Hey!
Say! JUMP –
Christmas Special
„W święta nikt nie powinien być sam”
Rozdział
6
18:30
– 20:00
Wigilia
Bożego Narodzenia, godz. 18:31, Główna Stacja Kolejowa Tokio
Yuya
nadal nie był pewny jak niby niezauważalnie ma „wziąć sobie” jedną ze
świątecznych ozdób z choinki znajdującej się na jednym z najczęściej
uczęszczanych placów w stolicy. Nie był też pewny jak dostanie się z powrotem
do Osaki przed północą skoro żaden pociąg Shinkasen nie kursował w stronę Osaki
o tej porze, a innym pociągiem podróż zajmie mu wieczność. Wiedział za to na
pewno, że dobrze spało mu się w czasie jazdy, a to oznaczało tylko jedno – jest
dobrze. Nie przejmując się więc zbytnio brakiem planu, niczym zwycięzca brnął
przez tłum ludzi, przechodząc przez ostatnią bramkę biletową i kierując się do
parkingu, gdzie stały taksówki.
„Choinko –
nadchodzę!”
Wigilia
Bożego Narodzenia, godz. 18:46, duży dom w Tokio, pokój
- Ej! To
nieuczciwe! Specjalnie dałeś wygrać Keito! – oburzył się Hikaru, gdy z
głośników popłynęła muzyczka obwieszczająca zwycięstwo wychowanego w Wielkiej
Brytanii kolegi.
- Skąd ten
pomysł? – zapytał niewinnie Yuto, choć właściwie nikt widzący wcześniej jego
grę z Hikaru nie mógł mieć wątpliwości, że teraz gospodarz tego domu, musiał
włożyć nie lada wysiłek, by zaprezentować grę na tak niskim poziomie.
- Skąd ten
pomysł?! Równie dobrze mógłbyś nałożyć opaskę na oczy i twierdzić, że graliście
na tych samych warunkach! – kłócił się dalej Hikaru, wpychając ze złością do
ust garść popcornu, który przyniósł Yuto przed swoją grą z Keito.
Yuto przez
chwilę nic nie odpowiadał, jakby rozważał to co powiedział Hikaru, aż w końcu
stwierdził:
- Właściwie to
wtedy pewnie bym wygrał. Co ja mogę poradzić, że Keito jest taki przystojny, że
aż nie można się przy nim skupić. – Z tymi słowami odwrócił się do Okamoto i
puścił mu oczko.
Keito przez
chwilę wyglądał tak jakby te słowa do niego nie dotarły, a gdy w końcu to
zrobiły jego policzki pokryły się szkarłatnym rumieńcem.
- Za chwilę się
wyrzygam. Ale dobra, skoro jesteś taki mądry, to wygraj ze mną mając zawiązane
oczy!
Yuto tylko
wzruszył ramionami i ciągle z tym samym uśmiechem na twarzy wstał, by poszukać
czegoś do zawiązania sobie oczu.
Wigilia
Bożego Narodzenia, godz. 19:01, duży dom w Tokio, pokój
- Ja się tak
nie bawię. – To były pierwsze słowa Hikaru, gdy kolejna rozgrywka dobiegła
końca. – Naprawdę to nie fair.
Yuto tylko
odwrócił się do niego z ciągle zawiązanymi oczami i ciągle z tym samym
uśmiechem na ustach.
- Nie
zgadniesz, kto to zaproponował.
- Nie zgadniesz, kto
oszukiwał grając z Keito i zmusił mnie do ratowania swojego honoru.
Yuto ściągnął z oczu
opaskę i zmarszczył nieco brwi.
- Jakimś dziwnym trafem
odpowiedzią na obydwie części jest "Hikaru".
Hikaru otworzył usta, by
zaprotestować, ale zaraz je zamknął, by zmienić taktykę i zrobić obrażoną minę.
- Nie mów mi, że teraz do
końca życia będziesz mi wypominać ten żart na Keito z podpaloną choinką.
- Oczywiście, że nie -
szybko zaprzeczył Yuto. - Tylko do czasu rozwiązania JUMP. Później już pewnie
nie będziemy się widywać.
Po tym stwierdzeniu Yuto,
udawane oburzenie Hikaru zamieniło się na prawdziwe, na co Nakajima przewrócił
oczami i dodał:
- Jeju, żartowałem. Oczywiście,
że będziemy się później widywać. Jak mógłbym wyrzec się własnego taty.
Hikaru był pewny, że Yuto
zauważył zmianę w jego aurze, ale inaczej ją zinterpretował.
- No, nie wiem. Może
dlatego, że po rozpadnięciu się JUMP nie będziemy już oficjalnie "rodziną".
- No i co z tego? - wesoło
zaświergotał Yuto - Niektóre rzeczy nie muszą być na papierze, by być
prawdziwe. Zresztą nie oszukujmy się. Ty i Yabu byliście małżeństwem nawet
przed powstaniem JUMP.
Hikaru szybko odwrócił
twarz w stronę okna. Lekko podskoczył gdy nagle poczuł czyjeś ręce obejmujące
go od tyłu. Był jeszcze bardziej zaskoczony, gdy okazało się, że to był Keito.
Osobą która jednak
odezwała się pierwsza był Yuto.
- Nie możemy ci pomóc,
jeśli nam nic nie powiesz.
Hikaru westchnął. Nie był
typem, który lubił narzekać, a już na pewno nie na swoich przyjaciół. A czuł,
że mówiąc to co leży mu na sercu to właśnie zrobi. Z drugiej strony był na
siebie wściekły, że nadal myśli o Yabu jak o przyjacielu, nawet po tym jak
przekonał się, że ten nie traktuje ich przyjaźni poważnie. I widział też w
rozumowaniu Yuto wiele prawdy. Dlatego delikatnie zdjął ze swoich ramion ręce
Keito i odwrócił się twarzą do dwójki swoich przyjaciół, by choć spróbować
zamienić w słowa swój żal i uczucie bycia oszukanym.
Wigilia
Bożego Narodzenia, godz. 19:16, niedaleko Roppongi Hills
Znalezienie
wspomnianego sklepu, a w nim identycznej pary rękawiczek okazało się łatwiejsze
niż się spodziewali, a przynajmniej
łatwiejsze niż spodziewali się Chinen i Daiki, bo Inoo wyglądał tak niczego
innego się nie spodziewał.
- No, jasne. Przecież to
normalne, że sklep ma na składzie dany model rękawiczek, nawet jeśli był on tam
sprzedawany wieki temu i cała reszta kolekcji już została zmieniona. Bo
przecież ten model rękawiczek był kupiony dla wielkiego i wspaniałego Inoo Kei,
więc nie mogło być inaczej. Trzeba było wziąć pod uwagę fakt, że mógł zgubić jedną
sztukę i będzie chciał sobie kupić identyczną parę. I nie, to wcale nie tak, że
głupi ma szczęście – ironizował Chinen po wyjściu ze sklepu, na co Inoo
przewrócił tylko oczami i lekkim, skocznym krokiem wyprzedził przyjaciół, by zacząć
iść parę metrów przed nimi.
Właśnie w tym momencie, po
skończonej sukcesem misji szukania rękawiczek wybierali się w stronę Tokyo
Tower, by „rzucić okiem na tą oooooogrooooommmnnną choinkę” jak to stwierdził
Inoo. Chinen i Daiki tylko częściowo podzielali jego świąteczny entuzjazm, ale
nie odmówili mu swojego towarzystwa, bo kto by coś takiego zrobił, gdy... cóż…
przegrało się prawo do powiedzenia czegokolwiek w grze na papier-kamień-nożyce.
- Nadal nie
wierzę, że idziemy taki kawał drogi, by Inoo mógł sobie zrobić zdjęcie choinki
– mruknął pod nosem Chinen, niechętnie człapiąc tuż obok Daikiego podczas gdy
Inoo idąc nieco z przodu, nadawał im wszystkim trochę szybsze tempo niż
najmłodszy z nich sobie by tego życzył.
- Nie oszukujmy
się – odpowiedział mu na to Arioka, który był w dużo lepszym humorze niż kolega
z zespołu tuż obok niego. – Wygrałby tę zagrywkę nawet jeśli grałby z
dziesięcioma osobami, które chciałyby wracać do domu, a on jeden chciałby
zobaczyć choinkę. Mówisz jakbyś go nie znał.
- Taa… -
prychnął Chinen. – Ale chyba mogę sobie od czasu do czasu pomarzyć, że choć raz
prawa przyrody i matematyki będą miały nad nim władzę i jak dwie trzecie osób
ma już dość przygód danego dnia i chce wracać do domu, to on z racji tego, że
prawdopodobieństwo nie jest po jego stronie mógłby przegrać, a nie ciągnąć nas
przez pół Tokio.
- Daj spokój.
To tylko pół godziny drogi. Piętnaście minut sądząc po tym jak szybko idziemy.
Chinen spojrzał
na Daikiego z przerażeniem.
- O nie! Inoo
zdążył cię już zahipnotyzować. Teraz przez najbliższe godziny będziesz popierać
wszystkie jego głupie pomysły. A myślałem, że jesteś bardziej odporny na tego
wirusa! I co ja teraz zrobię? Co ja teraz zrobię?
Chinen wyglądał
jakby naprawdę groziło mu niebezpieczeństwo, ale zanim Daikiemu udało się to ze
śmiechem skomentować, Inoo zatrzymał się gwałtownie odwrócił się do nich z równie
przerażoną miną jak Chinen.
- Wiecie co?
Coś sobie właśnie uświadomiłem…
Wigilia
Bożego Narodzenia, godz. 19:31, duży dom w Tokio, pokój
- No, już nie
płacz. Będzie dobrze – stwierdził Yuto pocieszająco po tym jak Hikaru skończył
swój monolog, wyciągając przy tym rękę z paczką chusteczek.
Hikaru patrzył
przez chwilę milcząco na trzymaną przez Yuto rzecz, zanim odezwał się z kamienną
twarzą.
- Możesz mi
powiedzieć, dlaczego to ja straciłem dzisiaj przyjaciela, a to Keito ryczy jak
małe dziecko?
Yuto wysłał mu
krótkie spojrzenie, mówiące „nie powinieneś tak mówić”, po czym jednak znowu
całą swoją uwagę zwrócił na Keito, który w końcu zauważył wyciągniętą paczkę
chusteczek i wziął jedną, by obetrzeć łzy oraz opróżnić nos. Gdy już to zrobił,
Yuto przyciągnął go do siebie i mocno przytulił, a Hikaru przewrócił oczami.
- Nie wiem czy
powinienem być wam wdzięcznym, bo patrząc na was jest mi tak niedobrze, że
zapominam o własnych problemach czy raczej być wściekłym, bo ja się tu wam
zwierzam, a wy mi tu odgrywacie jakieś sceny miłosne.
- Oj, oj –
stwierdził Yuto i wyciągnął jedną rękę w stronę Hikaru, by zdecydowanym ruchem
przyciągnąć go do grupowego uścisku. Hikaru pewnie by sobie odpuścił tego
rodzaju czułość, ale zbyt późno się zorientował co chce zrobić Nakajima i po
chwili, z trudem łapiąc powietrze, zastanawiał się skąd jego młodszy kolega ma
tyle siły.
Po minucie, gdy Hikaru zaczął się już rozważać
czy na pewno jego mózg jest teraz dobrze dotleniony, odezwał się dzwonek do
drzwi, ratując go od dalszych dziwnych rozmyślań.
- O! – odezwał
się Yuto puszczając zarówno Hikaru, jak i Keito, który trochę już się uspokoił
– To musi być Ryosuke.
Hikaru
zmarszczył brwi.
- Ryosuke?
Organizujesz jakąś imprezę z Seven czy coś? Mogłeś mówić, to bym wam nie
przeszkadzał…
Yuto który był
już krok od wyjścia na korytarz, zatrzymał się jeszcze, by odwrócić się i
przewrócić oczami.
- Dobrze wiesz,
że zawsze jesteś tutaj mile widziany, obojętnie kogo bym nie zaprosił. I nie,
nie zaprosiłem Seven. Nawet jakbym chciał to Chinen już wieki temu umówił się z
Inoo na wspólne zakupy, więc nie udałoby mi się ich wszystkich skompletować.
- Moment… To
wam Inoo nie mówił, że jedzie do Saitamy?
- Ależ
oczywiście, że mówił! – stwierdził Yuto trochę się niecierpliwiąc, nie chcąc
być nieuprzejmym i wyjść bez odpowiedzenia na pytanie i jednocześnie chcąc już
otworzyć drzwi stojącemu na zewnątrz przyjacielowi. – Ale nie trzeba być
geniuszem, żeby mając do wyboru Chinena i Inoo wiedzieć komu wierzyć.
Hikaru nie mógł
nie przyznać mu racji.
Po raz kolejny
rozległ się dźwięk dzwonka i Yuto krzyknął, że już idzie, choć było to bardziej
powiedziane do siebie niż do Ryosuke, bo ten i tak nie mógł go usłyszeć.
Wigilia
Bożego Narodzenia, godz. 19:46, niedaleko Tokyo Tower
- Zróbmy coś! Naprawdę, ja nie chcę pochodzić z rozbitej
rodziny! – zakończył z jękiem swoje prawie pół godzinne rozpaczanie Inoo, po
tym jak dotarli już pod odpowiednią choinkę.
Chinen
przewrócił oczami.
- Weź się w
garść Inoo. Nie jęcz jak rozhisteryzowana nastolatka.
Kei
rzeczywiście od razu się uspokoił, ale zamiast tego spojrzał na Chinena
dziwnie.
- Ej, to było
seksistowskie! Niby czemu „jak rozhisteryzowana nastolatka” a nie „nastolatek”.
Inoo dostał
garstką śniegu prosto w twarz.
- Nadal masz
jakiś problem? – stwierdził Chinen ocierając o siebie dłonie, by pozbyć się
resztek śniegu z rękawiczek.
Inoo pokręcił
głową, choć nie wiadomo czy bardziej w odpowiedzi na pytanie Chinena, czy
bardziej otrząsając się po niespodziewanym ataku.
- Nie,
zdecydowanie nie. Mogę tylko powiedzieć, że to uderzenie zdecydowanie nie było
dziewczęce to na pewno. – A gdy Chinen chciał mu przerwać, szybko dodał: –
Raczej było typowe dla chłopaka, który przez zarwane noce nie urósł nawet metra
sześćdziesiąt i jest słaby jak… - nie zdążył dokończyć, bo Chinen sięgnął po
dość sporą grudkę śniegu, a Inoo nie mając ochoty na więcej śniegu na twarzy
niż już miał, schował się za Daikiego.
Chinen jednak
nie wyglądał jakby miał zamiar odpuścić i nie wiadomo jakby się to skończyło,
gdyby nagle Daiki nie zapytał:
- Czy to nie
jest Yuya?
- Gdzie, gdzie?
– odezwał się od razu Inoo, widząc w tym swoją szansę.
- Nie myślcie
sobie, że tak łatwo wam pójdzie – ostrzegł Chinen, nie spuszczając morderczego
wzroku z Inoo.
- Ale tam
naprawdę jest Yuya… - powiedział słabym głosem Daiki, jednocześnie będąc
przesuwanym to w jedną, to w drugą stronę przez Inoo, tak by ten był
nieosiągalny dla najmłodszego z nich, który cały czas planował uderzenie.
- Taaa,
jaaasneee… - ciągle nie wierzył mu Chinen. – Yuya jest w Osace. On to nie Inoo i
jak mówi, że gdzieś jedzie, to tam jedzie.
Inoo poczuł się
najwyraźniej bardzo urażony tym stwierdzeniem, bo przestał przejmować się
grożącym mu niebezpieczeństwem i wyminął Daikiego, zatrzymując się tuż przed
nim.
- Przepraszam
cię bardzo, pojechałby do Saitamy, gdyby… - nie dokończył, kucając nagle i
zakrywając głowę rękami, gdy Chinen rzucił w jego stronę trzymaną grudką
śniegu. Ta uderzyła w ramię stojącego za Inoo Daikiego, który mimo że uderzenie
wydawało się dość mocne, tylko westchnął głośno i trzema zdecydowanymi ruchami
dłoni strzepał z ramienia pozostały śnieg.
- Przestańcie
się wygłupiać. Wygląda na to, że Yuya ma kłopoty.
Dopiero teraz
pozostała dwójka na poważnie zainteresowała się tym co mówił Daiki i spojrzała
w kierunku w którym ten patrzył.
- Ej, to
naprawdę chyba jest Yuya. Tylko czemu ochrona tak mu się przygląda? – zauważył
Chinen po chwili, patrząc jak ochroniarze pokazują sobie Yuyę palcami i
wyglądają jakby zastanawiali się czy powinni zainterweniować.
- Pewnie
dlatego, że Yuya wydaje się chcieć ukraść coś z choinki… Tylko dlaczego? – nie
mógł zrozumieć Daiki.
- Nie wiem –
odpowiedział mu najmłodszy z nich. – Chociaż jedno jest pewne. Na pewno nie
przyglądają mu się, bo to Yuya.
Inoo i Daiki
dziwnie na niego spojrzeli, ale pierwszy tylko wzruszył ramionami podczas gdy
drugi zapytał:
- A niby
dlaczego ochrona miałaby mu się przyglądać z powodu tego, że jest Yuyą?
- A czemu nie?
Jest w końcu gwiazdą. Nam z Inoo dość sporo osób się dzisiaj przyglądało i to
raczej normalne, no nie?
Inoo pokiwał
głową, widząc sens w tym rozumowaniu, ale Daiki ciągle wyglądał na
nieprzekonanego.
- Jesteś pewny,
że przyglądano wam się ponieważ jesteście gwiazdami, a nie dlatego że… jeśli
oczywiście dobrze zrozumiałem… czołgaliście się pod choinką w głównym holu
Roppongi Hills?
- Rozumowanie
Chinena bardziej mi się podobało – stwierdził Inoo, zanim wrócił do
przyglądania się podejrzanemu zachowaniu osoby do złudzenia przypominającej
Yuyę.
- A ja sądzę,
że to dlatego że byliśmy „gwiazdami” czołgającymi się pod choinką – bronił
swojej wizji Chinen. – A w tym momencie Yuya ani nie wygląda na żadną gwiazdę ani
nie czołga się pod choinką… Jeszcze…
To ostatnie słowo Chinen
dodał po tym jak nagle chłopak, któremu się przyglądali kucnął przed choinką,
oglądając z uwagą jedną z ozdób na choince. Na to Inoo zmarszczył brwi i ruszył
w tamtym kierunku, a jego przyjaciele zaraz za nim.
Rozdział siódmy - część pierwsza
Rozdział siódmy - część pierwsza
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz