wtorek, 6 stycznia 2015

W święta nikt nie powinien być sam - Rozdział szósty

A/N: Ja tam wiem, że już dawno po świętach i nie wypada, ale kiedyś trzeba to skończyć pisać... I może jak zacznę teraz to do Wielkanocy skończę lol. W każdym razie w tym momencie ambitnie uczę się na test z historii literatury amerykańskiej (jak widać) i jeśli ktoś tu przez przypadek dzisiaj albo jutro wpadnie i to przeczyta, to może za mnie trzymać kciuki (lub modlić się o cud, bo nic innego już mi nie pomoże). Ja z całego serca życzę Wam, by Wasze pierwsze pojawienie się w szkole/na uczelni w 2015 roku było lepsze niż moje jutro.



Hey! Say! JUMP Christmas Special
„W święta nikt nie powinien być sam”






Rozdział 6
18:30 – 20:00

Wigilia Bożego Narodzenia, godz. 18:31, Główna Stacja Kolejowa Tokio

            Yuya nadal nie był pewny jak niby niezauważalnie ma „wziąć sobie” jedną ze świątecznych ozdób z choinki znajdującej się na jednym z najczęściej uczęszczanych placów w stolicy. Nie był też pewny jak dostanie się z powrotem do Osaki przed północą skoro żaden pociąg Shinkasen nie kursował w stronę Osaki o tej porze, a innym pociągiem podróż zajmie mu wieczność. Wiedział za to na pewno, że dobrze spało mu się w czasie jazdy, a to oznaczało tylko jedno – jest dobrze. Nie przejmując się więc zbytnio brakiem planu, niczym zwycięzca brnął przez tłum ludzi, przechodząc przez ostatnią bramkę biletową i kierując się do parkingu, gdzie stały taksówki.
            „Choinko – nadchodzę!”


Wigilia Bożego Narodzenia, godz. 18:46, duży dom w Tokio, pokój

            - Ej! To nieuczciwe! Specjalnie dałeś wygrać Keito! – oburzył się Hikaru, gdy z głośników popłynęła muzyczka obwieszczająca zwycięstwo wychowanego w Wielkiej Brytanii kolegi.
            - Skąd ten pomysł? – zapytał niewinnie Yuto, choć właściwie nikt widzący wcześniej jego grę z Hikaru nie mógł mieć wątpliwości, że teraz gospodarz tego domu, musiał włożyć nie lada wysiłek, by zaprezentować grę na tak niskim poziomie.
            - Skąd ten pomysł?! Równie dobrze mógłbyś nałożyć opaskę na oczy i twierdzić, że graliście na tych samych warunkach! – kłócił się dalej Hikaru, wpychając ze złością do ust garść popcornu, który przyniósł Yuto przed swoją grą z Keito.
            Yuto przez chwilę nic nie odpowiadał, jakby rozważał to co powiedział Hikaru, aż w końcu stwierdził:
            - Właściwie to wtedy pewnie bym wygrał. Co ja mogę poradzić, że Keito jest taki przystojny, że aż nie można się przy nim skupić. – Z tymi słowami odwrócił się do Okamoto i puścił mu oczko.
            Keito przez chwilę wyglądał tak jakby te słowa do niego nie dotarły, a gdy w końcu to zrobiły jego policzki pokryły się szkarłatnym rumieńcem.
            - Za chwilę się wyrzygam. Ale dobra, skoro jesteś taki mądry, to wygraj ze mną mając zawiązane oczy!
            Yuto tylko wzruszył ramionami i ciągle z tym samym uśmiechem na twarzy wstał, by poszukać czegoś do zawiązania sobie oczu.


Wigilia Bożego Narodzenia, godz. 19:01, duży dom w Tokio, pokój

            - Ja się tak nie bawię. – To były pierwsze słowa Hikaru, gdy kolejna rozgrywka dobiegła końca. – Naprawdę to nie fair.
            Yuto tylko odwrócił się do niego z ciągle zawiązanymi oczami i ciągle z tym samym uśmiechem na ustach.
            - Nie zgadniesz, kto to zaproponował.
- Nie zgadniesz, kto oszukiwał grając z Keito i zmusił mnie do ratowania swojego honoru.
Yuto ściągnął z oczu opaskę i zmarszczył nieco brwi.
- Jakimś dziwnym trafem odpowiedzią na obydwie części jest "Hikaru".
Hikaru otworzył usta, by zaprotestować, ale zaraz je zamknął, by zmienić taktykę i zrobić obrażoną minę.
- Nie mów mi, że teraz do końca życia będziesz mi wypominać ten żart na Keito z podpaloną choinką.
- Oczywiście, że nie - szybko zaprzeczył Yuto. - Tylko do czasu rozwiązania JUMP. Później już pewnie nie będziemy się widywać.
Po tym stwierdzeniu Yuto, udawane oburzenie Hikaru zamieniło się na prawdziwe, na co Nakajima przewrócił oczami i dodał:
- Jeju, żartowałem. Oczywiście, że będziemy się później widywać. Jak mógłbym wyrzec się własnego taty.
Hikaru był pewny, że Yuto zauważył zmianę w jego aurze, ale inaczej ją zinterpretował.
- No, nie wiem. Może dlatego, że po rozpadnięciu się JUMP nie będziemy już oficjalnie "rodziną".
- No i co z tego? - wesoło zaświergotał Yuto - Niektóre rzeczy nie muszą być na papierze, by być prawdziwe. Zresztą nie oszukujmy się. Ty i Yabu byliście małżeństwem nawet przed powstaniem JUMP.
Hikaru szybko odwrócił twarz w stronę okna. Lekko podskoczył gdy nagle poczuł czyjeś ręce obejmujące go od tyłu. Był jeszcze bardziej zaskoczony, gdy okazało się, że to był Keito.
Osobą która jednak odezwała się pierwsza był Yuto.
- Nie możemy ci pomóc, jeśli nam nic nie powiesz.
Hikaru westchnął. Nie był typem, który lubił narzekać, a już na pewno nie na swoich przyjaciół. A czuł, że mówiąc to co leży mu na sercu to właśnie zrobi. Z drugiej strony był na siebie wściekły, że nadal myśli o Yabu jak o przyjacielu, nawet po tym jak przekonał się, że ten nie traktuje ich przyjaźni poważnie. I widział też w rozumowaniu Yuto wiele prawdy. Dlatego delikatnie zdjął ze swoich ramion ręce Keito i odwrócił się twarzą do dwójki swoich przyjaciół, by choć spróbować zamienić w słowa swój żal i uczucie bycia oszukanym.


Wigilia Bożego Narodzenia, godz. 19:16, niedaleko Roppongi Hills

            Znalezienie wspomnianego sklepu, a w nim identycznej pary rękawiczek okazało się łatwiejsze niż się spodziewali,  a przynajmniej łatwiejsze niż spodziewali się Chinen i Daiki, bo Inoo wyglądał tak niczego innego się nie spodziewał.
- No, jasne. Przecież to normalne, że sklep ma na składzie dany model rękawiczek, nawet jeśli był on tam sprzedawany wieki temu i cała reszta kolekcji już została zmieniona. Bo przecież ten model rękawiczek był kupiony dla wielkiego i wspaniałego Inoo Kei, więc nie mogło być inaczej. Trzeba było wziąć pod uwagę fakt, że mógł zgubić jedną sztukę i będzie chciał sobie kupić identyczną parę. I nie, to wcale nie tak, że głupi ma szczęście – ironizował Chinen po wyjściu ze sklepu, na co Inoo przewrócił tylko oczami i lekkim, skocznym krokiem wyprzedził przyjaciół, by zacząć iść parę metrów przed nimi.
Właśnie w tym momencie, po skończonej sukcesem misji szukania rękawiczek wybierali się w stronę Tokyo Tower, by „rzucić okiem na tą oooooogrooooommmnnną choinkę” jak to stwierdził Inoo. Chinen i Daiki tylko częściowo podzielali jego świąteczny entuzjazm, ale nie odmówili mu swojego towarzystwa, bo kto by coś takiego zrobił, gdy... cóż… przegrało się prawo do powiedzenia czegokolwiek w grze na papier-kamień-nożyce.
            - Nadal nie wierzę, że idziemy taki kawał drogi, by Inoo mógł sobie zrobić zdjęcie choinki – mruknął pod nosem Chinen, niechętnie człapiąc tuż obok Daikiego podczas gdy Inoo idąc nieco z przodu, nadawał im wszystkim trochę szybsze tempo niż najmłodszy z nich sobie by tego życzył.
            - Nie oszukujmy się – odpowiedział mu na to Arioka, który był w dużo lepszym humorze niż kolega z zespołu tuż obok niego. – Wygrałby tę zagrywkę nawet jeśli grałby z dziesięcioma osobami, które chciałyby wracać do domu, a on jeden chciałby zobaczyć choinkę. Mówisz jakbyś go nie znał.
            - Taa… - prychnął Chinen. – Ale chyba mogę sobie od czasu do czasu pomarzyć, że choć raz prawa przyrody i matematyki będą miały nad nim władzę i jak dwie trzecie osób ma już dość przygód danego dnia i chce wracać do domu, to on z racji tego, że prawdopodobieństwo nie jest po jego stronie mógłby przegrać, a nie ciągnąć nas przez pół Tokio.
            - Daj spokój. To tylko pół godziny drogi. Piętnaście minut sądząc po tym jak szybko idziemy.
            Chinen spojrzał na Daikiego z przerażeniem.
            - O nie! Inoo zdążył cię już zahipnotyzować. Teraz przez najbliższe godziny będziesz popierać wszystkie jego głupie pomysły. A myślałem, że jesteś bardziej odporny na tego wirusa! I co ja teraz zrobię? Co ja teraz zrobię?
            Chinen wyglądał jakby naprawdę groziło mu niebezpieczeństwo, ale zanim Daikiemu udało się to ze śmiechem skomentować, Inoo zatrzymał się gwałtownie odwrócił się do nich z równie przerażoną miną jak Chinen.
            - Wiecie co? Coś sobie właśnie uświadomiłem…


Wigilia Bożego Narodzenia, godz. 19:31, duży dom w Tokio, pokój

            - No, już nie płacz. Będzie dobrze – stwierdził Yuto pocieszająco po tym jak Hikaru skończył swój monolog, wyciągając przy tym rękę z paczką chusteczek.
            Hikaru patrzył przez chwilę milcząco na trzymaną przez Yuto rzecz, zanim odezwał się z kamienną twarzą.
            - Możesz mi powiedzieć, dlaczego to ja straciłem dzisiaj przyjaciela, a to Keito ryczy jak małe dziecko?
            Yuto wysłał mu krótkie spojrzenie, mówiące „nie powinieneś tak mówić”, po czym jednak znowu całą swoją uwagę zwrócił na Keito, który w końcu zauważył wyciągniętą paczkę chusteczek i wziął jedną, by obetrzeć łzy oraz opróżnić nos. Gdy już to zrobił, Yuto przyciągnął go do siebie i mocno przytulił, a Hikaru przewrócił oczami.
            - Nie wiem czy powinienem być wam wdzięcznym, bo patrząc na was jest mi tak niedobrze, że zapominam o własnych problemach czy raczej być wściekłym, bo ja się tu wam zwierzam, a wy mi tu odgrywacie jakieś sceny miłosne.
            - Oj, oj – stwierdził Yuto i wyciągnął jedną rękę w stronę Hikaru, by zdecydowanym ruchem przyciągnąć go do grupowego uścisku. Hikaru pewnie by sobie odpuścił tego rodzaju czułość, ale zbyt późno się zorientował co chce zrobić Nakajima i po chwili, z trudem łapiąc powietrze, zastanawiał się skąd jego młodszy kolega ma tyle siły.
             Po minucie, gdy Hikaru zaczął się już rozważać czy na pewno jego mózg jest teraz dobrze dotleniony, odezwał się dzwonek do drzwi, ratując go od dalszych dziwnych rozmyślań.
            - O! – odezwał się Yuto puszczając zarówno Hikaru, jak i Keito, który trochę już się uspokoił – To musi być Ryosuke.
            Hikaru zmarszczył brwi.
            - Ryosuke? Organizujesz jakąś imprezę z Seven czy coś? Mogłeś mówić, to bym wam nie przeszkadzał…
            Yuto który był już krok od wyjścia na korytarz, zatrzymał się jeszcze, by odwrócić się i przewrócić oczami.
            - Dobrze wiesz, że zawsze jesteś tutaj mile widziany, obojętnie kogo bym nie zaprosił. I nie, nie zaprosiłem Seven. Nawet jakbym chciał to Chinen już wieki temu umówił się z Inoo na wspólne zakupy, więc nie udałoby mi się ich wszystkich skompletować.
            - Moment… To wam Inoo nie mówił, że jedzie do Saitamy?
            - Ależ oczywiście, że mówił! – stwierdził Yuto trochę się niecierpliwiąc, nie chcąc być nieuprzejmym i wyjść bez odpowiedzenia na pytanie i jednocześnie chcąc już otworzyć drzwi stojącemu na zewnątrz przyjacielowi. – Ale nie trzeba być geniuszem, żeby mając do wyboru Chinena i Inoo wiedzieć komu wierzyć.
            Hikaru nie mógł nie przyznać mu racji.
            Po raz kolejny rozległ się dźwięk dzwonka i Yuto krzyknął, że już idzie, choć było to bardziej powiedziane do siebie niż do Ryosuke, bo ten i tak nie mógł go usłyszeć.


Wigilia Bożego Narodzenia, godz. 19:46, niedaleko Tokyo Tower

            - Zróbmy coś! Naprawdę, ja nie chcę pochodzić z rozbitej rodziny! – zakończył z jękiem swoje prawie pół godzinne rozpaczanie Inoo, po tym jak dotarli już pod odpowiednią choinkę.
            Chinen przewrócił oczami.
            - Weź się w garść Inoo. Nie jęcz jak rozhisteryzowana nastolatka.
            Kei rzeczywiście od razu się uspokoił, ale zamiast tego spojrzał na Chinena dziwnie.
            - Ej, to było seksistowskie! Niby czemu „jak rozhisteryzowana nastolatka” a nie „nastolatek”.
            Inoo dostał garstką śniegu prosto w twarz.
            - Nadal masz jakiś problem? – stwierdził Chinen ocierając o siebie dłonie, by pozbyć się resztek śniegu z rękawiczek.
            Inoo pokręcił głową, choć nie wiadomo czy bardziej w odpowiedzi na pytanie Chinena, czy bardziej otrząsając się po niespodziewanym ataku.
            - Nie, zdecydowanie nie. Mogę tylko powiedzieć, że to uderzenie zdecydowanie nie było dziewczęce to na pewno. – A gdy Chinen chciał mu przerwać, szybko dodał: – Raczej było typowe dla chłopaka, który przez zarwane noce nie urósł nawet metra sześćdziesiąt i jest słaby jak… - nie zdążył dokończyć, bo Chinen sięgnął po dość sporą grudkę śniegu, a Inoo nie mając ochoty na więcej śniegu na twarzy niż już miał, schował się za Daikiego.
            Chinen jednak nie wyglądał jakby miał zamiar odpuścić i nie wiadomo jakby się to skończyło, gdyby nagle Daiki nie zapytał:
            - Czy to nie jest Yuya?
            - Gdzie, gdzie? – odezwał się od razu Inoo, widząc w tym swoją szansę.
            - Nie myślcie sobie, że tak łatwo wam pójdzie – ostrzegł Chinen, nie spuszczając morderczego wzroku z Inoo.
            - Ale tam naprawdę jest Yuya… - powiedział słabym głosem Daiki, jednocześnie będąc przesuwanym to w jedną, to w drugą stronę przez Inoo, tak by ten był nieosiągalny dla najmłodszego z nich, który cały czas planował uderzenie.
            - Taaa, jaaasneee… - ciągle nie wierzył mu Chinen. – Yuya jest w Osace. On to nie Inoo i jak mówi, że gdzieś jedzie, to tam jedzie.
            Inoo poczuł się najwyraźniej bardzo urażony tym stwierdzeniem, bo przestał przejmować się grożącym mu niebezpieczeństwem i wyminął Daikiego, zatrzymując się tuż przed nim.
            - Przepraszam cię bardzo, pojechałby do Saitamy, gdyby… - nie dokończył, kucając nagle i zakrywając głowę rękami, gdy Chinen rzucił w jego stronę trzymaną grudką śniegu. Ta uderzyła w ramię stojącego za Inoo Daikiego, który mimo że uderzenie wydawało się dość mocne, tylko westchnął głośno i trzema zdecydowanymi ruchami dłoni strzepał z ramienia pozostały śnieg.
            - Przestańcie się wygłupiać. Wygląda na to, że Yuya ma kłopoty.
            Dopiero teraz pozostała dwójka na poważnie zainteresowała się tym co mówił Daiki i spojrzała w kierunku w którym ten patrzył.
            - Ej, to naprawdę chyba jest Yuya. Tylko czemu ochrona tak mu się przygląda? – zauważył Chinen po chwili, patrząc jak ochroniarze pokazują sobie Yuyę palcami i wyglądają jakby zastanawiali się czy powinni zainterweniować.
            - Pewnie dlatego, że Yuya wydaje się chcieć ukraść coś z choinki… Tylko dlaczego? – nie mógł zrozumieć Daiki.
            - Nie wiem – odpowiedział mu najmłodszy z nich. – Chociaż jedno jest pewne. Na pewno nie przyglądają mu się, bo to Yuya.
            Inoo i Daiki dziwnie na niego spojrzeli, ale pierwszy tylko wzruszył ramionami podczas gdy drugi zapytał:
            - A niby dlaczego ochrona miałaby mu się przyglądać z powodu tego, że jest Yuyą?
            - A czemu nie? Jest w końcu gwiazdą. Nam z Inoo dość sporo osób się dzisiaj przyglądało i to raczej normalne, no nie?
            Inoo pokiwał głową, widząc sens w tym rozumowaniu, ale Daiki ciągle wyglądał na nieprzekonanego.
            - Jesteś pewny, że przyglądano wam się ponieważ jesteście gwiazdami, a nie dlatego że… jeśli oczywiście dobrze zrozumiałem… czołgaliście się pod choinką w głównym holu Roppongi Hills?
            - Rozumowanie Chinena bardziej mi się podobało – stwierdził Inoo, zanim wrócił do przyglądania się podejrzanemu zachowaniu osoby do złudzenia przypominającej Yuyę.
            - A ja sądzę, że to dlatego że byliśmy „gwiazdami” czołgającymi się pod choinką – bronił swojej wizji Chinen. – A w tym momencie Yuya ani nie wygląda na żadną gwiazdę ani nie czołga się pod choinką… Jeszcze…
To ostatnie słowo Chinen dodał po tym jak nagle chłopak, któremu się przyglądali kucnął przed choinką, oglądając z uwagą jedną z ozdób na choince. Na to Inoo zmarszczył brwi i ruszył w tamtym kierunku, a jego przyjaciele zaraz za nim.

Rozdział siódmy - część pierwsza 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz