Z innych rzeczy które muszą być powiedziane, to ta część kończy się tak jakby nie do końca dokończona, bo cóż... miała być do tego kontynuacja, ale zamiast tego kolejny rozdział jaki do tego powstał jest tak naprawdę rozdziałem siódmym, a rozdział czwarty, piąty i szósty nie istnieją i istnieć nigdy nie będą (myślałam o tym bardzo długo i dochodzę do wniosku, że teraz zbyt bardzo filozofuję, by napisać coś takim luźnym stylem co kiedyś, więc nie, nie napiszę tych trzech brakujących rozdziałów xDD). Uznajmy więc, że tak miało być i tak naprawdę ten rozdział jest zakończony tak jak powinien, a to że następny rozdział jest nazwany siódmym, to po prostu efekt, że jestem na filologii angielskiej i liczenie nie jest w zakresie moich kompetencji xDD
Trzecie ogłoszenie jest takie, że nie wiem dlaczego w tym rozdziale zrobiłam z Taguchiego wiecznie marudzącą na wszystko istotę. Pisałam to tak dawno, że nie mam pojęcia czym się kierowałam, a jak już kiedyś to chyba wspominałam, nie chcę nic zmieniać, bo zniszczyłoby to cały urok. Mogę go tylko szczerze w tym miejscu przeprosić xDD
Ostatnie ogłoszenie (ale wcale nie mniej istotne) jest takie, że chciałabym tą część zadedykować Harumi, dzięki której znowu zajrzałam na blogspota, a także w ogóle wzięłam się znowu za pisanie, więc po tych dwóch częściach ff o KAT-TUN, można się spodziewać (wprawdzie bardzo rzadko, ale jednak) nowych fanficków.
I to chyba tyle. Zapraszam do czytania i komentowania :)
Kat-tun’s life
Rozdział trzeci,
czyli o poważnych rozmowach KAT-TUNów (nie dziwić się, takie też się zdarzają)
i o tym, że wróżka prawdę ci powie… Inaczej mówiąc: co KAT-TUN robi w wolnym
czasie.
- Już drugi raz dzisiaj tutaj jemy.
– zauważył Nakamaru, siadając przy stoliku w restauracji.
- Tak? Co ty nie powiesz? –
skomentował uwagę kolegi Tanaka, również siadając.
- Co jest? Nadal jesteś zły o to, że
Ueda zaprosił Akanishiego i Taguchiego do wesołego miasteczka, a ciebie nie?
- Żebyś wiedział. Jakbym ja miał
zamiar iść gdziekolwiek, gdzie dobrze miałbym się bawić, to zaprosiłbym cały
zespół, a nie tylko wybranych. Ty zresztą chyba postąpiłbyś podobnie, gdybyś
jakimś cudem, zamiast siedzieć dzisiaj w domu, postanowił gdzieś z kimś wyjść z
własnej woli.
- Normalnie pewnie tak. Ale w tym
wypadku… No, nie wiem. To w końcu wesołe miasteczko… Jest tam dużo dzieci…
Przestraszyłbyś je. – Nakamaru chciał żartując rozluźnić atmosferę, ale jedno
spojrzenie towarzysza wystarczyło, by domyślił się, że to nie był najlepszy
sposób.
Do restauracji wszedł Kamenashi i od
razu skierował się do ich stolika przy którym siedzieli, by przy nich usiąść.
- ??? – Koki i Yuichi spojrzeli
zaskoczeni na dosiadającego.
- No co? Przyszedłem sobie z wami
porozmawiać, spędzić trochę czasu…
- Aaa…
- No i to przedwczoraj… Chciałem
zapytać o kilka rzeczy…
- Do niczego między nami tamtej nocy
nie doszło! – krzyknął na cały głos Tanaka z przerażeniem w oczach, tak jakby
naprawdę do czegoś mogło dojść.
Głosy w restauracji ucichły i wszyscy w
napięciu patrzyli na stolik przy którym siedziała wspomniana wyżej trójka.
Nakamaru jednak udało się szybko opanować sytuację.
- Tak! To będzie super tekst.
Zrobimy z tego taki hicior, że NEWSi nam już nigdy nie podskoczą. Przez następne
pół wieku Japonia będzie śpiewać: „Tamtej nocy do niczego między nami nie
doszło.”
Znów zaczęły się rozmowy przy stolikach
i wszyscy zajęli się swoimi sprawami.
- Tak właściwie to się pomyliłeś. –
zauważył Koki zdecydowanie ciszej – Ja powiedziałem „Do niczego między nami
tamtej nocy nie doszło”, a ty „ Tamtej nocy do niczego między nami nie doszło.”
- O, nie! No rzeczywiście! To
straszne! To najgorsza pomyłka, jaką w życiu zrobiłem. A na pewno gorsza od
skandalu, do którego doprowadziłbym, gdybym nie powiedział nic.
- No, gorsza. – przyznał mu rację
Tanaka, po czym wrócił do tematu – No więc, tak jak mówiłem: do niczego między
nami tamtej nocy nie doszło. Więc jak jesteś w ciąży, to wszelkie wnioski o
alimenty proszę pisać nie do mnie.
- Nie o to chodzi. – powiedział
Kamenashi – W tych sprawach… jakby to powiedzieć… ufam ci.
Na te słowa Koki poczuł się dumny z
siebie, natomiast Yuichi był zdziwiony.
- Ufasz mu? Jeśli mu ufasz w tych
sprawach, to albo jesteś strasznie głupi albo… jesteś strasznie głupi. Innych
opcji nie ma.
- Czy ty sugerujesz, że jestem
jakimś pedofilem czy coś? – oburzył się Tanaka.
- Nie. – zaprzeczył Nakamaru –
Przecież nie mówię, że podglądasz Juniorów w kąpieli lub że podrywasz członków
Hey!Say!JUMP. Tylko że podrywasz chłopców, którzy są w podobnym wieku co ty.
- Nie martw się. – pocieszył go Koki
– Ciebie nie podrywałem i podrywać nie będę. Jesteś za stary.
Chyba nie o to chodził Yuichiemu, bo
chciał się dalej kłócić, ale przerwał mu Kamenashi.
- Nie chodziło mi o to, co się stało
w barze czy później, tylko o ten żart Akanishiego. Czemu nie powiedzieliście mi
niczego?
- A jak myślisz? – zapytał
retorycznie Tanaka.
- No dobrze. Powiedzmy, że to
rozumiem. Nie rozumiem jednak tego, że mimo że was to nie dotyczyło, nie
zostawiliście mnie wtedy samego.
- To źle? – zdziwił się Nakamaru.
- Nie… Chyba nie. Ale podobno
myśleliście, że powiedziano mi coś innego.
- Niezupełnie. Chodziło o to samo. A
nawet gdybyśmy wiedzieli dokładnie, i tak postąpilibyśmy tak samo. – tłumaczył
Yuichi.
- Dokładnie. – potwierdził Koki – A
teraz, jeśli nie masz nic przeciwko temu, to my sobie pójdziemy, bo mamy
jeszcze sprawę do załatwienia. – stwierdził nagle, jakby coś sobie przypomniał.
- Jeszcze jedno… Dlaczego tak bardzo
wam zależało na tym bym nie zaczął znów palić?
- Dlaczego?... Hmm… Nie ma
konkretnego powodu. Może to dlatego, że niepalenie wiąże się z większą ilością
zaoszczędzonych pieniędzy, które można wykorzystać, hmm, na przykład na
postawienie kolacji przyjaciołom. Tak jak na przykład dzisiaj. A teraz wybacz,
ale my lecimy. To nara. – powiedział Tanaka, wypychając Nakamaru z restauracji
i zostawiając do zapłacenia rachunek za całą trójkę na głowie Kamenashiego.
* * *
- Czy to na pewno fair? – zapytał
Nakamaru, zaraz po tym jak został wypchniętym.
- Jak chcesz możesz wrócić i
zapłacić za siebie i za mnie. – zaproponował Tanaka, ale ten pomysł chyba też nie
spodobał się Yuichiemu, bo ani się nie wrócił, ani nie poruszał więcej tego
tematu. Po chwili natomiast powiedział.
- A tak właściwie, to o co chodzi z
tą sprawą, którą masz podobno jeszcze załatwić? Mam nadzieję, że nie masz
zamiaru mnie w nic wplątywać.
- A jak myślisz? Oczywiście, że mi
pomożesz. A jeśli chodzi o samą sprawę to za niedługo sam się przekonasz.
* * *
- Dawno nie byłem w wesołym
miasteczku. – stwierdził Ueda, idąc wraz z przyjaciółmi wąską uliczką jakiegoś
parku.
- Nooom… Ja też dawno tam nie byłem.
– dodał Akanishi, po czym rozmowa się urwała. Zresztą nie kleiła się ona od
początku. I w ten sposób w prawie całkowitej ciszy doszli do wesołego
miasteczka.
* * *
- Że co? Oprócz tego, że chcesz mnie
wciągnąć w swoje jakieś dziwne plany, to jeszcze do tego każesz mi coś
wymyślać. – oburzył się Nakamaru, idąc z Tanaką ulicami Tokio.
- Tak jakby. Jak nie chcesz to nie
musisz, ale w takim razie powiedz mi najpierw, że to był zły pomysł.
- Tego nie powiem. Ale z drugiej
strony nie chcę być w to wplątany. Pomyśl sobie, jak się będą czuć, jeśli… -
nagle przerwał, odwracając się nerwowo – Koki, czy ty taż masz wrażenie, że
ktoś nas śledzi?
* * *
Po przejechaniu się na karuzeli,
strzelaniu do celu i zjedzeniu lodów, Akanishi, Taguchi i Ueda siedzieli w
kawiarni, pijąc herbatę.
- Szkoda, że nie ma z nami Kame,
Tanaki i Maru. – stwierdził Ueda, nie zastanawiając się nad tym, że tym samym
sugeruje, że nie bawi się dobrze z będącymi z nim przyjaciółmi. A przecież sam
ich wybrał i zaprosił. I o ile Akanishi tak tego nie odebrał, o tyle nie
spodobało się to Taguchiemu.
- W takim razie mogłeś ich zaprosić,
a nie nas.
- Myślisz, że nie zrobiłbym tak,
gdybym nie miał więcej pieniędzy do wydania. – stwierdził Ueda, nie wiedząc, że
w ten sposób tylko pogarsza swoją sytuację.
Akanishi wyczuł napięcie i zaproponował
zapłacić za herbatę i ruszyć dalej.
* * *
- Ty chyba oszalałeś?! – zauważył
nagle Nakamaru, patrząc co robi Tanaka – Nie uważasz, że za dużo zapłaciłeś
temu wróżbicie?
- Nie. Za dobry kabaret można
zapłacić każdą cenę. Szkoda tylko, że Kame nie ma dzisiaj w wesołym miasteczku.
Jestem ciekawy jakby zareagował.
- Nom. Ja też. Chociaż co do tego,
że go dzisiaj tutaj nie ma, nie byłbym taki pewny. – mówiąc to Maru, minął
stojącego naprzeciwko niego Kokiego i ruszył szybkim krokiem w tylko sobie
znanym kierunku.
* * *
Kame opuścił restaurację pół minuty po
dwójce kolegów z zespołu, po tym jak tylko udało mu się zapłacić. Nie był ani
zły ani zdziwiony tym obrotem spraw. Tak zapewne graliby w „papier, kamień,
nożyce” i przegrałby albo on, albo Nakamaru. To, że Koki wybrał jego jako osobę
do zapłaty bez żadnych gierek, świadczy tylko o tym, że chce Maru do czegoś
wykorzystać. I właśnie to „coś” zaciekawiło na tyle Kamenashiego, że postanowił
odnaleźć przyjaciół i pójść za nimi w odpowiedniej odległości lub inaczej
mówiąc postanowił ich śledzić. Odnalezienie ich wzrokiem nie było trudne.
Szybko zauważył ogoloną głowę Tanaki i dziewczęcą gestykulację i ruchu
Nakamaru, które prawdopodobnie przyswoił od swoich sióstr. Zaraz też podążył za
nimi.
Spacer był całkiem przyjemny. Po
chodnikach centrum Tokio tego dnia chodziło na tyle dużo osób, by zmniejszyć
niemal do zera ryzyko zobaczenia go, a na tyle mało, by on mógł cały czas
widzieć swoich kolegów. Tylko raz była sytuacja, w której prawie został
zauważony przez tą dwójkę, a dokładnie przez Yuichiego. Najwyraźniej prócz
charakterystycznych dla dziewcząt ruchów odziedziczył on również po siostrach
kobiecą intuicję. Kazuya jednak w porę zauważył niebezpieczeństwo i schował się
za idącego właśnie koło niego dosyć grubego chłopca (na oko dwunastoletniego, o
wzroście sto dwadzieścia centymetrów i wadze czterdziestu kilogramów). O ile
Nakamaru go jednak nie zauważył, o tyle chłopiec okazał się być dziewczynką i
wprawdzie nie wzniosła okrzyku o gwałcie na ulicy w biały dzień, ale
najwyraźniej poznała w nim gwiazdę Johnnysów i była gotowa wznieść okrzyk zgoła
zupełnie inny. W takim wypadku nie było innego wyjścia jak wziąć nogi za pas i
uciec z miejsca „wypadku”, nie tracąc jednocześnie swojego celu z oczu ani nie
zbliżając się do nich zbyt bardzo.
Oczywiście ucieczka przed chcącą
krzyczeć dziewczynką i niedanie się złapać przyjaciołom okazało się niczym
trudnym dla wspaniałego Kamenashiego (przynajmniej w jego mniemaniu). I tak
idąc dalej za nimi upewnił się, że coś knują z trzech powodów. Po pierwsze nie
skierowali się do domu żadnego z nich. Po drugie, Nakamaru co jakiś czas kręcił
głową i wyglądał na niezdecydowanego. A po trzecie, szli do miejsca, w którym
teoretycznie powinna być reszta KAT-TUN. To tylko spowodowało, że
przypilnowanie tej dwójki teraz odczuwał jako swój obowiązek.
W wesołym miasteczku było znacznie
więcej ludzi, a do tego wąskie kręte uliczki, dlatego Kame musiał zmniejszyć
odległość między nim, a śledzonymi. Nie był z tego zadowolony, ale całe
szczęście Nakamaru (o Tanakę był spokojny) w tej chwili zajmował się tylko i
wyłącznie próbą przekonania swojego przyjaciela o niesłuszności jego decyzji.
Kamenashi wprawdzie nie wiedział co to za decyzja, ale miał szczerą nadzieję,
że za chwilę się dowie. Po chwili jednak miał w głowie jeszcze większy mętlik,
bo obaj weszli do budynku, gdzie rezydowała wróżka lub raczej wróżbita. Zaraz
też wyszedł z tego dziwnego pomieszczenia dziwnie przebrany mężczyzna (zapewne
jasnowidz) i ruszył przed siebie, tak jakby nie miał zamiaru wracać do swojego
miejsca pracy przynajmniej przez pół godziny. Dopiero po nim wyszli Yuichi i
Koki, jednak ci stanęli przed drzwiami i zaczęli nad czymś dyskutować.
Kamenashi natomiast nie mógł oderwać wzroku od oddalającego się wróżbity. Nawet
gdy tamten zniknął już z zasięgu wzroku, nadal patrzył w tamtym kierunku.
Późniejsze próby Kazuyi, by przypomnieć sobie na co właściwie się tak zapatrzył
okazały się daremne. Czy był to rollercoster, którym tak bał się jeździć, czy
śliczna, długonoga, farbowana blondynka przechadzająca się samotnie, czy może
mały stawik, który to właśnie kilka minut temu zdradził Maru, że za nimi idzie.
Sam obiekt zapatrzenia nie był aż tak ważny, za to istotne było to, że przez to
zapatrzenie wpadł. I to jeszcze bardziej niż początkowo myślał.
* * *
- Po co Kokiemu pocztówka z Tokio? –
zdziwił się Ueda, czytając maila, którego przed chwilą dostał – I to jeszcze
kupioną akurat w tym sklepie po drugiej stronie wesołego miasteczka? I co?
Piszę jeszcze bym nie narzekał, tylko poszedł Aleją Kaczora Donalda, bo tamtędy
jest najkrócej. Czy tamtędy przed chwilą nie szliśmy?
- Nie wiem. Nie znam się na ulicach
w tych disneylandach. – od niechcenia powiedział Taguchi, ponieważ szczerze nie
był zadowolony z tego, że mieliby się wrócić.
- „W tych disneylandach”? Myślałem,
że mamy w Japonii tylko jeden Disneyland. I do tego tak mało wyróżniający się,
że i tak wszyscy nazywają go wesołym miasteczkiem. – powiedział Ueda, po czym
dodał – Nie wiem jak wy, ale ja jednak pójdę tą aleją o której pisał Tanaka,
nawet jeśli to nie jest możliwe, by się dowiedział o tym, że szedłem inną. A wy
jak? Idziecie ze mną?
Jin zgodził się, nic przy tym nie
powiedziawszy, natomiast Taguchi mruknął coś o tym, że przecież Tanaka i tak
nie mógłby im nic zrobić nawet gdyby się dowiedział, po czym poszedł za nimi.
* * *
Od jakichś pięciu minut szli aleją
Kaczora Donalda, gdy nagle Ueda zatrzymał się i zawołał:
- O! Wróżka!
- ??? – Jin i Junno nie kryli zdziwienia.
- Denerwujesz się wizytą w sklepie z
pocztówkami? – zdziwił się Taguchi.
- Co? Oczywiście, że nie! Co to za
pytanie? – nie zrozumiał go Ueda.
- Nie pamiętasz? Mówiłeś, że widzisz
wróżki tuż przed naszym pierwszym występem. – przypomniał mu Akanishi –
Myśleliśmy, że się wtedy denerwowałeś dlatego porównywałeś fanki ze światełkami
będące na widowni do wróżek.
- Nie, nie dlatego. One po prostu
wyglądały jak wróżki. – próbował wytłumaczyć Ueda, po czym wrócił do setna
sprawy – A w tej chwili mówię o budynku z tablicą i napisem „Wróżka”.
- No, przecież przechodziliśmy koło
niego pół godziny tem… - zaczął mówić Taguchi, ale umilkł spojrzawszy o budynek
o którym mówił Ueda.
Wszyscy stali w ciszy zszokowani.
Pierwszy odezwał się Jin.
- Czy to na pewno o nas chodzi? Może
o innego Akanishiego, Taguchiego i Uedę.
- Raczej nie. – stwierdził Junno
wciąż patrząc na napis pod słowem „Wróżka”, gdzie napisane były ich imiona – To
zdanie jest przerażające: „Wejdźcie i dowiedzcie się prawdy.”
- Nie byłoby to takie przerażające,
gdyby tam nie było naszych nazwisk. – zauważył Akanishi.
- W sumie jestem ciekawy, co powie
ta wróżka. Może chociaż dowiemy się skąd zna nasze nazwiska i wie, że dzisiaj
tutaj jesteśmy. Idziecie ze mną? – zaproponował Ueda.
- Czemu nie? – zgodził się Jin – I
tak nie mam nic lepszego do roboty.
- Dobra. Tylko pilnujmy, żeby nie
stracić przez to niepotrzebnie zbyt dużo kasy. – odpowiedział Junno.
Cała trójka weszła do środka. Przy
otwieraniu drzwi dał się słyszeć cichy dźwięk dzwoneczka zawieszonego nad
wejściem. Zaraz po tym jak weszli do pomieszczenia, które najwyraźniej miało
być poczekalnią z drzwi naprzeciwko wyszła kobieta w długiej sukni, dość wysoko
jak na swoją płeć.
- Czekaliśmy na was. – powiedziała
słodkim głosem, otwierając szerzej drzwi i gestem zapraszając do środka.
Weszli za kobietą do nadmiernie
przystrojonego pomieszczenia. Panował tam półmrok; światło dawały jedynie
zapalone świece. Na środku przy niskim stoliku na podłodze siedział mężczyzna w
stroju, który od razu przywodzi na myśl Indie. Obok, a raczej nieco z tyłu
stała druga kobieta. Podobnie jak ta co ich tu wprowadziła miała na sobie długą
suknię.
- Witajcie. – odezwał się mężczyzna
głosem pozbawionym emocji – Siadajcie.
Usiedli. Tamten natomiast kontynuował.
- Jestem Kiko, wróżbita z Delhi.
Moją specjalizacją jest przewidywanie przyszłości związanej z pieniędzmi i
życiem codziennym. W odkrywaniu przed ludźmi ich przyszłego losu pomagają mi te
dwie damy. Ta – tu wskazał na tą którą zobaczyli pierwszą – to wróżka przyjaźni.
Nazywa się Chiyui i nic związane z przyjaźnią się przed nią nie ukryje. Chcecie
wiedzieć, jak wiele warci są wasi przyjaciele, czy nie obgadują was za plecami
lub czy naprawdę myślą to co mówią; wystarczy się spytać, a wróżka przyjaźni na
te pytania odpowie. Natomiast ta – tu wskazał na drugą kobietę – to wróżka
miłości. Mówcie jej Yazuka. Pytania związane z tym pięknym uczuciem kierujcie
do niej.
- Miło nam. – powiedział Akanishi
lekko skinąwszy przy tym głową – Ja jestem Jin Akanishi, to jest…
- Nie trzeba. – przerwał mu wróżbita
– Znamy wasze imiona i nazwiska. Wiemy o was więcej niż możecie sobie to
wyobrazić. Nie wiemy jedynie o co chcielibyście zapytać.
- No to może na początek, przede
wszystkim – przemówił znowu Jin – chcielibyśmy spytać, ile będzie nas kosztować
zadawanie pytań.
- Zadawanie? Nic. – stwierdził Kiko
tonem, jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie.
- Nic? – zdziwiła się cała trójka.
- Ależ oczywiście. Zadawanie pytań
jest całkowicie darmowe.
- To znaczy, że możemy zapytać o wszystko
całkowicie za darmo, a wy na wszystko odpowiecie?
- No, niezupełnie.
- ???
- Nie odpowiadamy na pytania
związane z polityką, z hazardem i końcem świata.
- Aaaa…
- Więc możemy zadać już pierwsze
pytanie? – napalił się już Akanishi
- Tak właściwie to będzie już wasze
czwarte pytanie, ale owszem możecie zacząć zadawać pytania o rzeczy bardziej
istotne.
- No więc ja zacznę. – kontynuował
Jin – Skąd znacie nasze nazwiska i skąd wiedzieliście, że dzisiaj tutaj
będziemy? Gdzie tutaj są kamery i ile zapłaciła wam nasza agencja, by mogła to
sfilmować? I jeszcze jedno pytanie. Ile my za to dostaniemy? Bo jeśli dużo, to
jesteśmy skłonni udawać jakbyśmy naprawdę poszli do wróżki i nic nie wiedzieli
o żadnych kamerach.
Taguchi i Ueda spojrzeli po sobie z
lekka przestraszeni. Widać było, że nie pomyśleli o tym, że to wszystko może
być z góry ustawione. Natomiast wróżbita zaczął się głośno śmiać, a po chwili
dołączyły do niego dwie wróżki.
- Akanishi-san, – odezwała się
wróżka przyjaźni – czy to na pewno dobrze, że wszędzie szukasz pułapki? Czy
twoi przyjaciele z agencji na pewno zasługują na taki brak zaufania? Pomyśl o
tym jakby się poczuli, jeśliby to usłyszeli. Pamiętasz? Niedawno zrobiłeś
brzydki kawał jednemu z przyjaciół. On nie podejrzewał nikogo o złe zamiary,
ponieważ sam nie zrobiłby czegoś takiego przyjacielowi. Czy to nie znak, by
przestać być mniej złośliwym, a przez to mniej się denerwować, szukając
wszędzie pułapek? Zastanów się nad tym Akanishi-san. Może czas zmienić trochę
swoje postępowanie.
- Skąd wiesz o tamtym żarcie?
Wiedziały o nim tylko najbardziej zaufane osoby. – zdziwił się Akanishi.
- Wiem więcej o tamtej sprawie niż
ci się wydaje. Wiem nawet jak czuł się wtedy twój przyjaciel, kiedy topił swoje
smutki w alkoholu i prawie został zmolestowa…
- Wystarczy. – gwałtownie przerwała
Chiyui wróżka miłości.
Chwila ciszy.
- Ano… Nie mówmy o rzeczach
nieprzyjemnych. To zakłóca wszechobecną miłość – dodała po chwili.
- Masz rację. – rzekł Kiko – Więc
przejdźcie teraz do zadawania pytań albo opuście to miejsce, jeśli nie chcecie
wiedzieć.
- Hmm. Więc może… - zaczął na głos
zastanawiać się Jin – Może… co teraz porabiają nasi przyjaciele Kame, Tanaka i
Maru?
Cisza.
- Cóż, więc… skoro to przyjaciele,
to chyba twoja działka Chiyui-chan. – odezwał się pierwszy wróżbita.
- Moja? – zdziwiła się wróżka
przyjaźni – Tak, w sumie… to tak.
Cisza.
- Więc skoro to twoja działka to
może byś coś na ten temat powiedziała. – zdenerwował się Kiko.
- Ach, tak. Oczywiście. Przepraszam.
Tak więc… yyy… oni… Gdzie jest moja czarodziejska kula? Ach, tutaj. No więc, co
ja tu widzę… - Chiyui zajrzała w czarodziejską kulę – Wszyscy są w domu Tanaki
Kokiego i dobrze się bawią. O właśnie mówią, że lepiej byście zrobili jakbyście
poszli tam niż do wesołego miasteczka, bo oni na pewno lepiej się bawią niż wy.
- Zadzwonię do nich i powiem, że też
się dobrze bawimy. – powiedział Akanishi wyjmując telefon i wykręcając jeden z
numerów do trójki nie będących z nimi przyjaciół.
- Dobrze. To my w tym czasie
zaparzymy wam herbaty. – powiedziała wróżka Chiyui, pociągając za sobą Yazukę.
Trójka odwiedzająca wróżbitę była
zaskoczona uprzejmością wróżek, ale jeszcze bardziej tym, że pod pierwszym
numerem nikt się nie odezwał.
- Czemu ten idiota Koki nie
odbiera?! – powiedział Akanishi, wybierając numer do drugiego przyjaciela.
Podczas gdy wróżki przeszły do pomieszczenia w głębi budynku i
najprawdopodobniej robiły herbatę, wróżbita uważnie obserwował trójkę klientów
i łapał każde ich słowo.
Następny kolega Akanishiego odebrał
jednak telefon.
- O cześć Nakamaru. Słyszałem, że
macie u was imprezę. – zaczął Jin nawet nie czekając na jakąkolwiek odpowiedź z
drugiej strony – To prawda? – chwila przerwy podczas której Yuichi dał
odpowiedź – Rozumiem. Czemu my nic o tym nie wiemy? … Ach, dopiero niedawno to
postanowiliście… Rozumiem… Czemu Koki nie odebrał? … Jak to czy w ogóle do
niego dzwoniłem? Oczywiście, że dzwoniłem. Jakbym nie dzwonił to bym się nie
pytał dlaczego nie odebrał, ne? … Aha… Co właściwie robicie? … No, że się
dobrze bawicie to ja już wiem, pytam dokładniej… Co? Oglądacie film? … Co to
był za hałas? … No, cześć Kame… Że niby Maru podawał ci telefon i wtedy on
upadł? … Rozumiem. Tylko następnym razem, jak będziesz chciał komuś wmówić, że
telefon ci upadł przypadkiem, to nie wydzieraj się wcześniej, tu cytat: „Oddaj
ten telefon do cholery!” … Co? Nie tak mówiłeś? Może… Co to za dziwne odgłosy?
… Aaa, wyszedłeś na zewnątrz… Koki głośno słucha muzyki? Coś cicho dzisiaj, bo
nic przez telefon nie słyszę. Normalnie poszedłbyś dwie ulice dalej, a ja przez
telefon mógłbym rozpoznać słowa piosenki… Ściszył, jak usłyszał, że dzwonię do
Nakamaru? … Rozumiem… Chcesz kończyć? … Co? Nie chcesz marnować więcej czasu,
który mógłbyś spędzić na zabawie? No, ale czekaj, co wy dokładnie w końcu
robicie? … Co? Nie rozłączaj się! – połączenie się urwało.
- Zadzwoń jeszcze raz. –
zaproponował Ueda.
Jin pokręcił głową.
- Kamenashi powiedział, że wyłączą teraz
telefony, by nic już nie przeszkadzało im w zabawie.
- ???
- Nie patrzcie tak na mnie. Tylko
powtórzyłem to, co mi powiedziano.
Wszyscy pokiwali głowami ze
zrozumieniem.
- Czyli wróżka miała rację. –
zauważył Ueda po chwili.
Znowu kiwnięcie głowami.
Do pomieszczenia wróciły wróżki niosąc
herbatę w plastikowych kubkach.
- Przepraszamy, że nie przyniosłyśmy
herbaty w zastawie, ale niestety Yu… yyy… to znaczy Chiyuia stłukła ją dzisiaj
rano. – powiedziała Yazuka wchodząc.
- Przepraszam. – odezwała się
Chiyuia ze skruchą w głosie.
- Nie mogłaś przewidzieć tego i temu
zapobiec.
Chiyuia pokręciła głową.
- To przeznaczenie. Od tego nie da
się uciec.
W trzech parach oczu można było ujrzeć
przerażenie.
- Czyli nawet jeśli teraz dowiemy
się, co nasz czeka w przyszłości, to i tak nie będziemy mogli temu zapobiec? –
dociekał Akanishi.
- Nie. Nic nie da się zrobić. –
odpowiedział Kiko.
- A co nas ma złego spotkać? –
chciał mimo wszystko wiedzieć Taguchi.
- Życie ludzkie pełne jest
niebezpieczeństw, więc i was one nie ominą. Będą to małe nieszczęścia takie jak
np. to że Ueda-san wpadnie dzisiaj do stawu, który znajduje się tutaj w wesołym
miasteczku, jak również większe, jak wasza śmierć, np…
- NIE!!! – krzyknęli razem Ueda i
Akanishi.
- Coś nie tak? – spytał się ich
Taguchi.
- Nie chcemy wiedzieć, jak umrzemy.
– wytłumaczył mu Akanishi, po czym spytał wróżbity Kiko – Może lepiej powiedz
mi co będzie najmodniejsze w… hmm… w najbliższy sezon zimowy.
- Czapka z wielkim pomponem. –
odpowiedział tamten bez zastanowienia.
- No. I tyle nam wystarczy z naszej
przyszłości. To by było wszystko. Do widze… - nie dokończył Jin, bo Kiko mu
przerwał.
- Nie tak szybko. A zapłata?
- ??? – wszyscy trzej klienci byli
zaskoczeni.
- No, ale mówił pan, że zadawanie
pytań jest za darmo. – nieśmiało przypomniał Ueda.
- Zadawanie tak. Ale nie odpowiedzi
na nie. Za każdą odpowiedź, płaci się tysiąc jenów. A teraz je policzmy. Yazuka
masz ich listę?
Yazuka podała mu zapisaną kartkę.
- Pierwsze pytanie było o koszt
zadawania pytań. Drugie o to czy możecie już zadać pierwsze pytanie – i tak
dalej wymieniał wróżbita aż doszedł do – Dziesiąte o czapkę z pomponem, tzn.
najmodniejszą rzecz najbliższej zimy. Z tych dziesięciu pytań nie
odpowiedzieliśmy tylko na to, co złego się wam przydarzy, ale ponieważ zacząłem
na nie odpowiadać więc i tak należy się pięćset jenów. A więc mamy dziewięć
razy tysiąc plus pięćset to…
- Dziewięć tysięcy pięćset jenów. –
podpowiedziała mu Chiyui.
- Właśnie. Dziewięć tysięcy pięćset
jenów.
Akanishi, Taguchi i Ueda złożyli się i
dali wróżbicie wyznaczoną sumę. Gdy wychodzili słychać było, jak Taguchi
wyrzucał Jinowi pytanie o sezon zimowy.
Omg, najgorsze w tym wszystkim jest to, że jestem w stanie uwierzyć, że to się wydarzyło naprawdę. XD W sensie, że KT jest (było?) na tyle specyficzne, by iść do wróżki i w ogóle... Oni są nieobliczalni, naprawdę. XD I wiedziałam! Po prostu wiedziałam, że trójka z nich jest też na tyle mało rozumna, by nie skumać, że zadawanie pytań to nie to samo, co odpowiedzi na te pytania... Ale o czym ja piszę, że niby spodziewałam się od nich logicznego myślenia? Nie no, co to, to nie! XDDD
OdpowiedzUsuńW ogóle zakładam, że to jest jakiś kawał Tanaki? Bosh, ten to też ma kosmiczne pomysły... W ogóle, niby Jin jest tu tępakiem (XDD), ale Tanaka to taki głupi po prostu jest. Ja nie wiem, jak Maru z nim wytrzymuje, serio... Na jego miejscu to bym uciekała od niego jak najdalej, tym bardziej, że to Maru wydaje się najmądrzejszy z nich, czego dowodem jest to, że nie dopuścił do skandalu. xD
No i Kameś jako prześladowca, hahaha... Ja nie wiem, jak on mógł dać im się złapać. Ale to na pewno przez tę blondynkę, nikogo na ładny staw nie nabierze. XD Poza tym tak to do niego pasuje - wspaniały Kame... Ach, te pierwsze zaczątki narcyzmu i samouwielbienia~ :D
Kocham ich~~ <333 A rozmowa Jina przez telefon - bezcenna, hahaha, leżałam, zresztą na całym odcinku leżałam, oni są cudni po prostu~~ XDDD