środa, 25 grudnia 2013

Dwanaście dni Bożego Narodzenia - rozdział pierwszy

Dzień pierwszy – Coś co miało być kuropatwą w gruszy, a było bardziej…



       Hoya siedząc w pierwszy dzień świąt Bożego Narodzenia w salonie zaczął na poważnie zastanawiać się czy nie powinien jechać jednak do domu rodziców. Wprawdzie byłby tam sam, ale przynajmniej nie musiałby patrzeć jak Sungyeol i Sungjong karmią się nawzajem jakimiś cukierkami.
                - Moglibyście robić to mniej… ostentacyjnie? Albo najlepiej przenieść się do swojego pokoju?
       Para spojrzała na niego, jakby dopiero teraz zauważyła jego obecność w salonie.
                - No patrz jaki wrażliwy się zrobił na publiczne okazywanie uczuć, po tym jak znowu jest singlem. – skomentował Woohyun, nawet na chwilę nie odrywając wzroku od ekranu telewizora, z głową na ramieniu Myungsoo – Jeszcze trochę i będzie tak samo zrzędliwy jak Sunggyu.
                - Ej. Moglibyście chociaż poczekać aż sobie pojadę, co?! – krzyknął do nich lider z korytarza, przez który taszczył właśnie swoją walizkę.
                - To ty jeszcze nie pojechałeś? – zapytał autentycznie zaskoczony Woohyun, spoglądając na wejście do salonu, w którym właśnie stanął Sunggyu.
              - Jak widzisz jeszcze tu jestem. Jakkolwiek nie byłbym wspaniały, jeszcze nie potrafię być w dwóch miejscach na raz. – odpowiedział mu jak zwykle spokojny lider, patrząc na trzeciego najstarszego członka w ich zespole spode łba.
                - No, ale jechałeś gdzieś dzisiaj rano. Z walizkami… - zauważył Myungsoo, na co większość w pokoju pokiwała głowami.
                - Odwoziłem Dong... – zaczął Sunggyu, ale przerwał spojrzawszy na Hoyę.
       Howon nerwowo się na to zaśmiał.
                - Ej, no. Bez przesady. Możecie mówić imię Dongwoo, ile wam się podoba. Nie jest żadnym bogiem ani nic. Jeszcze tego brakuje byście zaczęli na niego mówić „Sam-Wiesz-Kto”. Obrazilibyście Voldemorta!
        Przez chwilę zapadła cisza, bo żaden z nich nie wiedział, jak zinterpretować ostatni komentarz. W końcu jednak niepewnie odezwał się Sungyeol:
                - W sumie racja… Ale jesteś pewny, że to nie zrani twoich uczuć?
       Hoya przewrócił oczami zniecierpliwiony.
                - Tak. Jestem pewien. Doskonale wiedziałem, kiedy wchodziłem w ten związek, że jeśli zerwiemy, to i tak dalej będziemy w tym samym zespole.
                - To znaczy, że z góry przewidywałeś, że zerwiecie? – zapytał zaciekawiony Sungjong, na co Sungyeol i Woohyun spojrzeli na Hoyę z oburzeniem.
                - I ty to nazywałeś miłością? – spytał Woohyun tonem, jakby co najmniej Hoya zabił mu dziecko.
                - Dzięki. – mruknął tylko na to ironicznie Howon do Sungjonga, na co ten ułożył usta w nieme „Sorry”.
                - No, dobra. Jeszcze się nie bijecie, to znaczy, że mogę was spokojnie zostawić samych. – stwierdził Sunggyu, biorąc już w dłoń rączkę walizki – Jakby coś się komuś stało lub coś ktoś podpalił to dzwońcie na 119. W ekstremalnych, podkreślam, ekstremalnych, sytuacjach możecie zadzwonić do mnie. No i to chyba wszystko. Do zobaczenia w sylwestra.
                - Pa. – odpowiedziała mu część osób w salonie, podczas gdy Sunggyu odwrócił się na pięcie i skierował się do wyjście. Parę sekund później można było usłyszeć zamykane od zewnątrz drzwi.
       Nie minęło pół minuty, gdy odezwał się Sungjong.
                - To kto pierwszy dzwoni z „ekstremalną sytuacją”?
       Na twarzach wszystkich pojawił się doskonale im znane uśmieszki.
                - Ja! – zgłosił się Woohyun, wyjmując przy okazji telefon z kieszeni – Jestem najstarszy tutaj.
                - Ale i najgłupszy. – stwierdził Sungjong, ale dodał – Ale dzwoń. Mamy całe sześć dni na to, zdążą wszyscy.
        O ile początkowo pomysł wydawał się genialny, to po tym jak po kilkunastu sekundach włączyła  się automatyczna sekretarka, przestał on mieć sens.
                - Patrz, co zrobiłeś Woohyunowi. – skomentował Hoya, przenosząc wzrok z Woohyuna (który od minuty patrzył martwym wzrokiem na telefon) na Sungjonga i z powrotem.
                - Nie moja wina, że tak przeżył fakt, że po raz pierwszy Sunggyu nie odebrał od niego telefonu. Jak chciał dzwonić jako pierwszy, to powinien liczyć się z ryzykiem.
                - A jest jakaś różnica w ryzyku w zależności od tego czy był pierwszym dzwoniącym czy na przykład drugim? – zdziwił się Howon, na co szczerze odpowiedział mu Sungjong:
                - W ryzyku -nie. Ale jest różnica w tym czy Woohyun uwierzy mi, że stało się tak przez to że dzwonił pierwszy czy nie.
        Hoya miał już powiedzieć długie „a”, wyrażając, że rozumie, gdy całą piątką usłyszeli szczęk otwieranego zamka i po chwili w wejściu do salonu pojawił się Sunggyu z ogromnym pudłem w ramionach, który niemal całkowicie zasłaniał go od pasa w górę.
       Woohyun aż wstał, od razu otrząsając się z niedawnego szoku.
                - Wiedziałem, że nie zignorowałeś mojego telefonu. Ale skąd wiedziałeś, że chciałem cię poprosić o całe pudło książek do czytania?
       Cała pozostała czwórka spojrzała na niego jak na idiotę.
                - Chciałeś go poprosić o książki? – nie mógł uwierzyć Sungjong – Przecież Sunggyu-hyung nawet, gdyby chciał to nie mógłby w to uwierzyć. Nie w sytuacji, gdy większość z nas ma wątpliwości czy ty w ogóle umiesz czytać.
       Woohyun już chciał się na to oburzyć, ale wszyscy oprócz lidera pokiwali głowami ze zrozumieniem na słowa maknae, więc dał sobie już spokój.
                - Nie wiem o co chodzi, ale chyba nie chcę wiedzieć, więc mi nie mówcie. – odezwał się po raz pierwszy od swojego powrotu Sunggyu i ostrożnie położył pudełko na ziemi – Spotkałem managera na schodach, który dał mi to i powiedział, że to dla Hoyi od jakiegoś ważnego, wpływowego fana i żeby się tym dobrze zaopiekował czy coś takiego. I to chyba tyle. No to ja idę. – wyszedł z salonu na korytarz po czym się wrócił i zwrócił się do Woohyuna – A ty spróbuj zadzwonić jeszcze raz, to niby przypadkowo podam twój numer fankom. – po czym uśmiechnął się promiennie, dodając – No to do zobaczenia za kilka dni. Miłego wolnego. – i tym razem wyszedł już na dobre.
       Cała piątka stanęła w ciszy tworząc okrąg wokół wielkiego pudła. Po minucie w końcu odezwał się Sungjong:
                - Nie otworzysz?
       Hoya do którego skierowane było pytanie, przełknął głośno ślinę i nachylił się nad pudłem, by odkleić taśmę. Bo pozbyciu się rzeczy klejących górną ściankę tekturowego pudełka, Hoya powoli otwarł jego górną pokrywę i zajrzał do środka.
                - Drzewko i… pieczony kurczak?! – zdziwił się Hoya, ale całe szczęście koledzy wkrótce go pocieszyli, mając na twarzy nie mniej zdziwione miny.
                - Nie chcę nic mówić, ale pomysły na prezenty twoich fanów są… interesujące. – skomentował Myungsoo, delikatnie wyjmując doniczkę z nie wyższym niż czterdzieści centymetrów drzewkiem. – O, spójrzcie. Ten ktoś położył też trzy gruszki wokół pnia.
                - Nom. – zgodził się z nim Woohyun sięgając po zawiniętego w folię pieczonego kurczaka – Jeszcze jest ciepły. – zauważył kładąc go na ławie i powoli zdejmując folię.
                - I jest i kartka! – wykrzyknął na koniec Sungjong, szybko biorąc do ręki, ostatnią pozostałą rzecz w pudełku i przejeżdżając po niej wzrokiem. Sekundę później wyrwał mu ją Hoya i zaczął czytać jej zawartość na głos:

On the first day of Christmas,
my true love sent to me
A partridge in a pear tree.”

Tak więc wraz z pierwszym dniem
Wysyłam Ci gruszę z pięknym pniem
I chociaż drzewko bez owoców i młode
To jak zaopatrzysz je w słońce i wodę
Wkrótce wyda owoce.

Ale byś nie umarł z głodu póki co
Wysyłam jedzenia moc
Trzy gruszki i kurczaka
Co kuropatwę przypomina ptaka
I całusów całą masę.

Tajemniczy wielbiciel

                - To takie… - zaczął swój komentarz Sungjong, ale przerwał mu Woohyun.
                - Żałosne. Facet twierdzi, że kuropatwa i kurczak to prawie to samo. – i zaczął się śmiać w głos, ale reszta go zignorowała.
                - … romantyczne. – dokończył Sungjong, gdy Woohyun uspokoił na tyle swój wybuch śmiechu, że mogli nareszcie usłyszeć swoje myśli – Kiedy ktoś napisze coś takiego dla mnie?
                - Chcesz mieć tajemniczego wielbiciela? Ja już ci nie wystarczam? – wtrącił się od razu Sungyeol, patrząc na maknae wzrokiem zranionego psiaka.
                - Po co mi tajemniczy wielbiciel, jeśli ty możesz mi coś takiego napisać?
       Sungyeol na chwilę oniemiał, ale w końcu powiedział długie „o” i nad czymś się zamyślił.
       Natomiast milczący dotychczas Hoya, wziął kartkę oraz drzewko i wstając z podłogi, powiedział reszcie, by zostawili mu chociaż nóżkę z kurczaka, po czym wyszedł z salonu, udając się do swojego pokoju. Gdy był już w środku położył drzewko na parapecie i rozejrzał się dookoła. Jego wzrok zatrzymał się na łóżku Dongwoo i z utkwionym na tym przedmiocie spojrzeniu, zatopił się w myślach. Doszedł do wniosku, że przez całe te pięć dni odkąd zerwali, nie czuł się tak samotnie jak właśnie teraz, gdy dostał ten prezent. Bo tajemniczy wielbiciel oznaczał coś nowego. A niekiedy, by coś mogło się zacząć, co innego musi się skończyć. I właśnie przygoda Dongwoo i Howona się skończyła.

1 komentarz:

  1. Ty to dopiero nastrój umiesz zburzyć. xD Tu takie śmiechy, chichy, cała głupota Infinite, która chyba udzieliła się i maknae, i Hoyi, i nagle, że YaDong się skończył?! To jest coś stałego, wiecznego i w ogóle, i to nie może się skończyć, bo to nielogiczne, i już, i o, bo ja tak mówię. xD

    A tak serio... ten prezent od razu mu się skojarzył z Dino.Takie pomysły to tylko on i Miki. No ale Miki ma maknae, także no. xD A w ogóle to tam on już chyba pijany był czy co, takie teksty. xD Bosh, i Namu dzwoniący do lidera i ta ich zabójcza zabawa... Inteligenci, serio. Widzę, że jak nie ma w pobliżu boskiego Dino, to oni wpadają na debilne pomysły. xD Co z nich za głąby, omg. xD No, a zazdrość L'a to w ogóle urocza jest, i o. xDD

    I w ogóle... Hoya jest beznadziejny. xDDD Nie no, już pomijam fakt, że nie wiem, jak można było zerwać z Dino, nawet jeśli Dino jest istotą niemyślącą. Bosh, nie ogarniam. I niby Dongwoo taki głupi, a jak patrzę na Hoyę, to bez niego też tępieje. Tu w ogóle jakiś sens jest? Przecież oni są siebie warci. xDDDD

    OdpowiedzUsuń