to fair względem gospodarza.
       Nagle przed budynkiem, w którym odbywała się impreza, z piskiem opon zatrzymał się samochód. Koyama wyjrzał przed okno.
            - Czy to nie przypadkiem samochód Jina Akanishiego? – zastanawiał się głośno po przyjrzeniu się marce samochodu.
       Wszyscy doszli do okien. Masuda patrząc na samochód, który rzeczywiście należał do Akanishiego, obiecał sobie nigdy więcej nie zapraszać nikogo przed omówieniem tego z Tegoshim. Chociaż w głębi duszy wolał, by ta dwójka jeszcze dzisiaj się pogodziła.
       Jednak Akanishi nie wyszedł z samochodu, mimo że w nim był. Wyszły natomiast trzy osoby, które od razu weszły do budynku, a po chwili dzwonili do drzwi.
            - Już wrócili? – zdziwił się Kato, rozpoznając w dwóch osobach Yamashitę i Nishikido – Myślałem, że KAT-TUN wynegocjował z nimi czas do północy.
       Wszyscy tak myśleli, ale w drzwiach rzeczywiście stali Tomohisa i Ryo.
            - Co tak stoicie? – powiedział Keiichiro, gdy ci jeszcze nie weszli – Wchodźcie. O, Nakamaru-kun. Wchodź, nie krępuj się. – zaprosił nieoczekiwanego gościa. Ten jednak zdecydowanie odmówił.
            - Nie, nie. Ja tylko chciałem ich odprowadzić do drzwi. To znaczy, nie tak do końca chciałem, ale bynajmniej muszę już iść. Przekaż Masudzie-kun najserdeczniejsze życzenia… Dobranoc, Koyama-kun. Dobranoc Yamashita-kun i Nishikido-kun. Nie zapomnijcie, jakby was pytał Akanishi, że odprowadziłem was pod same drzwi. No! No to dobranoc. – i już chciał wyjść z budynku, gdy Koyama złapał go za ramię i siłą wciągnął do mieszkania Tegoshiego.
            - Nie tak szybko. Skoro już tu przyszedłeś, to nie wyjdziesz tak łatwo. Kato, ukrój trzy kawałki tortu dla nowych gości!
            - Ale Akanishi na mnie czeka i…
            - To sobie poczeka. Masz, to twój kawałek i masz go zjeść. – ciągnął dalej Koyama, dając mu na talerzyku podany przez Shige tort.
            - Ale ja nie mam nawet prezentu… Zresztą później komuś przeze mnie może zabraknąć tortu, a ja jestem nieproszonym gościem i w ogóle…
            - Jedz i nie marudź. Zabraknąć tortu, też mi coś. Tutaj to trudne do zrealizowania. Urodziny, gdzie brakuje tortu to nie urodziny. Dlatego zamówiliśmy cztery torty dla gości i jeszcze jeden specjalny dla Masudy, by w szczególności jemu tortu nie zabrakło. Co do prezentu to da się załatwić. – powiedział do Nakamaru, po czym zwrócił sie do osób zebranych w salonie – Słuchajcie. Nakamaru-kun chce teraz ze specjalną dedykacją dla Massu z beat-boxingować znane nam wszystkim „Happy Birthday to you”. Wprawdzie nie mamy mikrofonu, ale jestem pewny, że sobie poradzi. Zaczynaj!
       Chcąc, nie chcąc Yuichi zrobił to, co zapowiedział Keiichiro. Ale najważniejsze było, że jego interpretacja piosenki spodobała się Masudzie i dlatego z beat-boxingował jeszcze jedną piosenkę.
            - Ta druga już ci tak dobrze nie wyszła. – skomentował Koyama, odprowadzając Nakamaru do drzwi, ponieważ Yuichiemu naprawdę już zależało, by wyjść.
           - To nie ja. To Akanishi bawi się klaksonem. Zresztą nic dziwnego. – tłumaczył się Nakamaru, a na dowód tego, że to co mówił było prawdą, na zewnątrz znowu odezwał się klakson.
            - Aaa… Ale nie zjadłeś tortu… Nie martw się. Massu zapakował ci ten kawałek, więc zjesz go sobie później. O ile Akanishi go nie dorwie… A właśnie. Czemu tak nagle odwiózł Yamapiego i Ryo?
            - Powiem ci jak będziemy nagrywali następny odcinek Shounen Clubu. Teraz naprawdę muszę iść. – dźwięki dochodzące z zewnątrz były coraz częstsze.
       Masuda przyszedł z zapakowanym kawałkiem ciasta (i z Tegoshim), który wręczył Nakamaru. Yuichi następnie został uściskany na pożegnanie przez Yuyę, jako gospodarza, poklepany po plecach przez Koyamę i wreszcie mógł wrócić na Jinową imprezę.

* * *

       Po przyjeździe z urodzin Masudy, Nakamaru do końca zabawy zaszył się w kącie salonu i stamtąd obserwował rozwój wypadków. Było już po dwudziestej trzeciej, gdy podszedł do niego Ueda z dwoma szklankami soku, chcąc pogadać.
            - Albo mi się zdaje, albo Akanishi dzisiaj się dziwnie zachowuje. – zaczął Tatsuya.
            - Nie wydaje ci się. Zachowuje się dziwnie… Pamiętasz jak bardzo chciał, by Yamashita i Nishikido byli na jego urodzinach. Mówił wtedy, że „trzeba nie przebierać w środkach, byle tylko osiągnąć cel”. A dzisiaj? „Nie powinniście ich zmuszać, by na siłę tutaj przychodzili. Powinni sami zdecydować, na których urodzinach wolą być.” A my przecież wcale ich nie zmuszaliśmy. Wyglądało to bardziej tak, jakby tylko czekali na taką propozycję.
            - Dokładnie. Albo ten dziwny toast, który dzisiaj wzniósł: „Filozof Ceceron rzekł kiedyś – „Prawdziwi przyjaciele są zawsze obecni, choć oddaleni”. Dzisiaj, kiedy myślałem, że wszyscy przyjaciele zapomnieli o moich urodzinach, te słowa wcale nie dodawały mi otuchy. Ostatecznie jednak okazały się one prawdą. Wznieśmy, więc toast za naszych przyjaciół, którzy zawsze są z nami, nawet gdy są daleko od nas.” Nawet jeśli przekręcił nazwisko Cycerona, to i tak jestem pod wrażeniem.
            - Nie tylko ty. O! Akanishi chyba coś od ciebie chce. – powiedział Nakamaru zauważywszy, że Jin przyzywa Uedę ruchem ręki.
       Ueda odszedł, a chwilę później koło Yuichiego usiadł Kamenashi.
            - Co taki smutny? – Nakamaru od razu spostrzegł smutek na twarzy przyjaciela – Nie bawisz się dobrze?
            - Nie o to chodzi. Myślałem o tym, jak długo jesteśmy zespołem i jakie wiążą nas więzi.
            - Rozumiem. – stwierdził Yuichi, choć nie rozumiał w ogóle – I to, że jesteśmy zespołem jest takie smutne?
            - Nieee… Tylko spójrz. Jestem przyjacielem Akanhishiego. Organizowałem to przyjęcie. To czemu nie dostałem nawet kawałka tortu?
            - Bo się zagapiłeś i nie stanąłeś do walki o niego? – dla Nakamaru odpowiedź była prosta, ale było mu też trochę żal przyjaciela – Naprawdę ci tak bardzo zależało na tym kawałku tortu? Przecież on nawet nie był dobry.
            - A skąd mam wiedzieć czy był dobry, czy nie. Nie miałem okazji go spróbować.
       Yuichi tylko westchnął, po czym wyszedł na chwilę do kuchni, by wrócić z kawałkiem tortu z urodzin Masudy. Po torcie urodzinowym Jina, który wybrano niestety biorąc pod uwagę tylko wygląd nie miał już dzisiaj ochoty na nic słodkiego.
            - Masz. Zjedz to. – powiedział podając Kamenashiemu talerzyk z kawałkiem tortu.
            - Dzięki. Ale na pewno nie chcesz tego zjeść?
            - Nie. Częstuj się.
            - Ale ten tort wygląda trochę inaczej niż ten co zamówiliśmy. – zauważył Kazuya.
            - Inaczej? Z głodu już ci się w głowie miesza. – Nakamaru nie miał ochoty tłumaczyć mu, skąd ma ten kawałek tortu.
            - No dobra. No to jem. – i Kamenashi zabrał się do jedzenia. Po dwóch łyżeczkach dodał – Pyszne. Nie wiem, co ty od niego chcesz. Mówiłem, że ten tort będzie najlepszy.
       „No, rzeczywiście”  przypomniał sobie Yuichi „To on wybrał ten tort. Jakie miał szczęście, że nie musiał go jeść. A ja jakiego pecha, że oddałem mu dobry kawałek tortu.

1 komentarz:

  1. Przepraszam, ale w tym momencie:
    "Nic dziwnego, że nie mogłem zapamiętać imion tych juniorów, skoro ten co dał mi ten długopis nazywał się Cyceron." - musiałam przestać na chwilę czytać i opanować śmiech. xDDD Bosh, cały Bakanishi, no cały Bakanishi i nic więcej! xD
    Ale w sumie nie wiem czemu, ale całe te urodziny wydały mi się jakieś takie melancholijne... No bo niby wszyscy pamiętali o urodzinach wszystkich, w tym przypadku Jina i Massu, ale jakoś tak mam wrażenie, że ani Massu, ani Jin nie potrafili się z nich do końca cieszyć. No sama nie wiem... No i Kame, taki smutny Kame bez tortu. Eh, ten to ma w tym ff problemy. xDD
    Ale ładnie Massu się zachował, zapraszając Jina na urodziny, chodzi o sam gest. <3 A Kei za to dziwnie. xDD Jak Maru mówi, że musi iść, no to chyba musi, skoro Jin czeka, no ale...
    No właśnie. Jina nie kumam normalnie. Czemu odesłał Yamashitę i Nishikido? Chyba tylko dlatego, żeby być fair względem Massu. xD Ehh... ale ten Cyceron i tak mi utkwił w pamięci... xD

    Bardzo dziękuję Ci za podzielenie się tym fikiem, bo niestety o japońskich bandach nie ma dużo w sieci do czytania. W ogóle to było takie fajne i zabawne, liczę, że kiedyś jeszcze o nich napiszesz~ <333

    OdpowiedzUsuń