Pairing:
DongVin, 2Shin
Rating:
PG-13
Genre:
Dramat obyczajowy, romans, komedia
Ilość słów: 7033
Summary:
Dongho stresuje się z powodu nadchodzącego szkolnego festiwalu…
Author’s Note:
W przeciwieństwie do części poprzednich, ta część nie była inspirowana żadnym
prawdziwym wydarzeniem (pierwsza część zaczynała się od wywiadu, który naprawdę
miał miejsce, w drugiej był to fanmeeting – także prawdziwy, nie licząc
rozmów). Tak więc, żeby było jasne, opisany niżej festiwal nigdy nie miał
miejsca, a tym bardziej to, co się działo później (w tym wszelkie podobieństwo
do zdarzeń jakie miały ostatnio miejsce w Polsce również jest przypadkowe)
Rozdział
przedstawia Dongho od trochę innej strony niż poprzednio (bardziej
depresyjnej), ale jakoś będziecie musieć to przeżyć.
Pisane przy
piosence U-KISS – 0330 - http://www.youtube.com/watch?v=O7aFRaKyTfo
-
Czemu nasz maknae jest dzisiaj taki smutny? – usłyszał nagle Dongho zmartwiony
głos Kevina, wyrywając go tym samym z zamyślenia.
I rzeczywiście Dongho nie był dzisiaj w
humorze, ale za wszelką cenę starał się tego nie okazywać. Nie miał więc
pojęcia dlaczego zwrócił swoim zachowaniem czyjąś uwagę, tym bardziej, że tą
osobą był Kevin, który ostatnio starał się ignorować wszystko co działo się
wokół niego. Jednak jeszcze bardziej niepokojące w tym wszystkim było to, że
Kevin nie zamierzał rezygnować z oczekiwania na odpowiedź. Na szczęście (jak to
uznało w myśli maknae), nawet jeśli pytanie było ewidentnie skierowane do
Dongho, to postanowił na nie odpowiedzieć Soohyun.
- Ma festiwal w szkole. Daj mu
spokój.
Kevin spojrzał na niego zdezorientowany,
ale tak jak mu radzono, dał mu spokój. A Dongho mógł tylko w duchu dziękować
Soohyunowi za jego odpowiedź.
I Dongho naprawdę miał mieć w
najbliższym czasie szkolny festiwal w swoim liceum. I to miał być pierwszy jego
takiego typu festiwal od… 10 lat prawdopodobnie. Ostatni raz brał udział w
takim wydarzeniu w wieku 8 lat. Stresował się więc jak nigdy dotąd, tym
bardziej że miał tam wystąpić w mini-przedstawieniu i w mini-koncercie przed
mini-publicznością. Wszystko to, mimo że w wersji mini powodowało u niego
mega-stres, bo nie występował tam jako gwiazda, ale jako zwyczajny uczeń. I
oczywiście cały zespół oprócz Kevina to zauważył.
Z drugiej strony nie mógł winić Kevina
za to, że nie domyślił się, że humor nie dopisuje mu z powodu stresu przed
festiwalem, bo w sumie to… nie o festiwal chodziło. Po prostu Dongho był
zmęczony, a przy tym miał momentami wrażenie, że jest do niczego i że nie da
już dalej rady ani być gwiazdą ani tym bardziej prowadzić zwyczajnie swojego
prywatnego życia. Taka mała depresja, która choć raz dopada każdego człowieka
na tym świecie, a Dongho przytrafiała się dość często, ale zazwyczaj udawało mu
się ją lepiej ukrywać. Nie lubił zamartwiać swoich rodziców, a tym bardziej
swoich kolegów z zespołu, wiedząc doskonale, że nie mogą mu oni pomóc. A
zresztą pewnie wyśmialiby go gdyby powiedział, że znowu myślał nad tym by to
wszystko rzucić i być po prostu normalnym nastolatkiem. Tym bardziej, że nawet
on doskonale wiedział, że bycie tak zwanym „normalnym nastolatkiem” nie jest
już dla niego możliwe.
Dongho musiał jednak zostawić resztę
rozmyślań na później, ponieważ usłyszał Hoona, który stwierdził, że chyba czas
najwyższy skończyć przerwę i dalej ćwiczyć ich nową piosenkę.
* * *
- Rozumiem, że w części muzycznej
tego festiwalu będziesz grać na perkusji. A przedstawienie? Co wystawiacie? –
zainteresował się dwa dni później na kolejnej ich próbie Kiseop.
- Sen nocy letniej. – odpowiedział w
miarę spokojnie Dongho, starając się nie myśleć, że to naprawdę już niedługo. W
tamtym czasie każda wzmianka o festiwalu przyprawiała go o dreszcze. Zostało
już tylko 3 dni i naprawdę wolałby, by mu o tym nie przypominano. Z drugiej
strony nie mógł im o tym powiedzieć, bo nawet nie wiedzieli, kiedy ten festiwal
będzie. A jeśli powiedziałby im o terminie, to jeszcze byliby gotowi przyjść go
zobaczyć. A na razie nie był pewny czy chce by tak było.
- O! A kogo będziesz grać? Lizandra
czy Demetriusza? Tylko nie mów, że Hermię. – powiedział Soohyun wyraźnie
żartując z tym ostatnim przykładem.
- No właśnie będę grać Hermię. –
poważnie jak tylko mógł odpowiedział Dongho.
Patrząc jak Soohyun patrzy na niego
zszokowany, Dongho nie mógł się powstrzymać, by lekko się nie uśmiechnąć.
Soohyun to zauważył i głośno się roześmiał, a chwilę później zawtórowała mu reszta
zespołu. Dongho również głośno się roześmiał. Śmiali się tak dość długo aż
Soohyun uspokoiwszy się trochę powiedział:
- To było dobre! Naprawdę. Prawie
dałem się nabrać. – klepiąc przy tym lekko Dongho po ramieniu.
Problem polegał na tym, że Dongho wcale
nie żartował tak jak myślał Soohyun i reszta. I to tylko upewniło go w
przekonaniu, że w żadnym wypadku reszta zespołu nie powinna pojawić się na jego
szkolnym festiwalu.
* * *
Do festiwalu został już tylko jeden
dzień.
- Jak tam przygotowywania do
festiwalu? – zagadnął Eli, siadając razem z Kevinem obok niego, podczas przerwy
na lunch. Osobiście Dongho nie miał ochoty z nimi rozmawiać, ale uznał, że to
byłoby nieuprzejme im o tym powiedzieć, więc postanowił pozwolić tej sytuacji dalej
się rozwijać.
- Dobrze. – odpowiedział Dongho - Ale oczywiście mogłoby być lepiej – i
jednocześnie wysłał mu uśmiech po tytułem „Wasz słodki maknae jest ok, ale
dzięki za troskę”.
- To dobrze, najważniejsze, że nie
jest źle. – odpowiedział tylko Eli i przez moment jedli w ciszy.
Po chwili jednak Eli podjął drugą próbę
zagadania maknae.
- A kiedy w ogóle jest ten festiwal?
Mamy wtedy wolne? Bo jeśli tak to będziemy musieli koniecznie przyjść cię
zobaczyć.
Tego pytania i tej propozycji Dongho bał
się najbardziej.
- Hyung, jak to zobaczyć? To teraz
mnie nie widzicie? – starał się zażartował Dongho byle tylko nie odpowiadać na
pytanie.
- No wiesz o co mi chodzi. –
powiedział Eli – Wiemy przecież jak bardzo ci zależy, żeby dobrze wypaść na tym
festiwalu. Chcemy przyjść całym zespołem cię wesprzeć.
Kevin tylko w milczeniu pokiwał głową na
słowa Eli.
„Właśnie dlatego nie ma mowy żebyście wy
mogli pojawić się na tym festiwalu - bo chcę dobrze wypaść” – pomyślał Dongho,
ale na głos powiedział:
- Wiem o tym. Jesteście
najwspanialszymi hyungami na świecie. – po czym w myślach dodał: „Tak
wspaniałymi, że wasza obecność gdziekolwiek równa się katastrofie.”
Dongho w głębi duszy wiedział, że nie
chodzi już teraz tylko o niezwykłą zdolność członków U-KISS do sprawiania
kłopotów, ale także o to, że większość z nich miała już na jutro plany.
Właściwie z tego co wiedział, tylko Soohyun nie miał jeszcze nic na jutro
zaplanowane. Nie było sensu więc teraz cokolwiek im mówić.
Maknae uśmiechnął się promiennie do
siedzącej obok niego dwójki, a Eli nie ciągnął już tematu festiwalu,
zapominając, że przecież nie dostał odpowiedzi na swoje pytanie.
* * *
Następnego dnia o tej samej porze,
Dongho siedział przy perkusji twarzą do publiczności. Za chwilę miał zacząć się
występ i ludzie zbierali się wokół sceny ustawionej na zewnątrz, czekając na
pierwszą piosenkę. Dongho złapał się wówczas na mimowolnym szukaniu czegoś lub
kogoś w tłumie. Podczas tego przyglądania się publiczności jego spojrzenie
zatrzymało się na jego rodzicach. To pierwszy raz od dłuższego czasu, kiedy
ojciec znalazł dla niego czas. Zresztą nie tylko on, matka też nie poświęcała
mu takiej uwagi jakiej Dongho, by chciał. Zazwyczaj jej zainteresowanie nim
kończyło się na tym, że pytała się go czy dobrze się miewa. Gdy Dongho mówił
jej, że tak, to jej wystarczało. Nie wnikała czy jej syn mówi prawdę czy nie.
Zresztą najważniejsze dla niej było to, by jej syn dawał sobie radę w życiu. A
Dongho, który wprawdzie w szkole radził sobie średnio, ale był za to w dość
dobrze prosperującym zespole, a także nauczył się zarabiać na giełdzie,
zdecydowanie był osobą, która dawała sobie w życiu radę.
- Kogoś szukasz? – spytał kolega z
klasy, który był gitarzystą w ich szkolnym zespole – Jeśli swoich rodziców to
są tam – i wskazał na miejsce, gdzie stali rodzice Dongho.
- A tak. Dziękuję. – odpowiedział
tylko Dongho, chociaż to nie rodziców szukał. Ale nie mógł też mu powiedzieć
prawdy, ponieważ sam dokładnie nie wiedział kogo miał nadzieję jeszcze tam
zobaczyć.
- Za minutę zaczynamy! –
zapowiedział lider i wokalista ich szkolnego zespołu.
Dongho wziął pałeczki do ręki i poprawił
się na krzesełku, by wygodniej mu się na nim siedziało i po raz ostatni
przejechał wzrokiem po publiczności. Wiedział już, że żaden z członków jego
normalnego zespołu nie przyszedł, dokładnie tak jak chciał.
Albo raczej jak mu się wydawało, że
chciał.
* * *
Po występie i przedstawieniu, ciągle
jeszcze w przebraniu Hermii, Dongho dał autografy kilku KissMes, które jakimś
cudem dowiedziały się, że Dongho wystąpi na swoim szkolnym festiwalu, i krótko
z nimi porozmawiał. Gdy już został sam, usiadł ciężko na jednej z ławek i
patrzył jak ostatnie osoby opuszczają plac szkolny. Wiedział, że powinien iść
się przebrać. Że będąc w sukni do ziemi w starym europejskim stylu i peruce,
wzbudzał zainteresowanie, jednak w tym momencie nie mógł się tym przejmować
mniej. Jego myśli znowu powędrowały do U-KISS i tego, że żaden z nich nie
przyszedł na jego festiwal. A najbardziej martwiło go w tym wszystkim to, że
czuł się tym faktem rozczarowany. „KissMes przyszły, więc dowiedzenie się o
festiwalu nie mogło być takie trudne.” – myślał – „Z drugiej strony mogli
pomyśleć, że skoro im o nim nie powiedziałem to wcale nie chcę, by przyszli. Co
nawet jeszcze wczoraj było prawdą…”
- Ugh… – powiedział na głos z
frustracją kopiąc kamyk na ziemi – Marudzę niczym Kevin…
Wiedział, że jeśli jacyś ludzie
przechodzili niedaleko ławki na której siedział, to musieli go uznać za
niespełna rozumu. Ale wiedział też, że za chwilę wrócą do tego, co robili
wcześniej zapominając i nie przejmując się nim ani trochę. Ludzie nigdy nie
przejmowali się w takich momentach innym człowiekiem, jeśli sprawa bezpośrednio
ich nie dotyczyła. I to było w tym momencie w sumie Dongho na rękę.
- Czy Kevin naprawdę jest taki zły?
- usłyszał nagle czyjś wesoły głos klika kroków od niego.
Dongho prawie podskoczył z zaskoczenia,
ale nie podniósł głowy i nie spojrzał na tę osobę. Nie musiał. Doskonale
wiedział, kto to był.
- Naprawdę. To najgorszy hyung ze
wszystkich hyungów. – powiedział stanowczo Dongho z uśmiechem. Oczami wyobraźni
mógł zobaczyć, jak osoba obok niego również się uśmiecha.
- Musisz mu wybaczyć. Jest młody,
dopiero się uczy jak być dobrym hyungiem. – odpowiedziała mu tamta osoba,
siadając na ławce obok niego i podając mu puszkę z kawą. Jeśli wziąć pod uwagę
zimne napoje wysokokofeinowe, to była to ta ulubiona Dongho.
Dopiero biorąc puszkę Dongho spojrzał po
raz pierwszy na swego rozmówcę. Był ubrany tak jak zawsze - prosto, ale z
klasą. Jedyne co sprawiło, że wyglądał inaczej niż zwykle i co pewnie
spowodowało, że Dongho nie zauważył go na występie była peruka z czarnymi dość
krótkimi włosami i proste okulary korekcyjne (nawet jeśli Dongho wiedział, że
tamten nie miał żadnych problemów ze wzrokiem). Dzięki temu wyglądał po prostu
jak zwykły choć przystojny Koreańczyk, a nie gwiazda.
- Ładnie ci w czarnych. – powiedział
otwierając jednym ruchem puszkę i pijąc z niej łyk – Wyglądasz młodziej.
- Dzięki. – odpowiedziała osoba obok
i już chciała coś dodać, ale właśnie próbowała z marnym skutkiem otworzyć swoją
puszkę z napojem, więc Dongho mu ją wyrwał.
- Ja to zrobię. – powiedział i tak
jak swoją, tą również otworzył jednym ruchem – Proszę. – oddał ją
właścicielowi.
Dopiero teraz zauważył co ma zamiar pić
jego towarzysz.
- Pijesz kawę? Myślałem, że nie
przepadasz za kawą. – zauważył Dongho.
- Bo nie przepadam. – odpowiedział
tamten – Ale skoro kupowałem tobie to sobie też kupiłem jedną. Tym bardziej że
zastanawiałem się czy nie mógłbym iść się gdzieś rozerwać ze swoim
najukochańszym dongsaengiem, jeśli tylko ten nie miałby nic przeciwko. Ostatnio
wyglądał na bardzo przygnębionego. A wiesz, że jeśli gdzieś byśmy poszli to
potrzebuje dużo energii.
- Najukochańszym dongsaengiem, bo
jedynym. – mruknął pod nosem maknae U-KISS.
Dongho w sumie pomysł z wyjściem na
miasto całkiem się podobał. Problem był taki, że prawie na pewno wzbudzą zbyt
duże zainteresowanie wśród przechodniów i nie będą mogli się dobrze bawić.
Chyba że…
- Mam pomysł. – powiedział
spontanicznie Dongho, znów nie patrząc na swego rozmówcę – Chodźmy na randkę.
Sekundę później już żałował tego, co
powiedział. Wiedział, że to co wymyślił nie było normalne, a w sposób w jaki to
ubrał w słowa jeszcze pogarszał sprawę. Czekał, więc tylko teraz na wybuch
śmiechu. Nic się jednak takiego nie stało.
- Okay. Tylko mam dwa warunki. –
powiedział siedzący obok niego – Pierwszy, to ty będziesz dziewczyną, a drugi,
to pierwszą rzeczą jaką zrobimy, to kupienie ci jakiś dziewczęcych i modnych w
naszych czasach ubrań, bo z tą suknią będziesz wzbudzać zbyt duże zainteresowanie.
* * *
- Wyglądasz ślicznie. – usłyszał
Dongho od swojego towarzysza, gdy wyszli ze sklepu i młodszy z nich ubrany był
w stylowe jeansy i bluzkę oraz sweterek, które ukrywały fakt, że był całkowicie
płaski. Do tego peruka długich ciemnobrązowych włosów z przedstawienia i lekki
makijaż dopełniały efekt.
- Wiem, Kevin, wiem. – odpowiedział
Dongho ani trochę nie zawstydzony całą tą sytuacją. Wziął swojego hyunga pod
ramię i razem skierowali się w stronę najbliższego parku, gdzie dopiero mieli
ustalić, co będą robić dalej.
Do samego parku doszli w całkowitej
ciszy. I dopiero wtedy poczuli, jak ta cała sytuacja jest niezręczna. Jednak
wiedzieli, że jeśli teraz to przerwą, obaj będą mieć zepsuty wieczór, a jeśli
to pociągną to będą mieli okazję zrobić z tego całkiem ciekawe i pełne śmiechu
kilka godzin.
- Jak to miało być… – zaczął
nieśmiało Dongho, zmieniając trochę głos, by był bardziej dziewczęcy – Ja
nazywam się Dayoung. A ty?
- Jestem Songho i pochodzę z Seulu,
a nie z San Francisco.
- Okay. No więc… Songho-oppa, gdzie
pójdziemy na naszą randkę?
- Gdzie chcesz. Sama wybierz. –
stwierdził Kevin, któremu naprawdę było wszystko jedno, gdzie pójdzie.
- Ale to ty jesteś CHŁOPAKIEM, więc
to ty powinieneś zaplanować randkę.
- A to niby czemu? – zdziwił się
Kevin.
- Bo ty za wszystko płacisz?
Przecież sam chciałeś być mężczyzną w tym związku, więc nie narzekaj.
Dongho myślał już, że dostanie wykład o
równouprawnieniu, a zamiast tego usłyszał tylko ciężkie westchnienie i:
- No przecież wiem. Ale przecież nie
muszę płacić za coś, co ja zaplanowałem. Mogę za zapłacić za coś co ty
wymyślisz.
Usłyszał w głosie Kevina swego rodzaju
smutek, ale wolał tego nie komentować. Zresztą nie musiał, bo chwilę później
Kevin cicho się zaśmiał i powiedział:
- Nie patrz tak na mnie. Chcę być
dobrym hyun… to znaczy oppą. A to znaczy, że od czasu do czasu muszę płacić za
swoje młodsze koleżanki. – spojrzał na Dongho tylko na to, by zobaczyć jak ten
spojrzał na niego jeszcze dziwniejszym wzrokiem, i jeszcze głośniej się
roześmiał – No to gdzie idziemy? Tylko nie udawaj, że się martwisz, że za dużo
na ciebie wydam.
- Ale serio nie wiem, co wybrać. –
powiedział Dongho – Możemy zostać w parku, by popodziwiać śpiących pijaków lub
iść do restauracji odgniatać sobie tyłki na twardych krzesełkach do czasu, gdy
nas nie wyrzucą ze względu na czas zamykania lokalu. Lub możemy też wybrać
salon gier, z którego wyrzucą nas jeszcze przed dwudziestą drugą, bo żaden z
nas nie wygląda na dwadzieścia lat. Albo zawsze można podrobić mi dokument
tożsamości i wbić do klubu, a jak nas złapią na podrabianiu, to spędzimy uroczy
wieczór na komisariacie. To jedyne opcje jakie mi przychodzą do głowy i
naprawdę nie wiem, co wybrać.
- No to ja proponuję… chodźmy do
wesołego miasteczka! – z nową energią stwierdził Kevin.
W sumie Dongho nie miał nic przeciwko,
ale bał się jednego.
- Tam jest zbyt dużo młodych osób.
To nie przejdzie, rozpoznają nas. – stwierdził poważnie, po czym dodał z
uśmiechem po krótkim zastanowieniu. – Chociaż w sumie… co mnie to? Od czasu do
czasu trzeba się rozerwać. Zresztą to ty możesz mieć problem. Wolę nie myśleć,
co to będzie za afera jeśli ciebie by rozpoznali, a mnie nie. Już widzę te
nagłówki gazet - „Kevin Woo z U-KISS z tajemniczą dziewczyną - przyjaźń czy
jednak coś więcej”. – i z tą optymistyczną myślą ruszył szybszym krokiem w
stronę wesołego miasteczka, zostawiając nieco Kevina w tyle. Gdy zorientował
się, że Kevin idzie z taką szybkością, jaką szedł wcześniej i nie zamierza
przyśpieszać, wrócił po niego, złapał za rękę i pociągnął za sobą.
- No co z tobą? Wesołe miasteczko to
nie supermarket, nie jest otwarte 24 godziny na dobę. – narzekał, gdy zauważył,
że nawet jak starał się go ciągnąć, Kevin stawiał lekki opór.
- Widzisz, Dayoung, ta cała twoja
kolekcja propozycji na dzisiejszą randkę, zepsuła romantyczność tego wieczoru.
– stwierdził Kevin i ponieważ Dongho zatrzymał się, by następnie się odwrócić i
na niego spojrzeć, kontynuował.
- Teraz jak tak idziemy przez ten
park to zamiast cieszyć się miłą chwilą, to myślę o tych pijakach czających się
za każdym rogiem. Więc na przyszłość, jak będziesz kiedyś z dziewczyną na
randce, nie mów jej takich rzeczy, a już przynajmniej nie na pierwszej randce.
Dongho patrzył na niego ogłupiały. Gdy
się jednak z tego otrząsnął i miał powiedzieć, że przecież wie, ale on jest
jego „chłopakiem”, a nie „dziewczyną”, to Kevin się roześmiał i ruszył na
przód, by tym razem to on był tym, który pociągnie tego drugiego za sobą.
- Czeka nas dzisiaj masa przygód,
więc… Let’s go!
* * *
Gdy tylko przekroczyli bramę wesołego
miasteczka, Dongho w duszy nieświadomie zaczął się modlić, by te tłumy
nastolatek przypadkiem go nie poznały. Kevin musiał najwyraźniej wyczuć
napięcie ze strony Dongho, bo otoczył go ramieniem i nachylając się do jego
ucha cicho powiedział:
- Nie stresuj się tak. Nikt nas nie
pozna.
- Łatwo ci mówić. – również cicho
odpowiedział mu Dongho – To nie ty jesteś przebrany za dziewczynę, więc jak coś
to nie ty najesz się wstydu w razie zdemaskowania.
Dongho spodziewał się, że Kevin
roześmieje się i powie, że przecież zgodził się przebrać za dziewczynę albo
przypomni mu, że jeszcze przed chwilą mówił, że to jego prędzej rozpoznają, ale
zamiast tego poczuł jak Kevin trochę wzmacnia uścisk wokół jego ramienia i
stwierdza:
- Ale przecież przebrałeś się, żeby
się odstresować. Nie wiem, co cię ostatnio gnębiło, ale nie pomożesz sobie,
jeśli do tamtych zmartwień dołożysz zamartwianie się, że ktoś cię rozpozna.
Dongho głośno westchnął.
- Dzięki, że mi przypomniałeś, że
wcześniej się czymś martwiłem. – wycedził przez zaciśnięte zęby, mimo że nie
był na Kevina zły. Kevin chyba to wiedział, bo powiedział tylko:
- Jak nas złapią to powiemy, że to
wszystko dlatego, że przegraliśmy jakiś zakład. Nie przejmuj się tak, a lepiej
pomyśl na czym przejedziemy się najpierw.
Dongho jednak zamiast o atrakcjach
myślał o tym, dlaczego sam nie wpadł na pomysł z zakładem.
- To niegłupi pomysł, wiesz? –
stwierdził i chwilę później spojrzał z zaciekawieniem na Kevina – Brzmisz,
jakbyś mówił to z własnego doświadczenia… Czyżbyś wcześniej znalazł się w
podobnej sytuacji?
Policzki Kevina lekko się zaróżowiły i
minęła chwila zanim odpowiedział:
- Tylko raz. I wtedy to naprawdę był
zakład.
Dongho już o więcej nie pytał. Mógł się
domyślić, że wtedy to Kevin był dziewczyną i że pewnie zakład zakładał w sobie,
że nie może ujawnić, że to był zakład. I gdyby to był ktoś inny, Dongho
podejrzewałby, że teraz Kevin zrobiłby wszystko, by teraz on poczuł ten wstyd,
który kiedyś musiał on czuć. Ale właśnie - to był Kevin, a Kevin nie był tego
rodzaju osobą.
- Mimo wszystko, wolałbym byśmy nie
zwracali na siebie zbyt dużej uwagi, by nie trzeba było się tłumaczyć. –
powiedział Dongho, lekko się uśmiechając.
Kevin odwzajemnił uśmiech i pokiwał
głową.
Niecałe 5 minut później, Dongho wywołał
dość głośną kłótnię z Kevinem o to jakiego smaku wata cukrowa jest lepsza.
* * *
- To co robimy teraz? – spytał
Dongho kończąc swoją watę cukrową, podczas gdy Kevin był dopiero w połowie
swojej.
- Nie wiem. Co tylko chcesz. – odpowiedział Kevin wzruszając ramionami.
Dongho rozejrzał się wokół szukając
jakieś ciekawej atrakcji.
- Już wiem. – powiedział w końcu –
Przejedźmy się na tamtej karuzeli. – i wskazał na karuzelę na której jeździło
się na dość dużych metalowych koniach.
Kevin lekko się skrzywił.
- Może jednak coś innego. –
stwierdził patrząc niepewnie to na watę cukrową, to na karuzelę – Dopiero co
jedliśmy i…
- Przesadzasz. To była tylko wata
cukrowa, nic nam nie będzie. – przerwał mu Dongho.
- Tak uważasz? No dobrze. –
niechętnie, ale jednak zgodził się ten drugi.
Kevin najszybciej jak mógł (co było i
tak strasznie wolnym tempem dla Dongho) dokończył swoją watę i w ciszy ruszyli
w stronę karuzeli.
Gdy już usiedli obok siebie na
sztucznych koniach i powoli zaczęły się one poruszać, pierwszy odezwał się
Kevin.
- Mów coś, Dayoung. Inaczej szybko
zrobi mi się niedobrze. - mimo że był to dopiero początek jazdy i szybkość nie
była „zabójcza” Kevin już był nienaturalnie blady.
- To może nie powinienem właśnie nic
mówić, bo być może będziesz chciał mi coś odpowiedzieć, a wtedy pewnie zrobi ci
się jeszcze bardziej niedobrze. W sumie to nawet teraz możemy przerwać jaz…
- Nic mi nie będzie. Muszę tylko
czymś zająć myśli. – przerwał mu Kevin, przygryzając dolną wargę.
„Nie jest dobrze” myślał Dongho, ale
wiedział też, że nie ma co przekonywać Kevina do przerwania jazdy, bo teraz już
się na to nie zgodzi. Myślał więc gorączkowo nad tematem do rozmowy. Jednak
jedyne co mu przyszło do głowy to:
- Właściwie to dlaczego przyszedłeś
na mój szkolny festiwal? – spytał na głos zanim zdążył to przeanalizować i
chociaż ubrać to w lepsze słowa.
Kevin spojrzał na niego zaskoczony.
- A to nie chciałaś, by ktokolwiek
przychodził? – spytał, po czym sam sobie odpowiedział zanim zrobił to Dongho –
W sumie to nawet całkiem logiczne. Gdybyś chciała, powiedziałabyś nam datę tego
festiwalu…
Dongho chciał zaprzeczyć, powiedzieć że
to niezupełnie tak. Że zapomniał, że przecież nie wszyscy w ich zespole
śmialiby się z tego, że ze wszystkich ról, jakie były możliwe dali mu rolę
Hermii. Że w sumie wystarczyło, by nie wiedzieli o tym tylko Soohyun i Jaeseop.
Chciał nawet powiedzieć, że cieszy się, że ze wszystkich hyungów przyszedł
właśnie Kevin, który tak często rozumiał go nawet bez słów. Jednak z tych
wszystkich rzeczy, które chciał powiedzieć, zdaniami, które w końcu
wypowiedział były dwa pytania:
- Ale dlaczego ty? Co z resztą?
- Są… zajęci. – powiedział Kevin
robiąc znaczną przerwę między tymi wyrazami i odwracając wzrok od Dongho na
przestrzeń przed sobą. Wiedział, że blisko nich na karuzeli nikt nie siedzi,
więc mógł spokojnie kontynuować – Wiesz, Eli miał się zobaczyć z przyjaciółmi
poza Seulem. Kiseop poleciał razem z mamą i siostrą na jednodniową wycieczkę na
Jeju. Hoon pojechał do swojego rodzinnego miasteczka. Jaeseop ma zjazd członków
Paranu, a Soohyun… jest zajęty… No wiesz, sprawy zespołu i takie tam…
Dongho pokiwał głową ze zrozumieniem.
- A ty? – przypomniał sobie coś
Dongho – Nie miałeś się przypadkiem spotkać ze swoją siostrą? Przecież miała
przyjechać na tydzień z Ameryki, czyż nie?
- I przyjechała. Dzisiaj w południe.
Ale była zmęczona po podróży, więc zmieniliśmy plany.
Dongho jeszcze raz pokiwał głową,
podczas gdy Kevin kontynuował.
- Jeśli tak bardzo chcesz pobyć sam,
to zawsze mogę…
- Nie. Nie o to chodzi. Po prostu
byłem ciekaw. W sumie jakbym miał wskazywać, kto najbardziej prawdopodobnie
zechce mimo wszystko mnie zobaczyć, to byłby to Soohyun. Zresztą on jako jedyny
nie miał na dzisiaj żadnych większych planów…
Karuzela się zatrzymała. Gdy tylko z
niej zeszli Kevin otoczył Dongho ramieniem przysuwając go do siebie.
- Jestem pewny, że jeśli by to tylko
od niego zależało, to na pewno przyszedłby cię zobaczyć. – zapewnił go, lekko
opierając swoją głową na skroni maknae.
* * *
10 minut później Kevin już nie tylko
otaczał Dongho ramieniem, ale nawet trzymał go na rękach.
- Przestań się wiercić. Jesteś
ciężka! – narzekał Kevin, gdy Dongho usilnie próbował mu się wyrwać.
- To mnie puść do cholery! – nie
dawał za wygraną Dongho – Zresztą od kiedy ty masz tyle siły?? Jak coś, co nie
ma w sobie ani grama mięśni tylko same kości, może podnieść coś co jest od
niego o 10 kilogramów cięższe?
- Nie przesadzaj. Mam w sobie trochę
mięśni… – nie zgodził się Kevin, niosąc wyrywającego się Dongho w konkretnym
kierunku.
- Tak? Niby gdzie? – coraz bardziej
denerwował się maknae.
W tym momencie Kevin zatrzymał się,
postawił Dongho na ziemi i wziął jego prawą dłoń w swoją, by następnie oprzeć
je obydwie na lewej części swojej klatki piersiowej.
- Tutaj. – powiedział.
Dongho spojrzał na niego jak na idiotę,
więc Kevin dodał jeszcze.
- Serce.
Dopiero po chwili Dongho zorientował się
o co chodzi Kevinowi i wolał nie komentować absurdalności tej odpowiedzi do
całości rozmowy. Powiedział za to:
- Tylko teoretycznie masz taki
mięsień jak serce. Gdybyś miał taki naprawdę, to nie próbowałbyś mnie teraz
wyciągnąć na rollercoaster, kiedy wiesz, że ja nie cierpię rollercoasterów!
Kevin wziął do ręki także drugą dłoń
Dongho (jedną ciągle trzymał przy swoim sercu) i spojrzał na niego robiąc słodkie
oczka.
- Ale jak się zgodzisz, to pójdziemy
później do nawiedzonego domu. Co ty na to?
Dongho uwielbiał domy strachu. Ale pamiętał doskonale z
programów jakie mieli razem z Kevinem, że ten ich nienawidzi. Zaczął więc
rozważać tę propozycję. W końcu jednak uległ minie głodnego szczeniaczka, jaką
prezentował właśnie Kevin.
- No dobra. Niech będzie.
Chwilę później już zapinał pasy przy
siedzeniu w pierwszym rzędzie wspomnianego rollercoastera, ponoć najlepszego w
całym Seulu.
* * *
- To nieuczciwe! Ty wcale się nie
boisz domów strachu! – pół godziny później narzekał Dongho, już po przejażdżce
rollercoasterem i wizycie w nawiedzonym starym szpitalu, gdy kierowali się do
budki z lodami.
- Oczywiście, że nie. Chyba nie
sądzisz bym ci proponował coś czego naprawdę bym się bał. Wiadomo, że to do
programów było tak tylko w ramach utrzymania image’u. – nagle Kevin zmienił
temat – Jakie lody wolisz, Dayoung?
Dongho miał już odpowiedzieć, gdy nagle
ktoś złapał go i Kevina za ramię i pociągnął za sobą. Kilka sekund później
stali na jakieś małej scenie, obok dziewięciu innych par, pod dużym napisem
głoszącym „Konkurs”.
- I znaleźliśmy ostatnią parę. –
oświadczył człowiek trzymający mikrofon, najwyraźniej będący prowadzącym to
wydarzenie – Powiedzcie nam jak macie na imię. – i podał Dongho mikrofon.
Maknae było jednak jeszcze w zbyt wielkim szoku, by jakoś zareagować, więc
Kevin szybko wziął od niego mikrofon.
- Jestem Songho, a to moja
dziewczyna Dayoung. – powiedział bez zająknięcia, po czym dodał jeszcze do
publiczności – Życzcie nam szczęścia.
Dongho spojrzał na Kevina zaskoczony. Wystarczyło
mu jednak tylko jedno uważne spojrzenie, by wiedział, że pod maską osoby pewnej
siebie i panującej nad sytuacją, Kevin skrywał zdezorientowanie i brak pojęcia,
co się wokół niego dzieje.
Szybko jednak obaj dowiedzieli się o co
chodzi w tym konkursie.
- No to teraz jeszcze raz na szybko
przypomnę zasady. Partner podnosi partnerkę w tak zwany bridal style i stara
się utrzymać ją w takiej pozycji jak najdłużej, by ta nie dotknęła ziemi. Myślę
więc, że skoro zasady są banalnie proste to możemy zaczynać. Przygotujcie się
3, 2, 1. Start. – dokończył prowadzący gwizdując w gwizdek.
To wszystko działo się dla Dongho
zdecydowanie za szybko, dlatego na gwizdek zareagował automatycznie biorąc
Kevina na ręce. Dopiero ciche „Dayoung” ze strony Kevina i komentarz
prowadzącego, że mają jedną parę, gdzie to dziewczyna podniosła chłopaka
uświadomiła mu, że przecież nie powinien tego robić, bo w końcu jest
„dziewczyną”. Miał już odstawić Kevina na ziemię i obrócić całe zdarzenie w
żart, gdy zobaczył kątem oka, jak jakiś „mięśniak” patrzy na niego z
pobłażaniem wymieszanym z pogardą. Nawet jeśli tamten raczej nie mógł mieć
pojęcia, że Dongho tak naprawdę jest płci męskiej, to w tym momencie duma i
potrzeba rywalizacji wzięła nad maknae górę. Tym bardziej, że Dongho już
wiedział, że w jednym ma nad nim już przewagę - osoba którą on trzymał na
rękach była dużo ładniejsza i sporo szczuplejsza od jego.
* * *
- Minęło już 15 minut, a nadal mamy
3 pary, które zaciekle walczą o tytuł najlepszej pary. Panie… i pan, proszę
wspierajcie swoich partnerów… i oczywiście partnerkę, by wytrzymali jak
najdłużej. – mówił po kwadransie prowadzący konkurs, a następnie już bez
mikrofonu zwracając się cicho do Dongho – Może chce pani jednak zrezygnować?
Dostanie pani specjalną nagrodę pocieszenia. Nie chcemy, by miała później pani
problemy ze zdrowiem czy coś takiego.
- Nie, nie poddam się. – stwierdził
Dongho najbardziej dziewczęcym głosem na jaki było go mimo zmęczenia stać.
- Naprawdę, nalegam. – kontynuował
prowadzący, na co Dongho tylko nieco mocniej przycisnął do siebie Kevina, jakby
chciał się upewnić, że ten na pewno mu się nie wysmyknie z rąk. Kevin wiedział,
że znaczyło to tylko jedno - „po moim trupie”.
- Niech da jej pan spokój. –
stwierdził spokojnie Kevin, delikatnie wycierając chusteczką krople potu z
twarzy Dongho – Wie pan, znam ją już od dość dawna i wiem, że jak się uprze, to
nie przestanie dopóki tego czegoś nie zrobi. A pan tylko swoją rozmową bardziej
ją męczy. Niech pan lepiej zajmie się innymi parami, bo wydaje mi się, że jedna
z par jest gotowa zakończyć rywalizację.
I rzeczywiście jedna z par zakończyła
swoją przygodę z konkursem.
Na scenie zostali już tylko Dongho z
Kevinem i „mięśniak” ze swoją dziewczyną.
* * *
-Niesamowite! – wykrzykiwał
prowadzący konkurs po kolejnych piętnastu minutach – To pierwszy raz w historii
naszego konkursu, by wygrała go dziewczyna trzymająca chłopaka. Oto wasza
nagroda - 100 000 won (od aut.: w czerwcu 2011 roku, to była równoważność ok.
250 zł). Prosimy o brawa.
Rozległy się gromkie brawa. Później
jeszcze Kevin wygłosił krótkie przemówienie na temat tego jakie kobiety są
zdolne i wspaniałe, a Dongho w tym czasie przeliczał, czy nagroda naprawdę
wynosiła tyle ile powiedziano. Następnie pomachali do publiczności,
zapominając, że nie są tu jako gwiazdy, ale prywatne osoby i zeszli ze sceny.
Gdy już trochę się oddalili od miejsca konkursu Dongho głośno westchnął.
- Mimo wszystko to było męczące… –
stwierdził.
Kevin spojrzał na niego, by też
westchnąć, a następnie przykucnąć przed Dongho i powiedzieć:
- Wskakuj!
Dongho mrugnął kilka razy zaskoczony za
nim dotarło do niego, o co Kevinowi chodzi.
- Nie wygłupiaj się! – powiedział na
głos, po czym dodał szeptem, tak, by tylko Kevin go słyszał – Nie jestem
dziewczyną, pamiętasz? Nic mi nie będzie po tym jak ponosiłem sobie coś
ciężkiego.
- Gdybyś był dziewczyną nigdy nie
pozwoliłbym ci się podnieść – głos Kevina był również cichy, ale w
przeciwieństwie do Dongho bardzo spokojny – A teraz nie narzekaj tylko wskakuj.
Pozwól mi zapracować na tą jedną czwartą nagrody, którą mi wcześniej obiecałeś.
Dongho myślał nad jakimś szybkim
argumentem przeciw, ale nic nie wymyślił. Wiedział, że nie przekona go do
zmiany zdania tym, że przecież go nie uniesie, bo przecież już dzisiaj raz go
niósł. Wiedział też, że nie wmówi mu, że nie jest zmęczony, bo przecież
widział, jakie to było dla niego męczące, kiedy wycierał mu z twarzy całe
strumienie potu. I wiedział, że Kevin nie zmieni sobie od tak zdania, bo był
uparty. „Zupełnie tak jak ja” pomyślał Dongho, w końcu jednak wzdychając
ciężko, po raz kolejny tego wieczora i siadając Kevinowi na barana.
W sumie Dongho spodziewał się, że Kevin
wstając z kucania lub robiąc pierwszy krok się zachwieje. Nic się takiego
jednak nie stało. Co więcej, z tego co Dongho zaobserwował z twarzy Kevina (co
było trudne, bo przecież Kevin nie był do niego odwrócony), to jego mina odkąd
Dongho usadowił mu się na plecach cały czas była delikatnym uśmiechem. Zero
grymasu czy oznak, że jest mu ciężko. „Zupełne przeciwieństwo kruchego i
delikatnego Kevina z przed kamer. Zupełne przeciwieństwo dziewczęcego Kevina,
jakim zawsze wydawał się nam, członkom jego zespołu” myślał Dongho, jednak
szybko postanowił już dłużej się nad tym nie zastanawiać.
- Gdzie tak właściwie idziemy? –
zapytał Kevina, gdy tak szli od jakichś 3 minut w bliżej nieokreślonym dla
Dongho kierunku.
- Coś zjeść. Słyszałem, że jest tu
całkiem przytulna restauracja z niezłym jedzeniem. Idziemy w jej kierunku.
I rzeczywiście Kevin zaniósł go do dość
przytulnej, dwupiętrowej restauracji. Ze względu na dość późną porę było w niej
dość pusto, co było dodatkowym plusem. Zazwyczaj jednak pewnie trudno było
znaleźć tu jakiś wolny stolik.
- W czym mogę państwu pomóc? – zaraz
przy nich znalazł się jeden z kelnerów.
Kevin delikatnie pozwolił zejść Dongho,
a następnie powiedział coś cicho do kelnera, nachylając się do niego. Kelner
tylko uśmiechnął się na to co powiedział mu Kevin i powiedział kierując swą
wypowiedź do obydwóch z nich.
- Oczywiście. Proszę za mną.
Zaprowadził ich na piętro do stolika,
który był lekko odizolowany od reszty, co jedzącym przy nim dawało więcej
prywatności. Przechodząc koło kilku stolików. Dongho zobaczył dziwne „drzewka”
zrobione z drutów i z przyczepionymi karteczkami jako liśćmi na każdym z nich.
Gdy więc szybko złożyli zamówienia, a kelner poszedł zgłosić je do
zrealizowania, Dongho uważnie zaczął przyglądać się drzewku przy swoim stoliku.
Szybko zauważył, że na karteczkach coś pisze.
- Co to? – spytał odczepiając
pierwszą lepszą karteczkę, by przeczytać z niej „By Seoyeon zawsze mnie tak
kochała jak teraz – Taehyun”
- To? – spytał Kevin wskazując na
drzewko.
Dongho pokiwał głową.
- Drzewko szczęścia. – odpowiedział
Kevin. – Jeśli napiszesz życzenie na karteczce i przypniesz do tego drzewka to
ono się spełni. Do tego drzewko przy naszym stoliku jest ponoć najbardziej
szczęśliwe ze wszystkich tutaj.
Dongho przypomniał sobie do jakich
wniosków doszedł, gdy wcześniej rozglądał się po restauracji.
- Pewnie masz rację. Ten stolik
wygląda na najdroższy w tej restauracji, a to znaczy, że wybierają go raczej
bogate osoby. A wiadomo, że z pieniędzmi ma się większe szanse na spełnienie
swoich marzeń.
Mimo, że nie patrzył na Kevina,
wiedział, że ten uważnie mu się przyglądał, jakby chciał wyczytać z niego, czy
ten żartuje czy mówi serio.
- Dongho, pieniądze to nie wszystko.
– odpowiedział poważnym głosem, po raz pierwszy od przyjścia do wesołego
miasteczka używając jego prawdziwego imienia.
Dongho wzruszył ramionami.
- Ty tak myślisz. Pieniądze to siła
napędzająca wszystko na tym świecie, czy tego chcesz czy nie.
Kevin nie skomentował tego, tylko tak
jak Dongho spojrzał za okno. Siedzieli w ciszy do czasu przyjścia kelnera, a
następnie jak gdyby nigdy nic zaczęli wspominać śmieszne momenty, jakie
zdarzały się im ostatnio na próbach.
- A widziałeś minę Soohyuna, jak
zjedzono mu jego lunch, kiedy on spał. – śmiał się Dongho, już po zjedzeniu
posiłku, dopijając resztki herbaty.
- Jak mogłem nie zauważyć. Myślałem,
że zabije wzrokiem wszystkich, którzy tylko znajdą się w zasięgu jego wzroku. –
Kevin też się śmiał, przypominając sobie tą scenę.
- Taa… I biedny Eli … Że też to jego pierwszego
zaczął podejrzewać o „popełnienie tej zbrodni”.
- Eli wyglądał wtedy, tak jakby
przygotowywał się na śmierć.
- Dokładnie. Ale i tak najlepsze
jest to, że jak dowiedział się, że Hoon to zrobił, to już taki zły nie był. –
stwierdził Dongho, wracając pamięcią do późniejszych zdarzeń – Soohyun wyglądał
tak jakby był gotowy jeszcze go przeprosić za to, że był zły na osobę, która
ruszyła jego jedzenie…
- I ponoć Soohyun taki obiektywny
jest i w ogóle. – zachichotał Kevin.
- Cóż, patrząc komu zawsze wszystko
puszcza płazem, to po prostu Soohyun ma słabość do osób sporo młodszych od
siebie. – doszedł do wniosku Dongho - Dlatego najczęściej obrywa się Eli’owi.
Teoretycznie powinien to być Kiseop, ale znowu on ma niezwykłą zdolność do
nierzucania się w oczy, więc niekiedy mam wrażenie, że Soohyun w ogóle nie
pamięta, że ma go w zespole.
Kevin wybuchł głośnym śmiechem.
- Wiesz co sobie właśnie
wyobraziłem? – spytał Kevin, ciągle jeszcze się śmiejąc – Jak małe ludki w
głowie Kiseopa wysokim głosikiem mówią mu, by uważał, bo Soohyun nie jest w
humorze. I Kiseopa, który na to od razu odsuwa się, by nie być w zasięgu wzroku
lidera.
Dongho na tę wizję, również głośno się
roześmiał.
- Wiesz, że to całkiem
prawdopodobne, że tak właśnie to wygląda. To co się dzieje w głowie Kiseopa to
jedna z najtrudniejszych zagadek w dziejach ludzkości. Chociaż ostatnio, to nie
ludki mu podpowiedziały, że grozi mu „niebezpieczeństwo”. – Dongho mówiąc
ostatnie zdanie spoważniał, uważnie przyglądając się Kevinowi. Jego rozmówca
odpowiedział mu spojrzeniem wyrażającym szczerą niewiedzę, o co może mu
chodzić. Dodał więc – Przecież to ty wtedy dyskretnie przeszedłeś z nim na
drugą stronę pokoju.
- Tak, przeszliśmy wtedy w inną
część pokoju, ale to dlatego, że chciałeś się go spytać czy bluzka, którą
właśnie kupiłem będzie mi pasować. Wiesz przecież, że Kiseop zna się lepiej na
modzie niż ja. – powiedział spokojnie Kevin.
Dongho wiedział, że jeśli chodziło o
sprawy związane z modą to zawsze można było na Kiseopa liczyć. Ale wiedział
też, że Kevin nigdy nie pytał się go o takie rzeczy, bo miał własny (lepszy lub
gorszy, to już była sprawa sporna) styl. Ale pewnie to była świetna wymówka, by
odciągnąć Kiseopa od zamieszania, nie wzbudzając podejrzeń. I Dongho było tylko
szkoda Eli, który sądził, że ma specjalne względy u Kevina, a wychodziło na to,
że w takich momentach drugi najmłodszy członek ich zespołu, ratował wszystkich
tylko nie głównego rapera.
Dongho jednak tego nie skomentował, za
to z udawanym zainteresowaniem obserwował nadchodzącego kelnera, który chwilę
później zabrał im puste naczynia, a zostawił dwie karteczki i długopisy.
- Co napiszesz? – zapytał Kevin,
samemu zabierając się do pisania swojego życzenia.
- By hyung tutaj zapłacił za nas
dwóch, a po wyjściu z restauracji, kupił mi w końcu te lody, które mi obiecał.
– odpowiedział żartobliwym tonem Dongho.
- Ej! Przecież powiedziałem, że to
zrobię. – oburzył się Kevin – Nie marnuj życzenia na takie rzeczy.
Dongho się roześmiał.
- Przecież żartowałem. A ty nie
podzielisz się swoim marzeniem? – spytał, kończąc pisać swoje życzenie i
przyczepiając je do drzewka.
- To zależy, jak będzie brzmieć
twoje. – odpowiedział Kevin nadzwyczaj poważnie.
Dongho nachylił się nad stołem, by
żartobliwie go uderzyć.
- To nie fair. Jak możesz coś
takiego robić najukochańszemu dongsaengowi. – powiedział maknae, ciągle się
śmiejąc.
- Najukochańszemu, bo jedynemu. –
stwierdził cicho Kevin, odkładając długopis i przyczepiając karteczkę do drzewka.
Dongho nie wiedział już teraz czy dalej
się śmiać czy raczej uznać to za wypowiedzenie wojny.
* * *
- Chcę tę maskotkę. – po zjedzeniu
lodów, było już późno i razem kierowali się właśnie do wyjścia z wesołego
miasteczka, gdy Dongho nagle zatrzymał się przy jednej z atrakcji-zabaw, w
której można było wygrać jakieś zabawki.
Kevin tylko pokiwał głową i poszedł
spytać się o zasady zabawy. Dowiedział się, że wykupuje się tu 5 piłek, którymi
następnie ma się zrzucić z pewnej odległości 3 butelki. Wrócił więc do Dongho z
wykupionym pakietem piłek i podał mu je.
- A po co mi one? – zdziwił się
Dongho – Powiedziałam, że chcę maskotkę, nie że chcę zagrać.
Głos Dongho prócz tego, że dziewczęco,
brzmiał również ostro, nawet jeśli nie był już na Kevina zły. Fakt że nie dało
się na Kevina długo gniewać, uważał za największą jego wadę.
Starszy z nich niepewnie spojrzał na
piłki, a następnie na butelki, które miał nimi zrzucić.
- Wiesz, że nie jestem dobry w
takich grach… - zaczął, ale Dongho nie dał mu dokończyć.
- Dasz radę, Songho! Będę ci
kibicować. Fighting! – mówiąc to przybrał najbardziej dziewczęcą minę na jaką
było go stać i delikatnie popchnął go w stronę miejsca, skąd miał rzucać.
Kevin powoli skierował się w tamtym
kierunku i zaczął rzucać.
Po tym jak Kevin zużył wszystkie 5 piłek
Dongho zastanawiał się czy powinien się do niego w ogóle przyznawać. Dwie piłki
w ogóle nie doleciały, kolejnymi dwoma wprawdzie trafił już w butelki, ale i
tak uderzenia były tak słabe, że ledwo od nich one zadrżały, a ostatnia piłka,
która wreszcie została rzucona z odpowiednią siłą, przeleciała kilkanaście
centymetrów od najbliższego jej celu.
Nie pozostało Dongho nic innego jak
samemu postarać się o tę maskotkę. Poprosił, więc sprzedawcę o kolejne pięć
piłek, a gdy Kevin chciał zapłacić, cicho powiedział do niego, by sobie
odpuścił, na co ten tylko ze spuszczoną głową odsunął się o kilka kroków.
Pewny siebie Dongho stanął w miejscu, gdzie
przed chwilą stał Kevin.
- Proszę pani, dziewczyny rzucają z
mniejszej odległości… - zaczął sprzedawca, ale Dongho uciszył go morderczym
spojrzeniem, nadal pozostając na tym samym miejscu.
Rzucił pierwszą piłkę. Pudłował.
Dosłownie o centymetr.
Więcej jednak tego błędu nie popełnił.
Kolejnymi trzema piłkami zrzucił wszystkie wymagane butelki.
- Brawo! – zawołał mężczyzna
odpowiedzialny za tę atrakcję – Jaką zabawkę sobie pani życzy? – spytał wskazując
na rzeczy na wystawie.
- Tego brązowego pieska! –
powiedział Dongho słodko, po czym gdy już dostał pieska, dołączył do stojącego
nieopodal Kevina, który wcześniej smutnym wzrokiem obserwował to jak radzi
sobie maknae. Gdy zobaczył jednak, że maknae kieruje się w jego stronę zmienił
wyraz twarzy z depresyjnej na wesołą i pełną dumy z kolegi.
- To było genialne! – stwierdził
biorąc Dongho pod ramię i kierując się w stronę wyjścia z wesołego miasteczka.
Dongho po raz kolejny nie wiedział, co
ma o tym wszystkim myśleć.
* * *
Od prawie godziny włóczyli się tymi
bardziej uczęszczanymi ulicami Seulu. Był to pomysł Dongho, bo Kevin twierdził,
że jest już po dwudziestej drugiej i że powinien go w takim wypadku odprowadzić
do domu. Nie dał się jednak długo prosić maknae i obaj skończyli przechadzając
się razem po prawie całkowicie opustoszałych ulicach i rozmawiając o tych
lepszych i gorszych chwilach w U-KISS.
- Tęsknisz za Kibumem i Alexandrem,
prawda? – spytał ni stąd ni zowąd Dongho, po tym, jak przez dłuższy czas
rozmawiali o tych szczęśliwszych dla ich zespołu momentach.
Kevin przez chwilę nie odpowiadał, jakby
zastanawiał się nad prawidłowym ubraniem odpowiedzi w słowa.
- Sam nie wiem… - powiedział w
końcu.
Szczerze Dongho spodziewał się bardziej
rozbudowanej odpowiedzi.
- Czy ukrywanie tych uczuć w sobie
pomaga ci jakoś je zniwelować czy co? – dla Dongho było to w sumie pytanie
retoryczne i nie spodziewał się na nie odpowiedzi.
- Sam doskonale wiesz, jakie skutki
ma ukrywanie w sobie uczuć. – stwierdził Kevin, patrząc przed siebie – Można
powiedzieć, że zarówno ja, jak i ty jesteśmy w nieokazywaniu prawdziwych uczuć.
Wszyscy myślą, że znają nas na wylot, bo przecież gdy trzeba jesteśmy duszami
towarzystwa, które prezentują setki emocji na minutę. Tyle że te prawdziwe i
najcenniejsze dla nas uczucia okazujemy naprawdę rzadko. Ta cenna umiejętność
okazywania uczuć najwyraźniej zanikła u nas z biegiem lat i wzrostem bagażu
doświadczeń…
Dongho wiedział, że Kevin ma rację.
Podejrzewał, że to pewnie to właśnie podobieństwo sprawiało, że nieraz jego
najmłodszy hyung rozumiał go wtedy, gdy reszta już nie dawała rady w
orientowaniu się w zawiłości wypełniających go sprzecznych myśli i emocji.
Chociażby takich jak dzisiaj, gdy nie był pewny czy chce, by ktokolwiek
przyszedł na jego festiwal czy nie. Gdy już sam poznał odpowiedź, wtedy Kevin
pojawił się niewiadomo skąd z puszką kawy i wziął go do wesołego miasteczka.
Bez zbędnych pytań, dlaczego nie powiedział im o festiwalu czy prób by na siłę
przywrócić mu dobry humor, czego Dongho nie znosił. To raczej Kevin dostosował
się do jego nastroju.
Dongho już miał coś odpowiedzieć, jednak
nie było mu to dane, bo nagle stanęło przed nimi pięć wyrostków, ewidentnie coś
od nich chcących. Kevin odruchowo przesunął stojącego obok niego Dongho za
siebie, czemu maknae się nie opierało, nie zorientowawszy się w sytuacji.
- Proszę, proszę, para wracająca
samotnie z randki. – zaczął jeden z zastępujących im drogę.
- Jak para może być samotna? W końcu
to dwie osoby, więc nijak para osób nie może być samotna. – mruknął cicho
Dongho, tak, by tylko Kevin go usłyszał. Ten odwrócił się w jego stronę, by
wysłać mu szybki uśmiech, po czym spojrzał znowu na osoby przed nimi, a
konkretnie na tego, który już coś powiedział.
- Podzielcie się z nami swoimi pieniędzmi, a nic wam się nie stanie.
– przeszedł do rzeczy, ten który zdecydował się już wcześniej do nich przemówić
– No może tylko trochę zabawimy się z koleżanką. – stwierdził, patrząc na
Dongho, na co Kevin cofnął się o krok, zmuszając do tego samego maknae, który
stał zaraz za nim.
Dwoje najmłodszych członków
U-KISS wymieniło ze sobą szybkie spojrzenia. Podczas gdy wzrok Dongho wyrażał
całkowite zdezorientowanie, o tyle to Kevina było poleceniem - „Uciekaj”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz