poniedziałek, 5 stycznia 2015

L jak Myungsoo - Rozdział drugi / Happy Birthday, Haru!

Wow... Dawno mnie tu nie było... Prawie rok... Chyba powinno mi być wstyd. Ale nie jest ;p W każdym razie w postanowieniach noworocznych postanowiłam poprawę. Zobaczymy co mi z tego wyjdzie. 

Dzisiaj jestem tu ze specjalnej okazji i właściwie ten kolejny rozdział służy tu jako prezent. Nie wiem czy Haru ucieszy się, że wracam do pisania (zakładając, że naprawdę do niego wrócę) i że na wielki powrót wybrałam jej urodziny, ale cóż... Wszystkiego Najlepszego, Harumi?

W każdym razie, żeby nie było, że na Twoje urodziny wstawiam tylko rozdział ficka, dedykuję Ci też poniższy wiersz (rymowankę?), w którym również zawarte są życzenia. Naprawdę życzę Ci wszystkiego co najlepsze :)

Kiedy Haru była mała
nigdy by nie pomyślała
że azjatyckich biasów będzie miała sto sześć
i ficki będzie pisać na ich cześć.
A jednak teraz jest właśnie tu,
ma tych idoli ponad stu
i przyjaciół całkiem sporo,
więc i życzeń dostanie co najmniej kilkoro.
Ale chociaż jestem tego pewna w sumie
że moje życzenia zginą w innych życzeń tłumie,
to i też ci je składam. A na początek:
marzeń spełnionych całych wiązek
zdrowia, szczęścia, pomyślności
i do niektórych osób (może do mnie?) cierpliwości.
Dram coraz lepszych, piosenek chwytliwych
i chwil samych tylko miłych.
A tak poza tym, skoro to jej ten wiersz się tyczy,
niech się Harumi spełni to co sobie tylko zażyczy.
Teraz już czas ten wiersz zakończyć
i organizm szampanem nasączyć.

Dalej jest już tylko nowy rozdział...






Okazało się, że to nie miał być ostatni raz, kiedy tego dnia coś zaskoczyło Myungsoo.
- Znasz Dongwoo-shi? - spytał się go jakiś chłopak, o którym Myungsoo wiedział jedynie tyle, że jest tak samo jak on w klasie "i", tyle że rok niżej. Prawdopodobnie.
Myungsoo szczerze nie miał ochoty na żadną rozmowę, chcąc po prostu spokojnie opuścić plac szkolny po zajęciach, ale chłopak najwyraźniej tego nie zauważył i nawijał dalej.
- Wow, zazdroszczę. Też bym chciał. Normalnie szczęściarz z ciebie.
Myungsoo miał chęć odpowiedzieć, że najwyraźniej nie jest takim szczęściarzem skoro zaczepiają go jacyś nieznajomi, ale ugryzł się w język i zamiast tego powiedział:
- Nie sądzę, by to było coś nadzwyczajnego, biorąc pod uwagę, że chodzimy do tej samej klasy. - "A Dongwoo jest największą gadułą jaką kiedykolwiek spotkałem, która kiedy nie ma do kogo mówić, to mówi do siebie" chciał jeszcze dodać, ale znowu się powstrzymał.
Chłopak pokręcił na to głową.
- Ty nic nie rozumiesz. Zaprosił cię na "ich" imprezę. Zostałeś wybrany!
No nieźle. Czyli mają jakąś sektę. A on jest ich wybrańcem. Po prostu super...
- To tylko impreza. Pewnie zaprosił tam całą klasę. - chciał wierzyć w to co sam mówił Myungsoo. Chwilę później zorientował się, że coś mu nie pasuje - Moment. A skąd ty w ogóle wiesz, że zostałem zaproszony?
Nieznajomy uśmiechnął się tajemniczo.
- My, Inspirits mamy swoje sposoby.
Czyli ta ich sekta ma nawet nazwę. Coraz lepiej. Gdy kilka lat później Myungsoo wracał pamięcią do tego dnia mógł tylko być wdzięczny, że nie zastanawiał się nad sensem dosłownym tej nazwy ani nie rozkładał jej na czynniki pierwsze. Zarówno nazwa "zainspirowani" jak i rozłożona nazwa "w duchu" (In Spirit), tylko doprowadziłyby go do ataku paniki. W sumie mógłby też dziękować słabej znajomości angielskiego, ale to nie było coś do czego kiedykolwiek, by się przyznał.
- No więc, co? Zostaniemy przyjaciółmi. Bo idziesz na tą imprezę, prawda? - Myungsoo prawie przegapił moment w którym jego młodszy "kolega" znowu zaczął mówić.
- Nie. A czemu miałbym?
Chłopak wyglądał jakby nie wierzył temu co słyszy.
- Musisz żartować. - stwierdził z autentycznym przerażeniem.
- Ależ skąd.
Chłopak ku jego przerażeniu podbiegł przed niego i stanął zagradzając mu drogę.
- Czy ty wiesz, co za okazję tracisz?! - nieznajomy prawie na niego krzyczał, wymachując przy tym rękami i wprawiając Myungsoo w jeszcze większe przerażenie. W końcu jednak Myungsoo miał tego dość i ukrywając jak najlepiej umiał fakt, że powoli zaczął uważać swojego rozmówcę za szaleńca, wziął głęboki oddech i próbując zatuszować drżenie w swoim głosie, odpowiedział najspokojniej jak potrafił. To nie tak, żeby ukrywanie swoich emocji i uczuć było czymś czego Myungsoo nie doprowadził już do poziomu bliskiemu perfekcji.
- Po prostu nie jestem zainteresowany, by należeć do waszej... - tu Myungsoo zawahał się przez chwilę - ...grupy... Więc możesz sobie odpuścić.
Nieznajomy wyglądał jakby był załamany podejściem swojego rozmówcy, ale Myungsoo nie mógłby się mniej przejmować.
- Ale ty nie rozumiesz. Zostałeś wybrany! - jego mina mówiła, że naprawdę uważa to za bardzo przekonywujący argument.
A Myungsoo naprawdę zaczął już tracić cierpliwość.
- Słuchaj. - Myungsoo nie podniósł głosu, ale za to starał się dobitniej akcentować wyrazy - Mnie nie interesuje, co ty robisz ze swoim wolnym czasem i z kim się spotykasz, więc chciałbym byś zrobił podobnie. Więc ty idź się spotkać z Dongwoo czy z kimkolwiek tam chcesz, a mnie zostaw w spokoju.
Tymi słowami chciał zakończyć tę rozmowę i wyminąć go, by skierować się w stronę domu, ale najwyraźniej musiał się jeszcze wiele nauczyć na temat upartości seulczyków.
- Myślisz, że tak łatwo się z nimi spotkać lub nawet znać miejsce spotkania? Jesteś głupi, czy co?
Na to Myungsoo wyjął telefon i otworzył ostatniego, przysłanego sms'a.
- W takim razie pójdź za mnie. - i dodał odczytując wiadomość - Sobota, 172-5 Gaepo. 22:00.
I oddalił się zanim jego rozmówca zdążył to skomentować.

* * *

Myungsoo naprawdę miał ochotę nazwać ten miesiąc "Zaskocz Myungsoo", gdy po weekendzie wrócił w poniedziałek do szkoły i wszystkie rozmowy ucichły, gdy tylko przekroczył próg klasy. Nie wspominając już o spojrzeniach, które odprowadziły go do samej ławki, a niektóre towarzyszyły mu jeszcze długo po tym, jak usiadł i się rozpakował (czyli wyjął długopis i zeszyt, w którym zapisywał notatki z wszystkich przedmiotów, bo podręczniki noszą tylko "losers", jak to stwierdził kiedyś Kibum, kolega Woohyuna z innej klasy). Myungsoo był jednak gotowy zignorować te wszystkie symptomy mówiące, że coś jest nie tak, gdy nagle, jakby spod ziemi wyrósł przed nim Dongwoo.
- Jak ci nie wstyd pokazywać się tutaj po tym co zrobiłeś?! - wykrzyczał mu w twarz na powitanie i może by i kontynuował, ale Woohyun delikatnie odsunął go od ławki Myungsoo, mówiąc cicho "szkoda dla takiego śliny".
Po tym jak Dongwoo potrafił ze wszystkim przesadzać i wszystko przeżywać dwa razy mocniej, Myungsoo nie spodziewał się, że jego nieobecność na imprezie pozostanie bez komentarza. To jednak zdecydowanie przerosło jego wszelkie wyobrażenia.
I podczas gdy właśnie zastanawiał się czy spytać się Dongwoo o co mu chodzi, do klasy wszedł ich wychowawca i ostrym tonem, którego to Myungsoo jeszcze nigdy nie słyszał, zawołał:
- Myungsoo! Dyrektor prosi cię do swojego gabinetu!

* * *

Kiedy Myungsoo po raz pierwszy odwiedził gabinet dyrektora kilka tygodni temu, był przekonany, że był to przedostatni raz kiedy to robi i następny taki raz nastąpi dopiero gdy po raz kolejny będzie zmieniać szkołę. Albo przy dobrym szczęściu uda mu się zakończyć liceum w tej szkole i w ogóle nie będzie już musiał tutaj zaglądać. Los jednak najwyraźniej chciał inaczej i teraz siedział na niewygodnym krześle u dyrektora, a właściwie pani dyrektor, czekając na koniec jej narady z nauczycielami i powrót. Miał więc wiele czasu, by rozmyślać po co właściwie go tu wezwano, by ostatecznie dojść do twórczego wniosku, że nie ma pojęcia.
Gdy jednak dyrektor weszła do gabinetu wraz z przewodniczącymi szkolnych komitetów, Myungsoo wiedział już, że musiało to być coś poważnego, bo rady komitetowej nie zbierano z byle powodu. Zasiadając jednak po drugiej stronie biurka nikt nic nie powiedział, tylko w ciszy mu się przeglądano.
- Coś się stało, że zostałem tu wezwany? - zapytał w końcu Myungsoo, gdy doszedł do wniosku, że inaczej raczej nie ma szans na uzyskanie jakichkolwiek informacji.
- To co zawsze, gdy któryś z naszych uczniów jest tu wezwany. Masz przerąbane, kolego. - odpowiedział mu jeden z przedstawicieli komitetów, o którym to Myungsoo mgliście pamiętał tylko, że nazywa się Yang Hyunsuk i do jego zadań należało organizowanie szkolnych festiwali, których ta szkoła z racji tego, że wypuszczała w świat wielu sportowców i artystów, miała dość sporo. Trzeba też było mu przyznać, że znał się na tym co robi i być może dlatego, gdy dyrektor wysłała mu karcące spojrzenie, ten w odpowiedzi wysłał jej jedynie szeroki uśmiech.
O ile sama odpowiedź pana Yanga nic nie wniosła do wiedzy Myungsoo na temat całej sytuacji, o tyle sprowokowała panią dyrektor do przemówienia.
- Przewodniczący Yang żartuje. Nadal uważam, że to wszystko jest jakimś nieporozumieniem i wystarczy, że odpowiesz na kilka pytań, po czym będziesz mógł wrócić na lekcje. - mimo że mówiła to spokojnym tonem i brzmiało to dość szczerze, jakoś nie uspokoiło to Myungsoo. W ogóle.
- Pani dyrektor jest po prostu zbyt wielką optymistką. Ale dobrze. Może rzeczywiście powinniśmy najpierw przeprowadzić małe przesłuchanko. - stwierdził Hyunsuk na co reszta komisji pokiwała głowami.
Na to dyrektor zwróciła się do Myungsoo z zachęcającym uśmiechem.
- Tak więc od początku. Znasz Lee Daeyeola? - zadała pierwsze pytanie pani dyrektor, na które to Lee Sooman, przewodniczący komitetu do spraw sztuki, tylko parsknął głośno śmiechem.
- To nie jest wcale początek. Właściwie to jeśli naprawdę zrobił to o co jest oskarżany, to tym pytaniem daliśmy mu tarczę do ręki. - wyjaśnił śmiejący się przewodniczący, tonem który świadczył, że cała sytuacja niezwykle go bawi. Zresztą nie tylko jego, bo właściwie jedynymi osobami, które wyglądały jakby traktowały tę sprawę poważnie byli dyrektor i Myungsoo. Lepiej było nie wspominać o przedstawicielu komitetu do spraw sportu, Park Jinyoungu, który w tym momencie bawił się czymś w swoim telefonie prawdopodobnie grając w jakąś grę lub pisząc wiadomości do swojej narzeczonej, z którą, jeśli wierzyć plotkom, za niedługo miał wziąć ślub.
- Proszę bardzo. - dyrektor najwyraźniej zaczęła się denerwować, bo ze zniecierpliwieniem podniosła ręce do góry, dając znać że mogą sami zadawać pytania – Wy wiecie lepiej o co pytać.
Na to stwierdzenie twarz Lee Soomana spoważniała i splótł ręce na biurku, opierając się mocno łokciami na blacie.
- Więc dobrze Myungsoo-shi. Skoro już pani dyrektor zadała to pytanie to możesz nam udzielić odpowiedzi. Znałeś Lee Daeyeola?
Przed oczami Myungsoo przeleciało setki imion i nazwisk, które poznał przez całe swoje życie od dzieciństwa na Jeju przez wszystkie przeprowadzki aż do teraz, ale jakimś cudem nigdy nie spotkał się z tym zestawieniem imion i nazwiska. Pokręcił więc głową. Kątem oka mógł zauważyć jak przewodniczący Yang bezgłośnie prychnął. Lee Sooman jednak nawet nie drgnął.
- W takim razie inaczej. Co robiłeś w sobotę o 21:50? – pytał za to dalej z tą samą kamienną miną na twarzy.
- Byłem w domu. – stwierdził Myungsoo powoli, świadomie kłamiąc, nie chcąc wnikać w szczegóły wszystkich dodatkowych kursów na które posyłają go jego rodzice.
Dyrektor zmarszczyła brwi, a Myungsoo już wiedział, że coś powiedział nie tak.
- Och, naprawdę? – udał zaskoczenie przewodniczący Lee, choć jego oczy wcale nie wydawały się zaskoczone, a były wręcz znudzone – A to ciekawe… Bo dzwoniliśmy do twoich rodziców i twierdzili, że wracałeś wtedy z lekcji gry na gitarze z niemal drugiego końca miasta, bo twój nauczyciel złamał nogę i nie mógł do ciebie dojechać tak jak zazwyczaj i tym razem to ty pojechałeś do niego. Lekcja zaczęła się o dwudziestej pierwszej i trwała do godziny wpół do dwudziestej drugiej. Twoja matka radziła ci wrócić do domu taksówką, ale ty uparłeś się, że wrócisz komunikacją miejską i powrót zajął ci około czterdziestu pięciu minut, a tak przynajmniej twierdzą twoi rodzice. Masz jakiś powód, dlaczego nie wziąłeś taksówki, mimo późnej pory i świadomości, że podróż autobusami zajmie ci dużo więcej czasu? – swój wywód Lee Sooman zakończył intensywnym spojrzeniem w oczy Myungsoo, który to kontakt wzrokowy drugoklasista bał się zerwać.
W sumie to Myungsoo nie wiedział co ma na to powiedzieć. Właśnie powiedziano mu całe streszczenie tego jak spędził późny sobotni wieczór. I zakończono to pytaniem na które wolałby nie odpowiadać. Bo co powie? Że nie pojechał taksówką, bo to była jedyna okazja, gdy mógł pojechać autobusem? Że taksówką zdarzało mu się już jeździć przez całą Koreę, bo „tacy ludzie jak on nie powinni jeździć pociągami?” Że właściwie przyjechałaby po niego mama, ale nie mogła, bo musiała w tym samym czasie odebrać ojca z jakiejś imprezy dobroczynnej w Incheon, więc zaraz po zawiezieniu go na lekcje, pojechała po drugiego rodzica do sąsiedniego miasta i wrócili dokładnie w tym samym momencie, gdy Myungsoo wysiadał na przystanku autobusowym ulicę dalej? Cały ten wywód, choć prawdziwy, wydawał się niedorzeczny nawet Myungsoo, więc postanowił, że tym razem nie skłamie, ale nie powie też całej prawdy.
- Nie myślałem o czasie jazdy. A autobus jest tańszy mimo wszystko.
Myungsoo miał w duszy cichą nadzieję, że mimo wszystko nie wiedzą, że pieniądze to ostatnia rzecz o którą martwią się w jego rodzinie.
Chyba jednak udało mu się to sprzedać, bo nikt tego nie skomentował. Myliłby się jednak ten kto myślałby, że to koniec „przesłuchania”.
- No, dobrze. Ale próbowaliśmy skontaktować się z twoim nauczycielem od gry na gitarze i nie odpowiada. Dlaczego?
„A skąd mam niby wiedzieć?” aż cisnęło się na usta Myungsoo, ale zamiast tego odpowiedział:
- Jest dość ekscentryczny. Nie ma zwyczaju odpowiadać na wszystkie telefony. – Myungsoo mógł się jedynie tylko tego domyślać, ale uznał, że nie podanie żadnego powodu, zostanie odebrane jeszcze gorzej.
- No dobrze. – powiedział dopiero po dłuższej chwili Sooman, po czym dodał – A możesz nam chociaż powiedzieć, dlaczego akurat wybrałeś Gaepo?
Myungsoo kilka razy mrugnął zanim w końcu wydukał:
- Co?
Na twarzy Lee Soomana pojawił się lekki uśmiech politowania.
- Nie udawaj idioty. Słyszano cię, jak podawałeś Daeyeolowi ten adres w piątek po południu przed budynkiem szkoły.
Nagle coś zaczęło Myungsoo świtać. Gaepo musiało być ulicą, którą podał wtedy temu chłopakowi co go zaczepił. Tego z Imprisonment… Albo to było Inspirit…
Myungsoo zmarszczył brwi. Czyżby na tym spotkaniu coś temu chłopakowi się stało?
- Wiesz. Jeśli się przyznasz, to może dostaniesz mniejszą karę. Szczególnie jeśli powiesz kto jeszcze brał w tym udział. Może skończy się tylko na miesięcznym zawieszeniu w prawach ucznia…
Lee Sooman patrzył na niego wyczekująco, a Myungsoo naprawdę chciał wiedzieć o co chodzi albo przynajmniej móc wymienić kilka nazwisk, których podania najwyraźniej od niego oczekiwali, bo przecież miesięczny zakaz przychodzenia do szkoły nie brzmiał wcale tak źle. Wręcz przeciwnie, Myungsoo rozważyłby nawet przyznanie się do winy, byle tylko nie musieć przychodzić do szkoły, ale nie miał pojęcia do czego ma się przyznać. Milczał więc zamiast tego i zastanawiał się czy ojciec będzie chciał go wyrzucić z domu za przynoszenie wstydu rodzinie. Nie pierwszy raz zresztą i nie ostatni.
- Słuchaj, Myungsoo. Powiedz coś, bo inaczej będziemy musieli przekazać twoją sprawę policji. – tym razem przemówiła pani dyrektor, patrząc wzrokiem bliskim zrezygnowania prosto w oczy Myungsoo.
„Ale czemu?” cisnęło się na usta Myungsoo, bo naprawdę jedyną jego zbrodnią w tej szkole było jak do tej pory bycie nieznośnie aspołecznym. No może, nie licząc tego jak raz podrobił podpis mamy na zwolnieniu i zamiast tego poszedł na długie zakupy w pobliskim centrum handlowym. I może to zdarzyło się więcej niż raz… Myungsoo stracił rachubę po trzech pierwszych razach.
Nikt nie zdążył jednak nic więcej powiedzieć, bo w tej kompletnej ciszy rozległo się stanowcze pukanie do drzwi.
- Proszę! – powiedziała pani dyrektor i jej oczy oraz dwóch przewodniczących, skierowały się na drzwi.
Myungsoo siedzący tyłem do drzwi jedynie spuścił wzrok na podłogę. Nawet jeśli głos który krótko się przywitał i przeprosił za przeszkodzenie, wydał mu się znajomy, nie spojrzał na wchodzącego.
- O! Dzień dobry! Stało się coś, Howon?
Myungsoo mógł sobie tylko wyobrazić, że właśnie teraz Howon, znany ze swej uprzejmości zrobił z dziesięć ukłonów w stronę pani dyrektor i przewodniczących zanim przemówił.
- Proszę mi wybaczyć, ale usłyszałem, że szukacie winnego pobicia Daeyeola-shi i z racji tego, że mam pewne informacje które mogą się okazać przydatne w tej sprawie pozwoliłem sobie przyjść tutaj. – mówiąc to położył rękę na ramieniu Myungsoo, a ten pod wpływem nagłego dotyku spojrzał w górę na twarz Howona. Zdecydowanie jak na osobę, która miała właśnie na kogoś donieść, tamten był za szczęśliwy. A z racji tego, że Myungsoo nie sądził, by to co powie Howon mogło mu jakoś pomóc, w żaden sposób go to nie pocieszyło. Chociaż przynajmniej dzięki Howonowi dowiedział się, że jest oskarżony o pobicie. Zawsze jakiś postęp…
- Myślę, że wiem, kto stoi za pobiciem Daeyeola, jak również to, że to nie on miał być celem sobotniego napadu. – stwierdził pewnym siebie głosem Howon, na co przewodniczący Lee i Yang zmarszczyli brwi.
- Kto twoi zdaniem miał być celem? – spytał przewodniczący Yang, jakby z góry dając do zrozumienia, że ten nie może tego wiedzieć.
Howon uśmiechnął się szeroko.
- Myungsoo.
Oczy dyrektora i dwóch przewodniczących jak na zawołanie zwróciły się na wspomnianą osobę. Nikt jednak tego nie zdążył skomentować, bo nagle przewodniczący Park zerwał się z krzesła i wydał okrzyk radości.
Zapadła nienaturalna cisza i wszystkie oczy skierowały na rozemocjonowanego przewodniczącego. Dopiero po chwili pod wpływem pytających spojrzeń wybąkał:
- Udało mi się przejść kolejny poziom w Candy Crush, na którym utknąłem ponad tydzień temu… Przepraszam? – a gdy nadal spojrzenia nie stawały się coraz mniej zaskoczone, dodał – Ominęło mnie coś?

* * *

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz