środa, 25 grudnia 2013

W święta nikt nie powinien być sam - Rozdział czwarty

Hey! Say! JUMP Christmas Special
„W święta nikt nie powinien być sam”




Rozdział 4
17:01 – 17:45


Wigilia Bożego Narodzenia, godz. 17:07, duży dom w Tokio, kuchnia



            Przez pięć minut udało się Yuto jakoś przekonać Keito, że nie, nie przeszkadza, a wręcz przeciwnie, że młodszy z nich cieszy się niezmiernie z tej wizyty, bo w innym przypadku spędziłby ten wieczór grając cały czas w gry na komórce, tudzież na znalezionym gameboyu czy komputerze, co tak czy tak, nie byłoby najlepszym sposobem na spędzanie świąt. A tak może zaoferować przyjacielowi herbatkę i spędzić z nim przyjemny wieczór na rozmowach o niczym. Yuto niezmiernie lubił w Keito fakt, że ten zazwyczaj nieśmiały i małomówny chłopak, będąc sam na sam z Yuto rozkręcał się i mówił niemal non-stop, oczywiście robiąc przerwy na odpowiedzi swojego rozmówcy. Nigdy też nie mieli oni problemu, by znaleźć tematy do rozmowy i Yuto naprawdę nie mógł życzyć sobie lepszego towarzystwa na wieczór wigilijny niż właśnie Keito. Zaczynając więc rozmowę od zupełnie neutralnego pytania czy jest już gotowy na rozpoczynającą się jutro trasę koncertową, Yuto mentalnie przygotowywał się na długą i owocną konwersację do późnych godzin, nawet jeśli Keito zastrzegał się, że za godzinę będzie się musiał zbierać i wracać do domu.





Wigilia Bożego Narodzenia, godz. 17:14, sklep odzieżowy w Roppongi Hills

            Po kolejnych dwudziestu minutach Daiki zdecydowanie miał dość i nawet zabawa komórką nie mogła mu teraz pomóc. I to nie tak, że Yabu był dla niego nieuprzejmy lub coś takiego. Ile jednak można chodzić od sklepu do sklepu i patrzeć jak ktoś przymierza ubrania. Daiki doszedł nawet do wniosku, patrząc jak największe strojnisie opuszczają sklepy przed nimi, że osoby które twierdzą, że dziewczyny spędzają masę czasu na zakupach powinny zostać ukarane jakąś straszną karą, najlepiej zakupami z Yabu. Tak czy tak, Daiki stwierdził, że dłużej tego nie zniesie i kiedy Yabu był w przebieralni, postanowił pogodzić się z Inoo i do niego zadzwonić. Sprawa była o tyle łatwiejsza, że Inoo zapewne nawet nie podejrzewał, że ten się na niego obraził.
            - Słucham – usłyszał po dwóch sygnałach, co trochę zaskoczyło Daikiego, bo miał poważne wątpliwości czy Inoo w ogóle odbierze.
            - O! Hej – zaczął niezręcznie, nie wiedząc jak ubrać w słowa swoją prośbę.
            - No, hej – odpowiedział Inoo, a w jego głosie było już słychać znudzenie, więc Daiki już dłużej nie przejmował się formą, tylko powiedział po prostu:
            - Pomóż mi.
            - Co? Yyy, czekaj coś słabe połączenie jest, za chwile nas rozłączy. – I w telefonie rzeczywiście było słychać szum, ale Daiki za stary już był na takie numery.
            - Inoo, ja nie żartuję. Wyciągnij mnie z tego bagna skoro mnie w niego wepchnąłeś.
            - Ej, wypraszam sobie. Nigdy cię nie wepchnąłem w żadne błoto… jeszcze… I jakimś cudem nawet w przenośnym znaczeniu, nie przypominam sobie bym coś ostatnio ci zrobił. I wyjątkowo jestem szczery.
            W tle Daiki mógł usłyszeć tłumiony wysoki śmiech Chinena.
            - Przez twoje kłamstwo Yabu i Hikaru się pokłócili i teraz jestem ciągnięty po wszystkich sklepach w Roppongi Hills. Zadowolony.
            Przez chwilę zapadła cisza zanim Inoo w końcu odpowiedział:
            - Ale to nie było wcale kłamstwo. Planowałem dzisiaj odwiedzić ten nowy sklep w Roppongi Hills o nazwie Saitama. Nie słyszałeś o nim?
            Znowu zapanowała cisza.
            - Czy ty uważasz, że jestem tak głupi jak Yabu i to kupię? – Inoo już miał coś odpowiedzieć, gdy Daiki mu przerwał. – Uznaj to za pytanie retoryczne. I tak mam już wystarczająco zepsuty dzień, nie musisz mnie bardziej dobijać.
            Inoo westchnął głęboko, po czym po raz pierwszy od początku rozmowy przemówił całkowicie poważnym tonem:
            - Spotkajmy się przed głównym wejściem do Roppongi Hills.
            - Ale teraz? Mam tak po prostu zostawić Yabu? – Daikiego już zaczęły gryźć wyrzuty sumienia.
            - Yabu nie jest dzieckiem, poradzi sobie. Jeśli choć trochę przejął się tą swoją kłótnią z Hikaru, to zakupy tak go pochłoną, że trochę minie zanim zauważy twoją nieobecność. A jak już zauważy to wzruszy ramionami i będzie kupować dalej. Tak czy tak, my czekamy na ciebie do za dwadzieścia szósta.
            Po czym się rozłączył. Daiki przeniósł wzrok na przymierzalnie, z której właśnie Yabu wyszedł i nawet nie spojrzawszy na Daikiego podszedł do kasy, by zapłacić za swoje zakupy. Może Inoo miał rację i to wszystko było łatwiejsze niż Daiki początkowo sobie to wyobrażał.


Wigilia Bożego Narodzenia, godz. 17:21, ulica niedaleko domu II w Tokio

            Po tym jak dostał ochrzan od siostry, Yamada postanowił się zbuntować i chowając dopiero co upieczone ciastka do małego pudełka, wymknął się po kryjomu z domu. Na stole w kuchni zostawił wprawdzie karteczkę, że wychodzi i nie wie kiedy wróci, ale wątpił, by prędko ktokolwiek ją zauważył. Miał więc trochę czasu zanim dostanie pierwszy telefon od „zmartwionych” rodziców.
            To nie tak, że Yamada wątpił czy jego rodzice się o niego martwią. Chodziło bardziej o to, że martwili się oni bardziej o stracenie jednego z głównych źródeł utrzymania niż o to, że coś mu się stanie, jako człowiekowi samemu w sobie. Ryosuke nawet ich trochę rozumiał. Wiedział, że oprócz pieniędzy jakie wnosił i sławy jaką miał, niczym nie może zaimponować. Uczył się przeciętnie (żeby nie powiedzieć, powiedzieć źle, ale na tyle dobrze, by w miarę płynnie zdawać z klasy do klasy), nie miał żadnych osiągnięć w sporcie, nie był też żadną duszą towarzystwa. Jako, że był Johnnysem większość z góry zakładała, że jedyne co ma to wygląd. Nie dawał więc rodzicom prawie żadnego powodu do dumy. Do niedawna był chociaż nazywany „domową gwiazdką”, ale odkąd jego starsza siostra zaczęła robić karierę jako modelka, nawet ten tytuł został mu odebrany, a jakiekolwiek próby zwrócenia na siebie uwagi uważane były za przejaw zazdrości. I mimo że wiedział, że dzisiejsza ucieczka też tak zostanie odebrana, to chciał po prostu być zauważonym. Nie zamierzał więc wracać do domu, dopóki ktoś do niego nie zadzwoni z domu.
            By przerwać te depresyjne myśli wyjął komórkę i postanowił jeszcze raz spróbować skontaktować się z Yuto, jako jedyną osobę u której w razie czego mógłby zanocować, gdyby coś poszło nie tak. Zanim jednak to zrobił wszedł jeszcze do pobliskiego sklepu, kupić ozdobną torebkę, do której spokojnie mógłby włożyć pudełko z ciastkami.


Wigilia Bożego Narodzenia, godz. 17:28, duży dom w Tokio, pokój

            Po wypiciu herbatki i skończeniu tematu o zbliżającej się trasie koncertowej, grze na instrumentach i o tym że z czasem stroje jakie każą im nakładać są coraz bardziej normalne (co obu bardzo cieszyło), przeszli na górę do pokoju Yuto i zaczęli omawiać najlepsze sposoby na odstresowanie  się.
            - Mówiłeś, że spędzanie świąt na graniu nie jest najlepszym pomysłem – skomentował ze śmiechem Keito, gdy Yuto zaczął ustawiać i podłączać komputer oraz konsolę.
            - Bo to zależy z kim się gra – odpowiedział w ogóle niezbity z tropu Yuto, marszcząc brwi, gdy kabelek, który według niego powinien być z tyłu konsoli nie chciał tam wejść.
            - A to przypadkiem nie robi żadnej różnicy. Gra to gra – stwierdził Keito, jednocześnie biorąc od Yuto wspomniany kabelek i bez problemu podłączając go w odpowiednie dla niego miejsce. Następnie bez słowa podłączył całą resztę, zmuszając Yuto do biernego przyglądania się.
            - No nie zupełnie. Jak gra się z kimś kogo się lubi, to zawsze można rozmawiać i dowiedzieć się czegoś nowego. Nie mówiąc już o nauce zdrowej rywalizacji.
            Keito nie zdążył odpowiedzieć, bo zadzwonił telefon. Gdy Yuto instynktownie zaczął szukać komórki w kieszeniach spodni, wskazał mu lekko głową na stolik, gdzie leżała komórka podłączona do prądu. Zawstydzony Yuto wymruczał tylko krótkie dzięki zanim odebrał telefon.


Wigilia Bożego Narodzenia, godz. 17:35, ulica niedaleko domu II w Tokio

            - O, jak dobrze, że odebrałeś – to była pierwsza rzecz jaką powiedział Yamada, gdy usłyszał znajome „Słucham.” W jego głosie było słychać autentyczną ulgę.
            - A tak. Sorry, że nie odzwoniłem wcześniej – usłyszał po drugiej stronie spokojny głos Yuto, który nieraz już powodował, że zapominał o wszystkich troskach; nie inaczej było i tym razem – Stało się coś? Brzmisz… smutno.
            - Nie, nic się nie stało. – Przez chwilę Yamada zastanawiał się czy to na pewno w porządku wbijać tak do kogoś na noc w wigilię Bożego Narodzenia, ale doszedł do wniosku, że przecież to był jego jedyny powód dlaczego dzwonił. Nie mówiąc o tym, że nie był pewny czy w taki dzień znajdzie jakiś wolny pokój w hotelu, nawet gdyby bardzo chciał. – Tylko…
            - Tylko co? – zapytał z troską w głosie Yuto.
            - Tylko mógłbyś mnie przenocować w razie czego dzisiaj w nocy?
            Po drugiej stronie Yamada mógł usłyszeć głośne westchnienie ulgi i krótki śmiech Yuto.
            - Ale mnie przestraszyłeś. Myślałem, że to coś poważnego, serio. I jasne, że możesz przenocować. Mówiłem ci tyle razy, że mój dom zawsze stoi dla ciebie otworem. Tylko zadzwoń jakbyś, no wiesz, zmienił zdanie i wrócił do domu, żebym się nie martwił.
            Yamada nie mógł na to nic poradzić, ale się uśmiechnął. Cały Yuto. Wszystko rozumie, nie pyta, nie krytykuje…
            - Oczywiście. I… yyy… dzięki wielkie. Jesteś najlepszy.
            Yuto ponownie krótko się roześmiał.
            - Wiem, wiem. No to widzimy się za pół godziny?
            - No nie wiem. Mogę przyjechać za dwie godziny? Chciałbym jeszcze pójść na małe zakupy.
            - Nie no, jasne. Nie ma sprawy. Do zobaczenie później w każdym razie.
            - Do zobaczenia. I dziękuję jeszcze raz. – Po tym zdaniu się rozłączył, bo był pewien, że Yuto jeszcze raz powtórzy, że nie ma za co dziękować.
            Szczęśliwie zeszło się to też z podjechaniem autobusu do centrum, w który Yamada wsiadł.


Wigilia Bożego Narodzenia, godz. 17:40, przy wejściu Roppongi Hills

            - No to co? Zbieramy się? Nie ma co tak sterczeć – stwierdził Chinen kołysząc się na stopach, wyraźnie zmarznięty od czekania od kilkunastu minut na mrozie i to jeszcze kilka metrów od ciepłego holu wejściowego. – Już jest za dwadzieścia. Jakby miał zamiar przyjść, to już dawno by tu był.
            - Poczekaj jeszcze chwilkę. Przyjdzie na pewno – upierał się Inoo uważnie przyglądając się tłumowi wchodzącemu i wychodzącemu z budynku.
            - Przecież już minął wyznaczony czas… Naprawdę nie ma… - nie dokończył, bo zauważył rozglądającego się zagubionym wzrokiem Daikiego. – Masz dar przekonywania – dodał zamiast tego, z pewnego rodzaju ironią.
            Inoo też zauważył swojego przyjaciela, dlatego puścił słowa Chinena mimo uszów i energicznie zaczął machać w stronę Dai-chana, by zwrócić jego uwagę. Całe szczęście ten od razu również go zauważył.
            - Bałem się, że już poszliście – powiedział Daiki, gdy podbiegł do nich truchtem.
            - Ależ skąd. Inoo jest zbyt zadufany w sobie, by wątpić w swój dar przekonywania – skomentował Chinen, i wbrew temu co mogło by się zdawać, w jego głosie tym razem nie było złośliwości.
            - Ha ha – udał śmiech Inoo. – Bardzo śmieszne. Lepiej pomyślmy, gdzie teraz pójdziemy, bo jeszcze chwila i zamarzniemy. Proponujesz jakąś przytulną restaurację? – z tym pytaniem skierował się do Daikiego, który najlepiej z ich grupki orientował się w tamtejszych instytucjach.
            - Dobrze mówisz – zgodził się Chinen, po czym obaj spojrzeli wyczekująco na Daikiego, który odpowiedział tylko:
            - Chyba znam idealne miejsce.


Wigilia Bożego Narodzenia, godz. 17:45, ulica w jednej z bogatszych dzielnic w Tokio

             Hikaru po przejściu szybkim krokiem prawie dziesięciu kilometrów, doszedł do wniosku, że następnym razem pojedzie jednak autobusem. Starość nie radość, a zimna temperatura też robiła swoje. Zmarznięty i zmęczony, naprawdę miał nadzieję, że osoba, którą postanowił odwiedzić jest jednak w domu. Zadzwonił do drzwi i czekał.
            Po pół minuty stracił już nadzieję i powoli zaczął schodzić po schodach wejściowych. Nie doszedł jednak do połowy, gdy drzwi jednak się otworzyły.
 

1 komentarz:

  1. No mówię, Yabu taka baba obrażona, zresztą, Hikaru też, z nimi to ład przepad i 30 światów. xD Dobrze, że Daikiemu jednak udało się wyrwać z zakupowych sideł Koty, bo by się zanudził na śmierć. xD Ale też tak sobie myślę, czy tam serio tylko Chinen myśli czy co? W sensie w ich scenkach. Bo że Yuto myśli to mnie nie dziwi. xD
    Omg, biedna Yamadzia ;_; no jak to tak, jak to nie był dumą rodziny, no jak?! Przecież to urodzona gwiazda! Fajnie, że jego siostra robi karierę, ale on też i on powinien być przez mamusię i tatusia doceniony, i tyle w tym temacie! Moja biedna, mała Yamadzia, która może liczyć tylko na Yuuto... ;__;
    Ach, Keito ^^ Jak nic Yuuto mu przeznaczony. xD Ale czuję, że będą mieli tam wesołą tę wigilię~ >DDD

    OdpowiedzUsuń