Dzisiaj jestem tu ze specjalnej okazji i właściwie ten kolejny rozdział służy tu jako prezent. Nie wiem czy Haru ucieszy się, że wracam do pisania (zakładając, że naprawdę do niego wrócę) i że na wielki powrót wybrałam jej urodziny, ale cóż... Wszystkiego Najlepszego, Harumi?
W każdym razie, żeby nie było, że na Twoje urodziny wstawiam tylko rozdział ficka, dedykuję Ci też poniższy wiersz (rymowankę?), w którym również zawarte są życzenia. Naprawdę życzę Ci wszystkiego co najlepsze :)
Kiedy Haru była mała
nigdy by nie pomyślała
że azjatyckich biasów będzie miała sto sześć
i ficki będzie pisać na ich cześć.
A jednak teraz jest właśnie tu,
ma tych idoli ponad stu
i przyjaciół całkiem sporo,
więc i życzeń dostanie co najmniej kilkoro.
Ale chociaż jestem tego pewna w sumie
że moje życzenia zginą w innych życzeń tłumie,
to i też ci je składam. A na początek:
marzeń spełnionych całych wiązek
zdrowia, szczęścia, pomyślności
i do niektórych osób (może do mnie?) cierpliwości.
Dram coraz lepszych, piosenek chwytliwych
i chwil samych tylko miłych.
A tak poza tym, skoro to jej ten wiersz się tyczy,
niech się Harumi spełni to co sobie tylko zażyczy.
Teraz już czas ten wiersz zakończyć
i organizm szampanem nasączyć.
nigdy by nie pomyślała
że azjatyckich biasów będzie miała sto sześć
i ficki będzie pisać na ich cześć.
A jednak teraz jest właśnie tu,
ma tych idoli ponad stu
i przyjaciół całkiem sporo,
więc i życzeń dostanie co najmniej kilkoro.
Ale chociaż jestem tego pewna w sumie
że moje życzenia zginą w innych życzeń tłumie,
to i też ci je składam. A na początek:
marzeń spełnionych całych wiązek
zdrowia, szczęścia, pomyślności
i do niektórych osób (może do mnie?) cierpliwości.
Dram coraz lepszych, piosenek chwytliwych
i chwil samych tylko miłych.
A tak poza tym, skoro to jej ten wiersz się tyczy,
niech się Harumi spełni to co sobie tylko zażyczy.
Teraz już czas ten wiersz zakończyć
i organizm szampanem nasączyć.
Dalej jest już tylko nowy rozdział...
Okazało się,
że to nie miał być ostatni raz, kiedy tego dnia coś zaskoczyło Myungsoo.
- Znasz
Dongwoo-shi? - spytał się go jakiś chłopak, o którym Myungsoo wiedział jedynie
tyle, że jest tak samo jak on w klasie "i", tyle że rok niżej.
Prawdopodobnie.
Myungsoo
szczerze nie miał ochoty na żadną rozmowę, chcąc po prostu spokojnie opuścić
plac szkolny po zajęciach, ale chłopak najwyraźniej tego nie zauważył i nawijał
dalej.
- Wow,
zazdroszczę. Też bym chciał. Normalnie szczęściarz z ciebie.
Myungsoo miał
chęć odpowiedzieć, że najwyraźniej nie jest takim szczęściarzem skoro zaczepiają
go jacyś nieznajomi, ale ugryzł się w język i zamiast tego powiedział:
- Nie sądzę,
by to było coś nadzwyczajnego, biorąc pod uwagę, że chodzimy do tej samej
klasy. - "A Dongwoo jest największą gadułą jaką kiedykolwiek spotkałem,
która kiedy nie ma do kogo mówić, to mówi do siebie" chciał jeszcze dodać,
ale znowu się powstrzymał.
Chłopak
pokręcił na to głową.
- Ty nic nie
rozumiesz. Zaprosił cię na "ich" imprezę. Zostałeś wybrany!
No nieźle.
Czyli mają jakąś sektę. A on jest ich wybrańcem. Po prostu super...
- To tylko
impreza. Pewnie zaprosił tam całą klasę. - chciał wierzyć w to co sam mówił
Myungsoo. Chwilę później zorientował się, że coś mu nie pasuje - Moment. A skąd
ty w ogóle wiesz, że zostałem zaproszony?
Nieznajomy
uśmiechnął się tajemniczo.
- My,
Inspirits mamy swoje sposoby.
Czyli ta ich
sekta ma nawet nazwę. Coraz lepiej. Gdy kilka lat później Myungsoo wracał
pamięcią do tego dnia mógł tylko być wdzięczny, że nie zastanawiał się nad
sensem dosłownym tej nazwy ani nie rozkładał jej na czynniki pierwsze. Zarówno
nazwa "zainspirowani" jak i rozłożona nazwa "w duchu" (In
Spirit), tylko doprowadziłyby go do ataku paniki. W sumie mógłby też dziękować
słabej znajomości angielskiego, ale to nie było coś do czego kiedykolwiek, by
się przyznał.
- No więc, co?
Zostaniemy przyjaciółmi. Bo idziesz na tą imprezę, prawda? - Myungsoo prawie
przegapił moment w którym jego młodszy "kolega" znowu zaczął mówić.
- Nie. A czemu
miałbym?
Chłopak wyglądał
jakby nie wierzył temu co słyszy.
- Musisz
żartować. - stwierdził z autentycznym przerażeniem.
- Ależ skąd.
Chłopak ku
jego przerażeniu podbiegł przed niego i stanął zagradzając mu drogę.
- Czy ty
wiesz, co za okazję tracisz?! - nieznajomy prawie na niego krzyczał, wymachując
przy tym rękami i wprawiając Myungsoo w jeszcze większe przerażenie. W końcu
jednak Myungsoo miał tego dość i ukrywając jak najlepiej umiał fakt, że powoli
zaczął uważać swojego rozmówcę za szaleńca, wziął głęboki oddech i próbując
zatuszować drżenie w swoim głosie, odpowiedział najspokojniej jak potrafił. To
nie tak, żeby ukrywanie swoich emocji i uczuć było czymś czego Myungsoo nie
doprowadził już do poziomu bliskiemu perfekcji.
- Po prostu
nie jestem zainteresowany, by należeć do waszej... - tu Myungsoo zawahał się
przez chwilę - ...grupy... Więc możesz sobie odpuścić.
Nieznajomy
wyglądał jakby był załamany podejściem swojego rozmówcy, ale Myungsoo nie
mógłby się mniej przejmować.
- Ale ty nie
rozumiesz. Zostałeś wybrany! - jego mina mówiła, że naprawdę uważa to za bardzo
przekonywujący argument.
A Myungsoo
naprawdę zaczął już tracić cierpliwość.
- Słuchaj. -
Myungsoo nie podniósł głosu, ale za to starał się dobitniej akcentować wyrazy -
Mnie nie interesuje, co ty robisz ze swoim wolnym czasem i z kim się spotykasz,
więc chciałbym byś zrobił podobnie. Więc ty idź się spotkać z Dongwoo czy z
kimkolwiek tam chcesz, a mnie zostaw w spokoju.
Tymi słowami
chciał zakończyć tę rozmowę i wyminąć go, by skierować się w stronę domu, ale
najwyraźniej musiał się jeszcze wiele nauczyć na temat upartości seulczyków.
- Myślisz, że
tak łatwo się z nimi spotkać lub nawet znać miejsce spotkania? Jesteś głupi,
czy co?
Na to Myungsoo
wyjął telefon i otworzył ostatniego, przysłanego sms'a.
- W takim
razie pójdź za mnie. - i dodał odczytując wiadomość - Sobota, 172-5 Gaepo.
22:00.
I oddalił się
zanim jego rozmówca zdążył to skomentować.
* * *
Myungsoo
naprawdę miał ochotę nazwać ten miesiąc "Zaskocz Myungsoo", gdy po
weekendzie wrócił w poniedziałek do szkoły i wszystkie rozmowy ucichły, gdy
tylko przekroczył próg klasy. Nie wspominając już o spojrzeniach, które
odprowadziły go do samej ławki, a niektóre towarzyszyły mu jeszcze długo po tym,
jak usiadł i się rozpakował (czyli wyjął długopis i zeszyt, w którym zapisywał
notatki z wszystkich przedmiotów, bo podręczniki noszą tylko
"losers", jak to stwierdził kiedyś Kibum, kolega Woohyuna z innej
klasy). Myungsoo był jednak gotowy zignorować te wszystkie symptomy mówiące, że
coś jest nie tak, gdy nagle, jakby spod ziemi wyrósł przed nim Dongwoo.
- Jak ci nie
wstyd pokazywać się tutaj po tym co zrobiłeś?! - wykrzyczał mu w twarz na
powitanie i może by i kontynuował, ale Woohyun delikatnie odsunął go od ławki
Myungsoo, mówiąc cicho "szkoda dla takiego śliny".
Po tym jak
Dongwoo potrafił ze wszystkim przesadzać i wszystko przeżywać dwa razy mocniej,
Myungsoo nie spodziewał się, że jego nieobecność na imprezie pozostanie bez
komentarza. To jednak zdecydowanie przerosło jego wszelkie wyobrażenia.
I podczas gdy
właśnie zastanawiał się czy spytać się Dongwoo o co mu chodzi, do klasy wszedł
ich wychowawca i ostrym tonem, którego to Myungsoo jeszcze nigdy nie słyszał,
zawołał:
- Myungsoo!
Dyrektor prosi cię do swojego gabinetu!
* * *
Kiedy Myungsoo
po raz pierwszy odwiedził gabinet dyrektora kilka tygodni temu, był przekonany,
że był to przedostatni raz kiedy to robi i następny taki raz nastąpi dopiero
gdy po raz kolejny będzie zmieniać szkołę. Albo przy dobrym szczęściu uda mu
się zakończyć liceum w tej szkole i w ogóle nie będzie już musiał tutaj
zaglądać. Los jednak najwyraźniej chciał inaczej i teraz siedział na
niewygodnym krześle u dyrektora, a właściwie pani dyrektor, czekając na koniec
jej narady z nauczycielami i powrót. Miał więc wiele czasu, by rozmyślać po co
właściwie go tu wezwano, by ostatecznie dojść do twórczego wniosku, że nie ma
pojęcia.
Gdy jednak
dyrektor weszła do gabinetu wraz z przewodniczącymi szkolnych komitetów,
Myungsoo wiedział już, że musiało to być coś poważnego, bo rady komitetowej nie
zbierano z byle powodu. Zasiadając jednak po drugiej stronie biurka nikt nic
nie powiedział, tylko w ciszy mu się przeglądano.
- Coś się
stało, że zostałem tu wezwany? - zapytał w końcu Myungsoo, gdy doszedł do
wniosku, że inaczej raczej nie ma szans na uzyskanie jakichkolwiek informacji.
- To co
zawsze, gdy któryś z naszych uczniów jest tu wezwany. Masz przerąbane, kolego.
- odpowiedział mu jeden z przedstawicieli komitetów, o którym to Myungsoo
mgliście pamiętał tylko, że nazywa się Yang Hyunsuk i do jego zadań należało
organizowanie szkolnych festiwali, których ta szkoła z racji tego, że
wypuszczała w świat wielu sportowców i artystów, miała dość sporo. Trzeba też
było mu przyznać, że znał się na tym co robi i być może dlatego, gdy dyrektor
wysłała mu karcące spojrzenie, ten w odpowiedzi wysłał jej jedynie szeroki
uśmiech.
O ile sama
odpowiedź pana Yanga nic nie wniosła do wiedzy Myungsoo na temat całej
sytuacji, o tyle sprowokowała panią dyrektor do przemówienia.
-
Przewodniczący Yang żartuje. Nadal uważam, że to wszystko jest jakimś
nieporozumieniem i wystarczy, że odpowiesz na kilka pytań, po czym będziesz
mógł wrócić na lekcje. - mimo że mówiła to spokojnym tonem i brzmiało to dość
szczerze, jakoś nie uspokoiło to Myungsoo. W ogóle.
- Pani dyrektor
jest po prostu zbyt wielką optymistką. Ale dobrze. Może rzeczywiście powinniśmy
najpierw przeprowadzić małe przesłuchanko. - stwierdził Hyunsuk na co reszta
komisji pokiwała głowami.
Na to dyrektor
zwróciła się do Myungsoo z zachęcającym uśmiechem.
- Tak więc od
początku. Znasz Lee Daeyeola? - zadała pierwsze pytanie pani dyrektor, na które
to Lee Sooman, przewodniczący komitetu do spraw sztuki, tylko parsknął głośno
śmiechem.
- To nie jest
wcale początek. Właściwie to jeśli naprawdę zrobił to o co jest oskarżany, to
tym pytaniem daliśmy mu tarczę do ręki. - wyjaśnił śmiejący się przewodniczący,
tonem który świadczył, że cała sytuacja niezwykle go bawi. Zresztą nie tylko
jego, bo właściwie jedynymi osobami, które wyglądały jakby traktowały tę sprawę
poważnie byli dyrektor i Myungsoo. Lepiej było nie wspominać o przedstawicielu
komitetu do spraw sportu, Park Jinyoungu, który w tym momencie bawił się czymś
w swoim telefonie prawdopodobnie grając w jakąś grę lub pisząc wiadomości do
swojej narzeczonej, z którą, jeśli wierzyć plotkom, za niedługo miał wziąć
ślub.
- Proszę
bardzo. - dyrektor najwyraźniej zaczęła się denerwować, bo ze
zniecierpliwieniem podniosła ręce do góry, dając znać że mogą sami zadawać
pytania – Wy wiecie lepiej o co pytać.
Na to
stwierdzenie twarz Lee Soomana spoważniała i splótł ręce na biurku, opierając
się mocno łokciami na blacie.
- Więc dobrze
Myungsoo-shi. Skoro już pani dyrektor zadała to pytanie to możesz nam udzielić
odpowiedzi. Znałeś Lee Daeyeola?
Przed oczami
Myungsoo przeleciało setki imion i nazwisk, które poznał przez całe swoje życie
od dzieciństwa na Jeju przez wszystkie przeprowadzki aż do teraz, ale jakimś
cudem nigdy nie spotkał się z tym zestawieniem imion i nazwiska. Pokręcił więc
głową. Kątem oka mógł zauważyć jak przewodniczący Yang bezgłośnie prychnął. Lee
Sooman jednak nawet nie drgnął.
- W takim
razie inaczej. Co robiłeś w sobotę o 21:50? – pytał za to dalej z tą samą
kamienną miną na twarzy.
- Byłem w
domu. – stwierdził Myungsoo powoli, świadomie kłamiąc, nie chcąc wnikać w
szczegóły wszystkich dodatkowych kursów na które posyłają go jego rodzice.
Dyrektor
zmarszczyła brwi, a Myungsoo już wiedział, że coś powiedział nie tak.
- Och,
naprawdę? – udał zaskoczenie przewodniczący Lee, choć jego oczy wcale nie
wydawały się zaskoczone, a były wręcz znudzone – A to ciekawe… Bo dzwoniliśmy
do twoich rodziców i twierdzili, że wracałeś wtedy z lekcji gry na gitarze z
niemal drugiego końca miasta, bo twój nauczyciel złamał nogę i nie mógł do
ciebie dojechać tak jak zazwyczaj i tym razem to ty pojechałeś do niego. Lekcja
zaczęła się o dwudziestej pierwszej i trwała do godziny wpół do dwudziestej
drugiej. Twoja matka radziła ci wrócić do domu taksówką, ale ty uparłeś się, że
wrócisz komunikacją miejską i powrót zajął ci około czterdziestu pięciu minut,
a tak przynajmniej twierdzą twoi rodzice. Masz jakiś powód, dlaczego nie
wziąłeś taksówki, mimo późnej pory i świadomości, że podróż autobusami zajmie
ci dużo więcej czasu? – swój wywód Lee Sooman zakończył intensywnym spojrzeniem
w oczy Myungsoo, który to kontakt wzrokowy drugoklasista bał się zerwać.
W sumie to
Myungsoo nie wiedział co ma na to powiedzieć. Właśnie powiedziano mu całe
streszczenie tego jak spędził późny sobotni wieczór. I zakończono to pytaniem
na które wolałby nie odpowiadać. Bo co powie? Że nie pojechał taksówką, bo to
była jedyna okazja, gdy mógł pojechać autobusem? Że taksówką zdarzało mu się
już jeździć przez całą Koreę, bo „tacy ludzie jak on nie powinni jeździć
pociągami?” Że właściwie przyjechałaby po niego mama, ale nie mogła, bo musiała
w tym samym czasie odebrać ojca z jakiejś imprezy dobroczynnej w Incheon, więc
zaraz po zawiezieniu go na lekcje, pojechała po drugiego rodzica do sąsiedniego
miasta i wrócili dokładnie w tym samym momencie, gdy Myungsoo wysiadał na
przystanku autobusowym ulicę dalej? Cały ten wywód, choć prawdziwy, wydawał się
niedorzeczny nawet Myungsoo, więc postanowił, że tym razem nie skłamie, ale nie
powie też całej prawdy.
- Nie myślałem
o czasie jazdy. A autobus jest tańszy mimo wszystko.
Myungsoo miał
w duszy cichą nadzieję, że mimo wszystko nie wiedzą, że pieniądze to ostatnia
rzecz o którą martwią się w jego rodzinie.
Chyba jednak
udało mu się to sprzedać, bo nikt tego nie skomentował. Myliłby się jednak ten
kto myślałby, że to koniec „przesłuchania”.
- No, dobrze.
Ale próbowaliśmy skontaktować się z twoim nauczycielem od gry na gitarze i nie
odpowiada. Dlaczego?
„A skąd mam
niby wiedzieć?” aż cisnęło się na usta Myungsoo, ale zamiast tego odpowiedział:
- Jest dość
ekscentryczny. Nie ma zwyczaju odpowiadać na wszystkie telefony. – Myungsoo
mógł się jedynie tylko tego domyślać, ale uznał, że nie podanie żadnego powodu,
zostanie odebrane jeszcze gorzej.
- No dobrze. –
powiedział dopiero po dłuższej chwili Sooman, po czym dodał – A możesz nam
chociaż powiedzieć, dlaczego akurat wybrałeś Gaepo?
Myungsoo kilka
razy mrugnął zanim w końcu wydukał:
- Co?
Na twarzy Lee
Soomana pojawił się lekki uśmiech politowania.
- Nie udawaj
idioty. Słyszano cię, jak podawałeś Daeyeolowi ten adres w piątek po południu
przed budynkiem szkoły.
Nagle coś
zaczęło Myungsoo świtać. Gaepo musiało być ulicą, którą podał wtedy temu
chłopakowi co go zaczepił. Tego z Imprisonment… Albo to było Inspirit…
Myungsoo
zmarszczył brwi. Czyżby na tym spotkaniu coś temu chłopakowi się stało?
- Wiesz. Jeśli
się przyznasz, to może dostaniesz mniejszą karę. Szczególnie jeśli powiesz kto
jeszcze brał w tym udział. Może skończy się tylko na miesięcznym zawieszeniu w
prawach ucznia…
Lee Sooman
patrzył na niego wyczekująco, a Myungsoo naprawdę chciał wiedzieć o co chodzi
albo przynajmniej móc wymienić kilka nazwisk, których podania najwyraźniej od
niego oczekiwali, bo przecież miesięczny zakaz przychodzenia do szkoły nie
brzmiał wcale tak źle. Wręcz przeciwnie, Myungsoo rozważyłby nawet przyznanie
się do winy, byle tylko nie musieć przychodzić do szkoły, ale nie miał pojęcia
do czego ma się przyznać. Milczał więc zamiast tego i zastanawiał się czy
ojciec będzie chciał go wyrzucić z domu za przynoszenie wstydu rodzinie. Nie
pierwszy raz zresztą i nie ostatni.
- Słuchaj,
Myungsoo. Powiedz coś, bo inaczej będziemy musieli przekazać twoją sprawę
policji. – tym razem przemówiła pani dyrektor, patrząc wzrokiem bliskim
zrezygnowania prosto w oczy Myungsoo.
„Ale czemu?”
cisnęło się na usta Myungsoo, bo naprawdę jedyną jego zbrodnią w tej szkole
było jak do tej pory bycie nieznośnie aspołecznym. No może, nie licząc tego jak
raz podrobił podpis mamy na zwolnieniu i zamiast tego poszedł na długie zakupy
w pobliskim centrum handlowym. I może to zdarzyło się więcej niż raz… Myungsoo
stracił rachubę po trzech pierwszych razach.
Nikt nie
zdążył jednak nic więcej powiedzieć, bo w tej kompletnej ciszy rozległo się
stanowcze pukanie do drzwi.
- Proszę! –
powiedziała pani dyrektor i jej oczy oraz dwóch przewodniczących, skierowały
się na drzwi.
Myungsoo
siedzący tyłem do drzwi jedynie spuścił wzrok na podłogę. Nawet jeśli głos
który krótko się przywitał i przeprosił za przeszkodzenie, wydał mu się
znajomy, nie spojrzał na wchodzącego.
- O! Dzień
dobry! Stało się coś, Howon?
Myungsoo mógł
sobie tylko wyobrazić, że właśnie teraz Howon, znany ze swej uprzejmości zrobił
z dziesięć ukłonów w stronę pani dyrektor i przewodniczących zanim przemówił.
- Proszę mi
wybaczyć, ale usłyszałem, że szukacie winnego pobicia Daeyeola-shi i z racji
tego, że mam pewne informacje które mogą się okazać przydatne w tej sprawie
pozwoliłem sobie przyjść tutaj. – mówiąc to położył rękę na ramieniu Myungsoo,
a ten pod wpływem nagłego dotyku spojrzał w górę na twarz Howona. Zdecydowanie
jak na osobę, która miała właśnie na kogoś donieść, tamten był za szczęśliwy. A
z racji tego, że Myungsoo nie sądził, by to co powie Howon mogło mu jakoś
pomóc, w żaden sposób go to nie pocieszyło. Chociaż przynajmniej dzięki
Howonowi dowiedział się, że jest oskarżony o pobicie. Zawsze jakiś postęp…
- Myślę, że
wiem, kto stoi za pobiciem Daeyeola, jak również to, że to nie on miał być
celem sobotniego napadu. – stwierdził pewnym siebie głosem Howon, na co
przewodniczący Lee i Yang zmarszczyli brwi.
- Kto twoi
zdaniem miał być celem? – spytał przewodniczący Yang, jakby z góry dając do
zrozumienia, że ten nie może tego wiedzieć.
Howon
uśmiechnął się szeroko.
- Myungsoo.
Oczy dyrektora
i dwóch przewodniczących jak na zawołanie zwróciły się na wspomnianą osobę.
Nikt jednak tego nie zdążył skomentować, bo nagle przewodniczący Park zerwał
się z krzesła i wydał okrzyk radości.
Zapadła
nienaturalna cisza i wszystkie oczy skierowały na rozemocjonowanego
przewodniczącego. Dopiero po chwili pod wpływem pytających spojrzeń wybąkał:
- Udało mi się
przejść kolejny poziom w Candy Crush, na którym utknąłem ponad tydzień temu…
Przepraszam? – a gdy nadal spojrzenia nie stawały się coraz mniej zaskoczone,
dodał – Ominęło mnie coś?
*
* *
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz